sobota, 29 grudnia 2012

Kryzys może być dobry

Byliśmy jakiś czas temu w grupie małżeństw, które spotykały się przynajmniej raz w miesiącu. Spotkania comiesięczne miały swój unikalny charakter, każde miało swój temat. Założenia były takie, że pracujemy nad sobą i nad relacją małżeńską tak, by nasze rodziny rozkwitały. Byliśmy wszyscy razem ponad dziesięć lat. Niektórzy dłużej. Bardzo długo nasze więzi były silniejsze niż więzi z naszymi rodzinami. Spotykaliśmy się o wiele częściej niż co miesiąc, choć nie było to konieczne. Wiedzieliśmy o sobie właściwie wszystko. Pomagaliśmy sobie, wspieraliśmy się. I co?
Pojawiły się problemy. Nieporozumienia. Zmęczyły nas problemy, z którymi nie potrafiły sobie poradzić niektóre z małżeństw. Gdy chcieli odejść zrezygnowani mówiliśmy - przeczekajcie, dajcie sobie czas, ruszycie do przodu jak zbierzecie siły. Trudna była nieustanna bliskość, brak dystansu. Stało się to w pewnym momencie barierą w możliwości szukania perspektyw rozwoju osobistego, jak i poszczególnych małżeństw. Część par odeszła wcześniej, a po kilku latach pozostałe też przestały się już razem spotykać.

Nie umiałam tego ocenić przez długi czas.

Rozmawialiśmy o tym z kilkoma osobami w czwartek. Dwa małżeństwa się rozpadły, jedno byłoby prawie, ale znaleźli sposób, który im pomaga. Inne - nie wiem do końca. Nie chcę tak wielkiej bliskości jak wtedy. Widzę też, że zbyt długo przyklepywaliśmy pewne problemy. Lepiej pozwolić człowiekowi zmierzyć się z własnym kryzysem lub z kryzysem więzi. Wspierać go, ale nie brać odpowiedzialności. Kryzys jest super okazją do tego, by wzrosnąć, jeśli przyjmie się go dojrzale. W sytuacji ekstremalnej człowiek mobilizuje się w sposób maksymalny i znajduje rozwiązanie. Takie, które jest idealne dla niego. Wzrasta, przekracza siebie. Zbyt wiele sygnałów - nie martw się, jesteś ok, może człowiekowi zrobić krzywdę, a przede wszystkim zabrać cenny czas życia. Pewnie, że kryzys niesie ryzyko cofnięcia się we wzrastaniu, jeśli szukamy natychmiastowej poprawy emocji - wtedy możemy utaplać się po szyję w tym, co z dobrem nie ma nic wspólnego, a od razu przynosi przyjemne doznania - wszelkiej maści używki, skoki w boki, itp. Wtedy życzliwi przyjaciele powinni znaleźć się na właściwym miejscu. :)

Jestem wdzięczna za tą drogę, którą przeszliśmy, bo wiele się nauczyłam - rozmowy, pomocy, otwarcia na innych. Ale zdaje sobie sprawę z błędów, które popełniliśmy. Potrzeba iść z kimś razem. Ale dystans musi być. :)

piątek, 28 grudnia 2012

Wspomnienia świąt

Wigilia udała nam się bardzo. Po różnych przepychankach w stylu - "Może nie kupimy prezentów, bo po co. I tak są nie trafione i stanowią duży wydatek." Tym razem wprost powiedziałam, że my chcemy, żeby prezenty były i je kupimy. Ustaliłam to z moją siostrą jednego dnia (była po rozmowie z Mamą), a następnego Mama mi oznajmiła (choć o naszych rozmowach z siostrą nic jeszcze nie wiedziała), że prezenty już dla wszystkich ma :))) I tak pokazało mi to kolejny raz, że w tej sprawie nic wspólnego ustalić się nie da, choć co roku miałam różne propozycje, by to nie było zbyt obciążające dla nikogo. Szczególnie jak dziewczynki były małe, to trudno było mi się wyrwać z domu i szukać prezentu dla każdego. Wtedy chciałam, żeby ustalić kto komu coś kupi i będzie łatwiej. Ale nigdy nikt nie był zadowolony z tych ustaleń. Rozpisuję się na ten temat dużo, bo w tym roku okazało się, że każda nasza córka niezależnie przygotowała prezenty DLA KAŻDEGO. Ja dostałam robioną bransoletkę z koralików od jednej i książkę plus tekturową teczkę, której potrzebowałam od drugiej. Prezenty rozdawane były na koniec wigilii i trwało to bardzo długo, bo każdy rozpakowywał, cieszył się :) i dopiero dostawał ktoś drugi. Śmiechu i radości było bardzo dużo. Szczególnie wtedy, gdy coś było dobrze zaklejone i nie dało się odczepić :)
Jeśli chodzi o potrawy to furorę zrobiła ryba po grecku zrobiona po raz pierwszy przez moją siostrę. Prosiłam ją o to, a przepis znalazła na jednym z blogów :).
Dzielenie się opłatkiem też jest bardzo miłe. Odbieram, że cieplejsze i bardziej autentyczne z roku na rok. Znaczy to, że nasze relacje są coraz lepsze? Pewnie tak :)
Potem następne dni nie były już taką bombą emocji, ale miłe i pełne odpoczynku.
Wczorajsze spotkanie z dawnymi, a jednak ciągle bliskimi znajomymi poruszyło mnie bardzo mocno. Ale opowiem o tym troszkę później.

Mam nadzieję, że i Wasze spotkania były ciepłe i dobre?

E.

niedziela, 23 grudnia 2012

Życzenia Świąteczne

 

Niech Boże Narodzenie da nam zapał do mnożenia Dobra!


 Nie znam Cię osobiście, widzę tylko Twoje ślady na tym blogu, 
ale będę myśleć o Tobie 
dzieląc się opłatkiem...
bo w pewien sposób idziemy razem. :)

E.

 

Przygotowania przedświąteczne


Pisałam o odpoczynku przed przygotowaniami świątecznymi. Na dowód zamieszczam zdjęcie naszego psa (jeśli chodzi o ścisłość to ... ona). Odpoczywa, ale jak się nachylam to już zaczyna się odwracać, bo może po brzuszku będę chciała pogłaskać pieska? :) Rasa super, jeśli chodzi o charakter,  do domu. Prawdziwa żywa przytulanka. Bardzo dobroduszna psina, ustępliwa i pogodna. Nie musi dużo biegać. Zwykle krótkie spacery wystarczają. Ma tylko jedną wadę - niestety wychodzi sierść. Co prawda łatwo ją sprzątnąć, bo jest miękka, ale mimo wszystko jest to pewien problem. Przynajmniej na początku, póki się człowiek nie przyzwyczai :) Baardzo lubimy naszą sunię.

Wczoraj rano sprzątanie, zakupy, pieczenie ciast wieczorem. Dziś już tylko gotowanie.

Niestety nie można biegać, bo za zimno. -8 st C to za dużo. Gdybyśmy mieli przejściowo -5 st C, a potem jeszcze spadło, to myślę, że nie byłoby problemu, a tak niestety przerwa w bieganiu.
Nie mogę się przemóc, aby pojeździć na rowerze stacjonarnym. W piątek zrobiłam próbę, ale nie było przyjemnie.

Wczoraj i dziś dieta tłustego karczku z pomidorem. Zamiast czterech dni, które miały być stać mnie na dwa. I tak koncentracja siada. :( I to nie jest fajne...

Mama nie czuje się zdrowa i mówi, że nie będzie u nas spać w Wigilię. Szkoda, bo nie wiem, czy da się wyciągnąć do nas w Boże Narodzenie.

Dużo sił w tych ostatnich przygotowaniach!

E.

piątek, 21 grudnia 2012

Koniec adwentu



Adwent dobiega ku końcowi. Kalendarz nam sprzyja w tym roku, bo nie ma jeszcze świąt, a już mamy dni wolne. Jest czas aby przygotować Święta, spowolnić bieg, pobyć ze sobą samym jeszcze przed spotkaniami z rodziną przy wspólnym stole. Już od jutra przygotowania powoli będą nabierać tempa. Oby udało się bez pośpiechu, obawy, że czegoś się nie zdąży, coś zapomni.
To ciągła nauka jak pracować i trudzić się z wewnętrznym  dystansem, bez napięcia.
Życzę Wam na ten czas bezpośrednich przygotowań, aby był radosny i spokojny!

niedziela, 16 grudnia 2012

Spotkanie


Właśnie skończyliśmy oglądać film pt. Spotkanie. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Film inny niż pozostałe. Daje do myślenia. Oj, daje. Zobaczcie jeszcze przed świętami.

film na YouTube

E.

sobota, 15 grudnia 2012

Jesteście gotowi?


Już niedługo koniec adwentu, koniec roku, koniec tygodnia. Jesteście gotowi na koniec i ... na początek czegoś nowego? Czy przygotowaliście się na to, co nowego ma się rozpocząć w Waszym życiu? Jesteście Tego autorami? Do dzieła!

E.

piątek, 14 grudnia 2012

Pogrzeb

Pogrzeb to odejście człowieka, jego pożegnanie. Uczucia jakie nam towarzyszą wcale nie są takie jednoznaczne. Zależy, czy byliśmy związani ze zmarłym. Czy ta więź była silna? Czy była ciepła? Mogliśmy być związani mocno, ale poprzez emocje oparte na złości, pretensji, żalu. Wtedy pogrzeb oprócz smutku może przynieść niestety niechcianą przez nas ulgę. Jeśli więź była słaba to dopada nas obojętność, poczucie dystansu i dylemat - jak mogę nie czuć smutku, żalu, współczucia - przecież to dramat - koniec życia człowieka, pewne podsumowanie tego czym żył, kim był, czego dokonał.

Byliśmy wczoraj na takim pogrzebie, gdzie emocje jakie mnie dopadły nie są przeze mnie akceptowalne w takiej sytuacji. A jednak się pojawiają. Mam z nimi kłopot. Czuję niesmak, dyskomfort.

Skłócony z rodziną. Nie wnikam, kto ma rację (a raczej miał). Podobno wiedząc, że zostało mu niewiele życia chciał sprzedać dom, w którym mieszkał, żeby przed śmiercią się zabawić. Nie myślał o tym, co zostanie córce, wnuczkom i niepełnosprawnemu synowi. Prawdopodobnie uzależniony od alkoholu. Czy jakieś wartości były dla niego ważnie? Nie znałam go na tyle, żeby powiedzieć na pewno nie. Ale raczej zamiast radości z osiągania wartości były łatwe przyjemności życiowe. Do tego wszystkiego wmieszał się brat i podobno to on tak kierował zmarłym w ostatnim czasie. Liczył na pieniądze? Sam prowadzący nieuporządkowane życie, bez majątku, którego zmarłemu nigdy nie brakowało.

Nie było słów pożegnania na cmentarzu. Ksiądz wyrecytował słowa nabożeństwa jakby recytował rolę z pamięci. Nie spotkałam się wcześniej z czymś takim. Najbliższa rodzina mówi - piękna była msza. Jaka msza? Nie było żadnej mszy!

Trudne są takie pogrzeby i pożegnania. Baaardo trudne.

E.

PS. Żal mi tych osób, które zostały. Żal mi zmarłego i jego zaprzepaszczonych szans. Może jednak będzie z tego Dobro? Trzeba przepracować to, co złe, poukładać cały bałagan, dołożyć cierpienia i będzie z tego Owoc? Jak zawsze, trzeba tylko czasu :)

E.

czwartek, 13 grudnia 2012

Pochwała biegania

Jak ja lubię biegać! Bieganie jest bardzo proste, nie trzeba myśleć, główkować, zapamiętywać, zwracać uwagę na... Po prostu ubrać się odpowiednio i zacząć biegać.

Jeśli chodzi o tempo, to można biec bardzo wolno. I tak się człowiek spoci i zmęczy. Przynajmniej kiedy biega krócej niż rok :) Jak będzie potem to jeszcze nie wiem. Tutaj bieganie, jak dla mnie, przewyższa rower wielokrotnie, bo na rowerze można zmarznąć jadąc wolno, a jeśli jest się zmęczonym, a nogi nie chcą się ruszać same, to trzeba pokonywać wewnętrzne opory, by przyspieszyć. Przy bieganiu po prostu nie muszę przyspieszać. A co jeśli tempo przestanie mnie zadawalać? Może jak będę mieć lepszą kondycję, to przyspieszenie przyjdzie samo? Pomyślę o tym kiedy indziej :)

Nie potrzeba żadnego sprzętu. Fakt, że mam koszulki od jazdy na rowerze i gdybym ich nie miała, to musiałabym kupić, żeby się nie przeziębić w taką pogodę. Buty też nie muszą być jakieś specjalne. Wystarczą sportowe z grubszą podeszwą. Buty udało nam się kupić parę lat temu za niecałe sto złotych w małym miasteczku w Beskidach, na jarmarku. Są nieprzemakalne. I mamy jednakowe :) Na głowę opaska zasłaniająca uszy. W moim przypadku broń Boże na czoło, bo po powrocie mój nos zamienia się w cieknący kranik. Pewnie, że myślę sobie o kupnie chusty na głowę, która może być opaską, szalikiem albo czapką. Ale to nie jest konieczne. Wczoraj biegaliśmy przy temperaturze -5 st. C i wystarczyła zwykła opaska.

Po powrocie z biegania jestem zmęczona, ale ogarnia mnie taka radość i satysfakcja z tego, że się udało przebiec kolejny raz naszą trasę, że przezwyciężyłam pogodę. Dotlenienie i wysiłek powodują, że więcej się chce robić, jest więcej pomysłów i sił.

Bieganie wciąga. Drugiego dnia po bieganiu myślę, może dziś pójdę pobiegać?

E.

środa, 12 grudnia 2012

Zamieszanie z powodu przyjmowania gości minęło. Jesteśmy po. Gotowanie i pieczenie się udało. Fajnie jest gościć bliskich ludzi, rozmawiać o problemach, dzielić się sprawami, które są dla nas ważne. Kontakty, wymiana myśli są tak ważne dla mnie, choć muszę też mieć chwile, kiedy wsłuchuję się w siebie.

Mam już odpowiedź, na którą czekałam ponad miesiąc. Niestety odmowna. W takim razie szukam dalej nowych zadań, które będą mnie mobilizować do rozwoju.

Niedługo święta, czas gromadzenia prezentów. Już wiem, co upiekę. Udoskonaliłam sernik ze snickersami. Zrobię go koniecznie. Ciasto na piernik dojrzewa w lodówce już od dawna. Będzie jabłecznik i ptasie mleczko na biszkopcie. No i makowiec. :)

E.

piątek, 7 grudnia 2012

Tydzień trwa pełen emocji. Weekend właściwie już jest.

W tym tygodniu uczestnicząc w kursie przez internet poprowadziłam swoje pierwsze webinarium. Było super! Powiem szczerze, że gdyby nie obawa, że pojawią się problemy techniczne, których nie jestem w stanie przeskoczyć, to webinarium jest mniej stresujące niż prowadzenie "w realu". Dlaczego? Bo człowiek czuje się mniej obserwowany?? :)


Dziś wreszcie (WRESZCIE) dowiem się, co z tą moją pracą. Bo nadal nie wiem.

Byłam wczoraj na szkoleniu nt. urzędu statystycznego, pkd i obowiązków sprawozdawczych. Nie dowiedziałam się właściwie nic, czego bym nie wiedziała. Ale rozmowa na przerwie podsunęła mi pewien nowy pomysł odnośnie mojej pracy. :)


Weekend pełen gości, pieczenie już się zaczęło.


I byliśmy biegać. Znalazłam chyba sposób na katar, który ostatnio pojawiał mi się zaraz po powrocie z treningu. Nawet nie myślałam, że mam tyle niepotrzebnej wody w organizmie. :) Wczoraj nie zakładałam opaski na czoło, tylko na uszy i wyżej, na głowę. Zatoki mi się nie przegrzały i katar mi się nie powiększył. Mam pozostałość po poprzednim :) Mam nadzieję, że będzie dobrze.

 E.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Jak spowodować, aby ktoś chciał rozpocząć zmianę, jak dać mu nadzieję na to, że jest cel, który chciałby osiągnąć i może to zrobić? By nie było tak, że czołgamy się przez kolejny dzień, czekając aż minie, a ten następny też nic nowego nie przyniesie. Jak nauczyć jednostkę zaspokajania swoich potrzeb?


W Siemianowicach Śląskich Powiatowy Urząd Pracy w ramach aktywizacji bezrobotnych rozdaje bony pieniężne na dowartościowanie samotnych matek w ich własnych oczach. Dodatkowo oferowano doradztwo, szkolenie, a bon opiewał na 2,3 tys. zł. Można było za te pieniądze kupić ubranie, obuwie, figi, biustonosz, torebkę, zapłacić za wizytę u dentysty, protetyka, okulistę, optyka, fryzjera, kosmetyczkę, wizażystkę itp. oraz wynająć opiekę nad dzieckiem w czasie szkolenia. Wybrano te kobiety (25-30 lat), które były rzeczywiście zaniedbane, nie umiały się zachować, nie wierzyły w to, że stać ich na to, aby coś z siebie wykrzesać. Zawody które wybierały, to kucharz, handlowiec, opiekunka dla osób starszych i niepełnosprawnych, sprzątaczka, szwaczka. Panie kupiły sobie ubranie do pracy - czyli białą bluzkę, czarne spodnie, buty, wydawały pieniądze rzeczywiście z głową. I okazało się, że wszystkie panie stanęły na nogi, znalazły staże. Pracodawcy mówią, że przedłużą umowy, a potem chcą zatrudnić je na swój koszt.


Jest to przykład dotyczący bezrobotnych, a mnie zastanawia coś innego. Często człowiek tkwi w jakiejś sytuacji, problemie, z którym nie umie sobie poradzić. Nie umie, bo stosuje te same rozwiązania, popełnia te same błędy, jego działania są nieskuteczne. Wystarczy, aby ktoś podpowiedział, co należy zrobić. Czasem potrzebne są na to środki finansowe, a czasem wcale nie. Myślę sobie, że nawet nie zawsze potrzebne jest prowadzenie za rączkę od początku do końca. Chodzi o to, aby człowiek podjął jakąś zmianę, zobaczył efekty, uwierzył, że jest coś w stanie zmienić, czyli że to co robi ma sens. I człowiek sam się dalej rozwija. Osiąga cele, które do tej pory nie były dla niego osiągalne. Jedno małe osiągnięcie pociąga za sobą drugie.


Czy tak naprawdę, chodzi o to aby ubrać się modnie, wydać dużo pieniędzy na poprawę wyglądu? A może wystarczy poczuć się atrakcyjnie, uwierzyć w siebie i wtedy oczy patrzą bystro, usta się śmieją, mamy odwagę odezwać się, iść do ludzi i czegoś od nich oczekiwać, bo wiemy, że możemy od siebie coś dać?

Podobnie z dietami. Na jakiejkolwiek, kiedy zaczynamy ją stosować, zaczynam się lepiej czuć. Przecież niekoniecznie chodzi o to, co jem będąc na diecie. Po prostu pojawia się nadzieja - coś robię, jest nadzieja na zmianę. To efekt przede wszystkim w psychice, nie zawsze poparty zmianami fizycznymi związanymi z tym co jem.


E.

niedziela, 2 grudnia 2012

Byliśmy odwiedzić znajomą, która wyprowadziła się z trzema synami do małego miasta. Sama, bo jej małżeństwo się rozpadło w ostatnim czasie. Przeprowadzkę planowali jakiś czas temu jeszcze z mężem, albo właściwie z jego inicjatywy, ale potem dość szybko stało się już nieaktualne. Od nas to jakieś dwie godziny jazdy samochodem. Podziwiam jej zaradność. Potrafi prosić o pomoc, kiedy jej naprawdę potrzebuje. Nie rozważa nieustannie sytuacji, w której się znalazła, ale rozwiązuje problemy, z którymi się spotyka. Chłopcy w tej sytuacji dorośli, stali się bardziej otwarci, pomagają. Czasem na wiele godzin zostają sami, potrafią dużo w domu zrobić. Dzięki przeprowadzce łatwiej znieść im sytuację, w której nie tylko brakło ojca, ale jeszcze on sam przez swoje zachowanie powodował większy zamęt i odbierał poczucie bezpieczeństwa, które synowie otrzymywali od matki. Nowe środowisko nie pyta, co się stało z ojcem. Po prostu przyjmuje ten fakt jako już zastany. Jak wiele może być w człowieku siły, zaradności, kiedy z pokorą przyjmie tą rzeczywistość w jakiej się znalazł!

E.

sobota, 1 grudnia 2012

Zrobiliśmy kalendarz adwentowy. Zeszło nam prawie do 1.00. Na karteczkach napisaliśmy pochwały, miłe słowa dla każdej córki inne. Była frajda wspólnej pracy rodzicielskiej. Dziewczyny rano zaskoczone. Nie byłam pewna, czy się ucieszą. Ale tak :)
Wygląda to tak:


Padało, więc z biegania nici, ale za to step and body super!

E.

piątek, 30 listopada 2012

Dziś wieczorem będziemy robić z mężem kalendarze adwentowe dla naszych córek. Dawno ich nie było. Mamy zamiar na każdy dzień zamieścić dla nich karteczki z motywacyjnymi sentencjami lub złotymi myślami. Jutro dołożymy jakieś słodycze. Chcemy zamieścić te kalendarze na tablicy korkowej, która wisi u nas jako tablica ogłoszeń. Zobaczymy jak to się uda. :)

Wczorajsze spotkanie z przyjaciółką dało mi dużo pozytywnej energii i dobrych myśli. Szkoda, że trudno jest znaleźć czas by spotkać się częściej. Dobrze jest porozmawiać z kimś, kto myśli podobnie i komu nie trzeba opowiadać całego kontekstu spraw, by je zrozumiał. Dobrze jest też zobaczyć zmaganie innych o to samo dobro, które nam jest bliskie.

Dziś może da się biegać? A może da się pójść na fitness?

E.

czwartek, 29 listopada 2012

Karpatka jest smaczna, ale nie wyrosła tak jak chciałam. Poszukam innego przepisu.

Biegaliśmy. Pogoda w sam raz na takie ekscesy - ciepło, raczej bez wiatru.

Dziś już czwartek. Zaraz tydzień pracujący dobiega końca. Będą jakieś informacje, na które czekam??

Czy wam zdarza się mieć jakieś widzenie rzeczywistości, planować w oparciu o nie, a potem zobaczyć, że nie ma podstaw? złe dane? I wtedy perfekcjonizm podpowiada - nie tylko na tym nie można się oprzeć, ale i na tym, i na tym jeszcze... W ogóle nic się nie uda... Nie ma co próbować...
O, nie! To tylko chwilowy regres. Cofnięcie się spowodowane małymi zawirowaniami. To tylko złe fronty pogodowe, które akurat się przemieszczały. Zająć swoje pozycje! Nie wycofujemy się! Jak zawirowanie oddali się, to potwierdzimy dane i po ewentualnej modyfikacji planów nadal będziemy iść do przodu. Do przodu!

E.

środa, 28 listopada 2012

Piekę dziś karpatkę po raz pierwszy od chyba 15-u lat. Ciekawe, czy się uda? Przepis jeszcze nie sprawdzony. Do dokończenia mam krówkę - ciasto bez pieczenia - z krakersów, herbatników, masy krówkowej i bitej śmietany. Pewnie znacie :) Mamy dziś małą uroczystość domową. Co prawda ja ciast nie jem, ale mam ogromną frajdę, gdy moje słodkości jedzą inni.

Wczoraj padało i nie biegaliśmy. Za to stretching pomógł mi ukoić żale z powodu braku możliwości ruchu na powietrzu.

Czy wiecie, że w tym roku po raz pierwszy nie płaci się podwójnej zaliczki na podatek dochodowy za listopad? Płaci się w styczniu za grudzień, chyba że do 20-go ktoś złoży zeznanie roczne. :)

wtorek, 27 listopada 2012

Jak trudno jest przyjąć własną historię, historię swojej rodziny, przyjąć błędy własnych rodziców. Przyjąć to znaczy pogodzić się z tym, co nie było dobre, chwalebne, o czym chciałoby się zapomnieć lub wymazać z dziejów świata. Podobnie z własnymi błędami, choć to już łatwiej w pewnym sensie, bo jest się ich autorem. Te własne i te "rodzinne" będą kulą u nogi, zmorą emocjonalną, która uśpiona na krótki czas budzi się znowu i potrzeba znów czasu i wysiłku, aby ją ugłaskać, uśpić, znieczulić.  Więc nie ma innej drogi jak ta, by wszystko przyjąć, zaakceptować, pogodzić się z tym, przepracować po to, by po pewnym czasie (dni, miesiące, lata) zobaczyć, że z tego wypłynęło dużo dobra. Bo nauczyło to nas wrażliwości, dzielności (w znoszeniu cierpienia i pokonywania przeciwności), podnoszenia się z upadków, pracy nad własnym małżeństwem, nad relacją z innymi. Spowodowało, że wielokrotnie przekroczyliśmy własną miarę.

Znaczy to, że choć zło nie jest dobrem, nie jest sensowne, nie jest chciane, nie było zaplanowane, to można (a nawet jest taka konieczność) przekuć je na dobro. Dobro większe niż to, które zdarzyłoby się, gdyby zło się nie wydarzyło.

Są chwile, kiedy dane jest nam to zobaczyć. I doświadczyć radości, która choć cicha, ma swojego towarzysza zwanego pokojem serca.

E

poniedziałek, 26 listopada 2012

Zrobiliśmy podsumowanie wydatków listopada i choć pilnowałam się z zakupami, to i tak suma wyszła większa niż miała wyjść. Ograniczyliśmy to co nie było potrzebne, ale obornik, drzewka na działkę to była konieczność. Bo potrzebne są raz w roku. Dużo wydatków mamy ze starszą córką, bo chodzi na dodatkowe zajęcia z rysunku i nie tylko. Ale najważniejsze, że wystarcza. A  że nie zostaje... Dobrze, że mamy na kogo wydawać :)


niedziela, 25 listopada 2012

Szkoda, że już jutro poniedziałek. Już dawno na poniedziałek tak nie miałam ochoty. :) Znaleźliśmy czas na przeprowadzenie rozmowy o wychowaniu dzieci i odpowiedzialności za ich rozwój wewnętrzny, duchowy i społeczny. Trudne wyzwanie w stosunku do nastolatków. Niby wszystko robimy, ale mam wrażenie, że nie panujemy nad wszystkim i mam poczucie takiego braku skuteczności. Chyba z nastolatkami to tak niestety jest. A jak będą dorosłe, to może ( mam nadzieję ) będą bardziej zorganizowane i odpowiedzialne, ale kontroli nad tym mieć nie będziemy. I tak ma być. Teraz to najważniejsze towarzyszyć, trzymać rękę na pulsie, wspierać, a czasem powstrzymywać.

Nie ma niestety biegania, ani ruchu na świeżym powietrzu. :( Kto by kiedyś pomyślał, że będzie mi brakować. Muszę się wzmocnić. Może już we wtorek będę gotowa do biegania?

E.

sobota, 24 listopada 2012

Tak jak myślałam zakupy się udały. Męska bluza z kołnierzykiem zwana "polówką" została zakupiona. Będzie wręczona w odpowiednim czasie. Przeziębienie jakby ustępowało, zamiast się rozwijać - dziś właściwie bez objawów. Za sprawą odpoczynku lub zastosowania miodu manuka i czosnku? A miodek jest doobry...

Jutro ostatni dzień, gdy jestem w programie pana Gacy. To znaczy w systemie komputerowym. Dziś udało mi się powiedzieć, że szczupłość to mój niedawny nabytek i mam nadzieję, że u mnie pozostanie. :)

Mam konkretne zalecenia, których należy przestrzegać, aby utrzymać wagę:
  1. cztery dni w tygodniu, to dni, w które przestrzegam diety.                                                              I śniadanie to mogą być płatki kukurydziane z mlekiem, kefir z płatkami owsianymi i śliwkami suszonymi lub kromka chleba z wędliną. 
    II śniadanie to owoce lub warzywa z kefirem. 
    Obiad - ryż brązowy, porcja chudego mięsa i warzywa. 
    Kolacja - ser biały chudy z jogurtem, ryba lub mięso. 
    W pozostałe dni tygodnia - uczta, czyli bez diety, ale przestrzegając charakteru posiłku.
  2.  pilnować regularności posiłków - co 4 godz,
  3.  pić min. 1,5 litra wody,
  4.  jeśli waga stoi to mogę zwiększyć ilość dni z ucztą o jeden, a jeśli przekroczy wagę z czerwoną lampką to zmniejszyć,
  5.  mam wagę z czerwoną lampką, czyli wagę, której nie mogę przekroczyć,
  6.  pamiętam o wykonywaniu treningu dwa razy w tygodniu, a jeśli waga wzrasta to zwiększam ilość treningów do trzech,
  7.  cztery ostatnie dni miesiąca, to dni diety tłuszczowej - 4x po 150 g karczku ze smalcem, dziennie 300 g warzyw np. pomidor przy pierwszych trzech posiłkach i 3 litry wody.
Zobaczymy jak to działa!

E.

piątek, 23 listopada 2012

Szukałam dziś prezentu dla męża. Mam sprecyzowane oczekiwania, ale tam gdzie byłam czegoś takiego nie znalazłam. Po prostu w sklepach zagranicznych firm nie ma koszulki bawełnianej z długim rękawem z kołnierzykiem. Nie chodzą w bluzach z kołnierzykiem??? Dziwne. Pojadę tam gdzie są sklepy polskich firm i tam kupię. Będzie pewnie duży wybór. Ciekawe co myślicie o kolorach dla panów po czterdziestce. Stonowane, czy też żywe, barwne? Wolę jednak te pierwsze.

Dopadła mnie dziś podwyższona temperatura. Nie wiem, czy efekt "przewiania" przy bieganiu dwa dni temu, czy obniżenie odporności na skutek stresu. A może jedno i drugie. Paracetamol trochę pomógł. Nie czuję się tak obolała jak wcześniej. Ciekawe, co będzie jutro...  A mam ten prezent na rzeczy. Z biegania dziś nici, z fitnessu też. No i ominęło mnie wyjście z mężem.... Buuu

Czas na leniuchowanie. Szkoda, że przymusowe. I niekomfortowe.

E.

czwartek, 22 listopada 2012

Super! O decyzji szefa dowiem się podobno w przyszłym tygodniu. :( Zacznę ćwiczyć popołudniowe drzemki, relaksację Jacobsona i wizualizację. Bo coś same ćwiczenia to mało... Taki czas. Kreatywny, ale na parkingu z włączonym silnikiem. Pali dużo i dymi :) Czyli jest zadyma!

E.

środa, 21 listopada 2012

Zapomniałam pisać o bieganiu. W ostatnich dniach biegaliśmy dwa razy. Zaraz też się wybieramy. Ale to nie wystarcza, bo czuję się mimo wszystko spięta na plecach i karku. Byłam rano na zajęciach strechingu, bo pilatesa nie znalazłam. Poczułam się rzeczywiście odprężona. Jak można było sobie radzić bez sportu???

W internecie znajduję dużo informacji, które chciałabym wchłonąć od razu - jak zrobić stronę, jak wykupić domenę, co to są przekierowania itp. wiele słów, których nie potrafię powtórzyć. Od wczoraj jedno, którego znaczenia doświadczyłam - webinarium. Nawet wiem jak się wymawia :) Ale już kończę w tym tonie, bo młodsi popękają ze śmiechu.

Jutro muszę wydębić jedną informację od szefa, czy dostanę tę działkę pracy, o którą prosiłam. Od tego wiele zależy. Moje plany. Jeśli odmówi, to w pewnym sensie porażka, ale też duże pole do popisu w sprawie tego o czym sobie myślę. Zawzięłam się, że dowiem się dziś, ale ... szef wyszedł niezauważenie i nie wrócił. Znowu czekam ...

wtorek, 20 listopada 2012

Ciekawe, co też myślą narzeczeni o naukach przedmałżeńskich? Pewnie to pytanie retoryczne... A czego tak naprawdę chcieliby się dowiedzieć? Jak sprawić by więź się nie rozpadła? Jak zaplanować romantyczny wieczór we dwoje? Jak wyrażać emocje? Czy też jakie są zasady wychowywania dzieci? Jakie etapy miłości małżeńskiej? Jak dobrze się zestarzeć???  To już chyba za daleko... A może jak zarobić pieniądze, na jaki kolor umalować sypialnię, jakie potrawy gotować? Ciekawe... A może interesuje ich tylko to, gdzie najtaniej zamówić dobra orkiestrę i za minimalne pieniądze i bez problemu zorganizować przyjęcie weselne? Bo na nic innego nie mają teraz czasu? A ile czasu chcieliby poświęcić na to, by dowiedzieć się tego, co ich naprawdę interesuje?

poniedziałek, 19 listopada 2012

Przed chwilą odkryłam jedną z moich największych wad. Męczy mnie od wielu lat, hamuje w działaniach, zabiera energię... Jestem wkurzona! To kłoda u moich nóg i muszę coś z nią zrobić! To perfekcjonizm. Powstrzymuje mnie od działania. Napędza strachem, że się pomylę, że coś nie będzie dobre tak jak trzeba... a może to nie ten sposób, nie ta droga, nie najlepsza z możliwych i nie dla mnie. Koniec z tym!!! Otwieram się na błędy, na głupotę, beztroskę, mierność ... po to, żeby nie stać w miejscu, nie rezygnować wtedy, kiedy okazuje się, że są lepsi, ja jeszcze nie umiem, nie mam doświadczenia. A tak naprawdę to tylko moja ocena, bardzo wymagająca, krytyczna i bezlitosna. Jak się dłużej zastanowię, to zawsze okazuje się, że inni też nie wszystko wiedzą. Tylko są w stanie to znieść!! Więc ja też się tego nauczę. I chyba ta nauka potrzebna mi w tym momencie jak żadna inna... "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." Z sideł, którym oplatacie samych siebie. Uff!
Ostatnie dni pełne wrażeń, aż mam ich nadmiar. W piątek pojechaliśmy na spotkanie do Warszawy pt. Pogotowie małżeńskie. Był temat dt. relacji. Para zaproszona to Małgorzata i Tomasz Terlikowscy. Pełni energii i emocji. Udane małżeństwo. Z poczuciem humoru opowiadali jak się kłócą - głośno i gwałtownie ... i jak szybko im przechodzi :) Zastanowiło mnie z jakim dystansem do tego podchodzą. Myślę, że to nie są destrukcyjne kłótnie, ale prędkie letnie burze, po których szybko wychodzi słońce. Podziwiam dystans jakie każde z nich ma wobec siebie. Przypuszczam, że płyta "Ojciec - reaktywacja" to nagranie jednego z takich spotkań. To piątkowe nie było tak treściwe, ale ten autentyzm! :) Temat ojcostwa jest bardzo ważny i ciekawie przedstawiony. Bardzo brakuje autorytetów w tej sprawie. Dudi - gratuluję udziału w tak zacnym przedsięwzięciu! Fajnie usłyszeć Twój głos.
W sobotę opowiadałam garstce narzeczonych na pewien temat z dziedziny tych małżeńskich - miny myślące, były też pytania. Duża satysfakcja.
W sobotę syn znajomych zaprosił nas na ślub i dotarło do mnie coś, co nieraz słyszałam... Że moja obrączka, którą noszę jest znakiem MIŁOŚCI i WIERNOŚCI mojego męża. Ile razy trzeba coś słyszeć, żeby usłyszeć...
No a poza tym ... szczęśliwie zamknęłam październik.

E.

wtorek, 13 listopada 2012

W ostatniej "Polityce" jest artykuł o problemach psychicznych w naszym społeczeństwie. Coraz więcej ludzi ma problemy z samym sobą. Bardzo trafnie autor dzieli przypadki na "rzeczywiste" psychiczne problemy i na te, które wynikają z braku odpowiedniego przepracowania jakiegoś kryzysu rozwojowego, w jakim znalazła się dana jednostka. Ludzie chcą bardzo często tabletki, która rozwiąże problem wewnętrznego cierpienia natychmiast, bez pracy wewnętrznej i zaangażowania. Czasem nie mają nikogo, kto pokierowałby w odpowiednią stronę, podpowiedział. Poza tym obserwując fabułę filmów widać pozornie, że wszyscy są zadowoleni, szczęśliwi, życie mija gładko i przyjemnie, bez wewnętrznych zmagań i dylematów. A jeśli są to mijają szybko. Pozostaje wniosek - to tylko ja tak mam, tak się czuję, mam problemy nudne, nijakie, trudne do zniesienia. Jakże trudno zaczerpnąć ze źródła, które tryska mądrością. Trudno go znaleźć. Każdy sam dla siebie musi sformułować pytania, nazwać swój problem, a potem jeszcze znaleźć rozwiązanie. No i wcielić w życie. :)

 za Manufakturą Radości - nie mogę się oprzeć :) - http://manufaktura-radosci.blogspot.com/


 


E.

niedziela, 11 listopada 2012

Listopad nastraja tak jakoś ku zwolnienia tempa. Co prawda dziś było słonecznie. Był i rower i bieganie - 3 razy po 15 min. Człowiek sam nie wie ile może... Dziś czytania na mszy, które mnie zastanowiły w kontekście moich ostatnich myśli i planów szczególnie tych związanych z pracą. Czy dam radę, czy sił wystarczy, czy nie porywam się z motyką na słońce? Otóż powiadam wszem i wobec - ogłaszam to w przestrzeni mojego serca - mąki nie braknie i oliwa się nie wyczerpie!! Wystarczy dać to co się ma - umiejętności, zaangażowanie, siły. Ale uwaga! Trzeba to dać, a nie patrzeć, że to za mało, prawie nic, nie ma z czym... Kluczem jest odwaga i zaangażowanie. Dokąd droga prowadzi? Do przodu. I to nie samej. :)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Wolne dni obfitowały w dobrą porcję ruchu na świeżym powietrzu. Uskutecznialiśmy dla odmiany  jazdę na rowerach. Odkryłam jak fajną sprawą jest posiadanie smartfona z systemem android. Ściągnęłam na komórkę bezpłatny program endomondo, który rejestruje trasę przejazdu, albo biegu i zapisuje na mapie. Mierzy tempo, różnice poziomów, dystans. Może nawet policzyć kalorie! Ale na wielką dokładność, szczególnie z kaloriami, oczywiście nie ma co liczyć. A jak się zalogować do programu wykorzystując powiązanie z facebookiem, to wystarczy mały klik na literkę f i wszystko jest opublikowane na facebooku. Warto więc wcześniej zastrzec sobie, kto to może oglądać - u mnie tylko ja. Aplikacja zapisuje każdy zarejestrowany trening i przelicza na drogę dookoła Ziemi, dystans do Księżyca i ilość spalonych hamburgerów :)

E.

sobota, 3 listopada 2012

Jesteśmy po części wolnych dni. Spotkanie z rodzinką - ciocią i rodziną kuzyna udało się. Nawet bardzo. Dobrze się z nimi rozmawia. Spotykamy się dość rzadko, ale jest o czym pogadać. Przy okazji mama z ciocią odnowiły relację i widziałam, że dobrze im było razem. Mama przez wiele lat upierała się, żeby obiad 1 listopada po odwiedzinach i modlitwie przy grobie Taty był u niej, a teraz sił jej brakuje i bardzo chętnie przystaje na wszelkie święta u mnie. Cieszę się, że czuje się u nas bezpiecznie i komfortowo.
Wczorajszy dzień to odpoczynek po przygotowaniach i wizycie. Biegaliśmy 4 x 10 min. Byłam na zajęciach fitness.
Oglądaliśmy Shreka w tvn. Mądry film. Jak się zaczyna tęsknić do tego, jak dobrze było samemu, ile można było zrobić, gdzie można się było udać... "I przecież mam do tego prawo!" Do własnego czasu wolnego, swobody, niezależności! Jak się wejdzie w to myślenie, to można stracić wszystko to, co się ma. I dopiero wtedy okazuje się jakie to BYŁO ważne...

E.

środa, 31 października 2012

Jutro jedziemy na cmentarz, modlimy się za zmarłych, myślimy o świętych. Mamy też gości na obiedzie. A mnie trudno zabrać się za gotowanie. Na szczęście ciasta już upieczone.
Ale, ale.. Wczoraj biegaliśmy. Dużo mnie kosztowało wyjście w adidasach i letniej kurtce na dwór po to, by pobiegać. Przełamałam się!!! Było miło. Temperatura ok 2 st. C. Nie wiało, ani nie padało. Dobry czas. Mam nadzieję takich wyjść będzie więcej.
Tak mnie wciągnął pomysł kontrolowania finansów, że szperam w internecie właśnie na ten temat. Pora ograniczyć wydatki, by inaczej wymykają się spod kontroli. :)
Idę gotować...

E.

poniedziałek, 29 października 2012

Zaczął się nowy tydzień. Co przyniesie? Czy uda się dobrze go przeżyć, wykorzystać czas?
Napadało śniegu. Mam w sobie opór przed bieganiem. Jeszcze nie biegałam po śniegu. Muszę się z tym zmierzyć. Pewnie będzie zimno. Brr...
W moim sercu jakiś bałagan domagający się uporządkowania. O co chodzi, pytam... Jeszcze nie ma odpowiedzi. Trzeba zrobić miejsce na ... "większe" dobro?

E.

piątek, 26 października 2012

Pracowity tydzień się skończył. Wczoraj wieczorem, po kinie i ugotowaniu obiadu na następny dzień oraz usmażeniu placków z dyni, poszliśmy biegać. Było chłodno, a jak wyszliśmy zaczęło siąpić. Przez cały czas od wiosny i całe lato,  kiedy wybieraliśmy się na wycieczkę rowerową w niepewną pogodę, to zawsze - powtarzam - zawsze wypogadzało się. Na tyle, że nigdy nie zmokliśmy. I nauczona tym doświadczeniem :) pomyślałam, że zaraz przestanie. Nie wzięliśmy kurtek, ani niczego na głowę, bo nie przyszło nam do głowy, żeby mogło padać. A tu po paru minutach rozpadało się na dobre. Niestety, jak na coś się nastawię, to chyba trudno mi zrezygnować... Nie ma elastyczności... :(  Nie zrezygnowaliśmy. Ciut przed połową trasy pies zaszczekał (bo biegł razem z nami) oznajmiając nam, że futro ma już całkiem mokre. To miało nas przywołać do porządku. Wyglądał jak zmokła kura... Nie wiem, jak wyglądałam, bo mnie nie interesowało nic poza tym, żeby dobiec. Wracaliśmy pod wiatr i deszcz padał nam na twarze. Jak byliśmy blisko to prawie przestało. W domu przebraliśmy się, ale pies za nic w świecie nie chciał zdjąć tego swojego futra. Wytarliśmy go tylko. Rano nos miał mokry, chyba katarek. Ale teraz jest ok. Fajna przygoda. Kiedyś bym się nie zdecydowała na coś takiego. :)

czwartek, 25 października 2012

Dziś mieliśmy kontrolę w pracy. Czekamy na dofinansowanie ze strony UE. Tyle dokumentacji! Jak wiele ważnych szczegółów! Ale już po. Teraz kolejne działy COP zapoznają się z wynikami kontroli i będą (tak myślę) pieniądze. Każda kontrola to stres. Nie tylko dla nas, ale i dla tych, co kontrolują.
Pogoda smętna. Nie poprawia nastroju. Być może wybierzemy się na film. Ostatni raz grają u nas dzieło pt. "Kochanek królowej". Co prawda kino podrzędne, ale może film nam to wynagrodzi.
A wieczorem bieganie? Już drugi raz w tym tygodniu! 4x9 min. Coś bolą mnie ramiona, ale to chyba nie od biegania...Dziś zjadłam podwójne pierwsze śniadanie. Bo byłam głodna :)
Piszą, że jak się nie karze tych, co posiadają narkotyki w małej ilości, to lepiej, bo nie cierpią "przypadkowe" osoby, a i tak użycie substancji niebezpiecznych nie wzrasta. Trzeba tylko położyć nacisk na odpowiednie szkolenia i pogadanki. Ciekawe... Pierwszy raz tak na to spojrzałam. Może mają rację?

E.

niedziela, 21 października 2012

   Niedziela dobiega końca. W sobotę spotkanie odwołane, za to mogliśmy pojechać rowerami na działkę i powyrywać resztę marchewek, selerów, kopru włoskiego i cebul. Przed skopaniem będzie trzeba oczyścić grządki z chwastów, które urosły od ostatniego odchwaszczania, ale to już niewiele. Trzeba zamówić obornik. Co roku zastanawiam się czy warto mieć te swoje warzywa. Niewiele ich, ale i tak dochodzę do wniosku, że jednak warto. Nie pryskam i nie podsypuję nawozem. Mam frajdę jak rosną. Oglądam za każdym razem jak jedziemy wiosną i cieszę się, że są większe. Nie umiem z nich zrezygnować :)


              Dzisiejsze spotkanie przedpołudniowe spowodowało we mnie refleksję, co to znaczy zachować jedność w małżeństwie. Na pewno to dzielenie się myślami, współpraca - w dbaniu o sprawy materialne, o porządek w domu, wspólne wychowywanie dzieci. To też, okazuje się, wspólne dojrzewanie, praca nad charakterem. Zakładamy oczywiście uczciwość, szczerość, trzymanie się dobra. Ale budowanie jedności to też czekanie na drugą osobę, kiedy "ruszy z miejsca" z jakąś sprawą, czy problemem, albo też prośba - poczekaj na mnie, bo chcę sobie z tym poradzić. Oprócz radości z przyjaźni, z porozumiewania, czy też zrozumienia mamy trwanie w oczekiwaniu, cierpliwość, ale też i "wewnętrzne umieranie". Jakże trudne jest dzielenie się emocjami, przezwyciężanie pokusy zachowania dystansu! Praca nad jednością z drugim człowiekiem wymaga zachowania jedności z samym sobą. Bo nie można dzielić się własnym wnętrzem jeśli sam człowiek nie wie, co się w nim dzieje lub nie jest świadomy własnych emocji. Jednym słowem praca, praca, praca. A może wewnętrzny trening, trening i trening?? :)


           Dziś wieczorem po spotkaniu, tym razem z rodziną, bieganie. O ileż łatwiejsze niż tydzień temu! A spotkanie bardzo miłe. Rozmowa ciepła. Goście jedli ze smakiem, chwalili, uśmiechali się. :)         
          Dużo wrażeń. Teraz pora na wyciszenie się i posegregowanie informacji i wrażeń.

E.

piątek, 19 października 2012

Weekend zapowiada się pełen wrażeń. Będziemy uczestniczyć w różnych spotkaniach. W niedzielę obiad u nas w domu! Już wiem co chcę ugotować. Z pieczenie zabiorę się już dziś.
Wczoraj bardzo późno wróciłam z pracy. Poszliśmy biegać przed 22. Biegam dość wolno, ale za to zauważyłam, że reguluje mi się oddech i jest coraz łatwiej. Muszę poczytać, co też bardziej doświadczeni proponują, gdy się już biega 10 min cztery razy. 11 minut ??? To chyba byłoby zbyt proste :) 10 min za jednym zamachem to jeszcze przede mną. Kiedyś obiecałam sobie, że jak dojdę do tylu minut, to muszę sobie kupić jakieś odlotowe ubranie, albo buty do biegania :) I staje się to coraz bardziej realne!
Oglądaliśmy film "Paryż - Manhattan". Tak naprawdę nie wiem o czym on jest... Historia pewnej znajomości, która kończy się zapowiedzią udanego związku? W tle pokazane jakieś życiowe problemy, słabo wpisane w treść. Takie niedokończone, nie wiadomo po co i czasem nie do końca zrozumiałe... Film pozostawiający dużo pozytywnych emocji, które dość szybko mijają, lekki, ale powodujący też niedostyt czegoś głębszego.

                                 Paryż - Manhattan (2012)       Paris Manhattan - galeria zdjęć - filmweb

Dziś znów ładna pogoda... Może pójdziemy na rower?

E.

wtorek, 16 października 2012

Ostatni tydzień minął bardzo pracowicie. Powoli udaje mi się usystematyzować utrzymywanie porządku w domu i zajmowanie się kuchnią. Upiekłam sernik z kakaowym spodem i górą. To ulubione ciasto naszej starszej córki. Jak został zjedzony z wielką przyjemnością, to teraz mamy jabłecznik z naszych jabłek. Jabłoń obrodziła po raz pierwszy w takiej ilości. Owoce nie były wielkie, bo było ich bardzo dużo... Nie mamy doświadczenia w przerzedzaniu zawiązków. Mąż z ogromnym zaparciem zaganiał dziewczyny do obierania jabłek, gotował, wkładał do słoików i mamy piwnicę zapełnioną musem jabłkowym. Może być do ciasta, do naleśników albo do chleba.
W tamtym tygodniu dwa razy zaliczyłam Strefę Kobiet, a potem w sobotę i niedzielę korzystając z pięknej pogody... biegaliśmy. Cztery razy po siedem minut. Świeciło słoneczko, było ciepło. Ogromna frajda, no i spory wysiłek. Wczoraj znów Strefa Kobiet. Trochę za dużo chyba tego ruchu, ale wczoraj były moje ulubione zajęcia - pilates poprzedzone treningiem obwodowym z przemiłą instruktorką. Nie mogłam się nie wybrać.
Dziś natomiast nie było słońca. Padało, lało, kropiło lub siąpiło... A nam zachciało się znów biegać. I poszliśmy... Deszcz się zawstydził, bo ileż można tak przynudzać tymi kropelkami... Nie zmokliśmy :) Bieganie 4 razy po 8 minut. Aż pies się zmęczył, bo zwykle nie trenuje. Szczekał z radości, że wracamy do domu.
Pasjami znów czytam przepisy podatkowe. Jakie to może być ciekawe! Ho! Szczególnie jak się czeka na wystąpienie premiera - powie, że będzie zmiana vatu, czy nie powie... Będą składki od zleceń, czy umów o dzieło, czy nie będzie... Jak oczekiwanie na następny odcinek "Prosto w serce" lub "Julii". Wystąpienia wysłuchałam. Niestety nie mam takiej zdolności czytania między wierszami i nie wyczułam, że zapowiada się podwyżka składek zus dla przedsiębiorców.
Polubiłam czytanie tygodnika "Polityka". Nie chodzi o punkt widzenia, ale o to, że podejmuje ciekawe tematy np. tabloidowy umysł http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1531213,1,jak-dajemy-sie-oglupiac.read.
Jeśli ktoś zna ciekawszy, opisujący najważniejsze wydarzenia i problemy, to proszę dać znać :)

E. 

poniedziałek, 8 października 2012

W sobotę była tak piękna pogoda. Pojechaliśmy na rowerach na wycieczkę. W bluzkach z krótkim rękawkiem! To niewyobrażalne patrząc z perspektywy pogody w niedzielę! Był za to dłuugi spacer - google pokazały 10 km. Szliśmy już wieczorem. Zabrało nam to ponad dwie godziny. Temperatura ok 10 C. Od pogody sobotniej dzieliła nas przepaść. A jednak przy chodzeniu pracują inne mięśnie niż przy jeździe na rowerze. I przy takiej pogodzie zdrowiej chodzić niż jechać :)

E.

niedziela, 7 października 2012

Byłyśmy w czwartek w kinie! Impreza z promocją produktów i konkursami dla kobiet - "Ladies Night" w Cinema City. Wygrałam promocyjne wejście do Pizza Solo! Było miło. Po godzinie rozpoczął się film pt. "Take this Waltz" z Michelle Williams. Bohaterka jest młodą kobietą, która choć żyje w małżeństwie, odczuwa samotność. Brakuje jej bliskości i ciepła. Nie jest szczęśliwa.

Poznaje mężczyznę, z którym bardzo dobrze jej się rozmawia. Ma dla niej dużo czasu, słucha uważnie i patrzy z zachwytem prosto w oczy. Margot walczy z rodzącym się uczuciem, ale jednocześnie wykonuje małe kroczki rozwijające nową znajomość. Rozbudzają się ogromne nadzieje i powiększa się niestety odczucie zawodu relacją z mężem. Doprowadza to do sytuacji, w której trzeba podjąć bardzo trudną decyzję... Film jest okazją do wielu przemyśleń. Czy postawienie bardzo wysokich oczekiwań w stosunku do związku z drugim człowiekiem, który ma odpowiedzieć na wszystkie potrzeby, jest uzasadnione i dojrzałe? Czy w relacji nie wolno poczuć się samotnym? Czy małżeństwo samo w sobie zaspokoi potrzebę twórczości, kreatywności, sukcesów? Szczęście trzeba znaleźć w sobie. I to jest najgłębsza myśl po tym filmie, umieszczona oczywiście w szerokim spektrum spostrzeżeń na temat uczuć, miłości, małżeństwa.
Warto się wybrać!

E.

czwartek, 4 października 2012

Wczoraj znów wybrałam się do Strefy Kobiet. Na pierwsze zajęcia spóźniłam się parę minut i okazało się, że jestem tylko ... ja. Pani ochoczo wzięła mnie w obroty. To był trening obwodowy czyli króciutko na stepie (chyba 1 min albo max 2) i tyle samo na maszynie (za każdym razem innej). Dałam radę! Pani była zdziwiona moją kondycją :))) Widocznie wyglądam jak pająkowaty słabeusz. Szczególnie w obcisłych legginsach i bez tuniki... Potem następną godzinę wybrałam coś, co miało być, wg mnie, wolniejsze. To był "płaski brzuch - zgrabna pupa". Niestety nie było wolniejsze :). Ale ta nazwa! Dopiero jak ją napisałam, to śmiać mi się chce.
Tylko, żeby ci "oświeceni" nie dopisali mnie przez tą "pupę" do różowych wyszukiwarek... Jak zaczęłam pisać blog pod nazwą "marzenia kobiety", to wyglądało to dla nich jednoznacznie o czym będzie... No, bo o czym mogą marzyć kobiety??? No, tylko "to" mają w głowie! A okazuje się, że NIE TYLKO! a te bardziej poukładane nawet nie muszą o "tym" pisać. Choć jest to bardzo "fajna" część ich małżeństwa ;)
A  żeby zmienić temat... chciałam napisać, że koniec z katarem. Ale właśnie poczułam, że trzeba otworzyć nową dziś paczkę chusteczek.
Dziś w Cinema City grają film tylko dla kobiet w ramach tzw. ladies night. Ale mnie korci. Jak moja starsza córcia odrobi wcześniej lekcje to pójdziemy. Nie ma się co tak jednak bardzo nastawiać...

E.

wtorek, 2 października 2012

W ostatni czwartek czułam się już lepiej. Katar jakby przeszedł. Poszliśmy biegać. Nie było zimno. Po prostu lekki chłodek, właściwie jesienny. Czułam, że bieganie po 6 min 4 razy dotyka już granicy moich możliwości fizycznych w tym momencie, ale frajda i poczucie takiego spełnienia i jakiejś wolności było bardzo przyjemnym doświadczeniem. Jak wróciłam, po 15 min miałam taki katar, że nie rozstawałam się z chusteczką do samego wieczora. Nawet oczy miałam mokre. :( Chyba rozgrzanie zatok połączone z chłodnym powietrzem tak podziałało. No, to trzeba było się powstrzymać...
Wczoraj nie ryzykowałam ćwiczeniami na dworze. W naszym mieście jest miejsce, które nazywa się Strefą kobiet - http://www.strefa-kobiet.com.pl/ , pomagające mi w zeszłym roku odzyskiwać siły poprzez ćwiczenia fizyczne i cały czas bardzo ciepło o nim myślę. Popatrzyłam na grafik - trening obwodowy w poniedziałek, a zaraz po nim mój ulubiony pilates. Postanowiłam pojechać i bez chłodnego wiaterku miło się poruszać.  Plan powiódł się idealnie, moja kondycja w porównaniu z tą sprzed roku o wiele lepsza. Humor mi się poprawił. Przyjemność była duża.
E.

wtorek, 25 września 2012

W sobotę pobiegaliśmy, a wcześniej zrobiliśmy sobie wycieczkę rowerową. Przewiało mnie jednak, bo za ciepło się ubrałam i potem miałam mokre plecy. Koszulka rowerowa jest za szeroka i nie odprowadza potu :). O niedzieli mam katar, a dziś nawet popsuł mi humor. Pogoda ładna. Ale pewnie nigdzie się nie wybiorę.

E.

niedziela, 23 września 2012

Wczoraj był ostatni dzień lata. Pogoda w kratkę. Raz słońce i ciepło, choć wietrznie. Raz pochmurno i pada. Byłam w centrum handlowym . Jak to dobrze mieć mały rozmiar ubrań. Można czasem coś kupić takiego, w co już niewiele osób może się wcisnąć :). I niewiele kosztuje. Mąż mówi, że koszt odchudzania się zwróci ;) Prawda, że nie mam dużo rzeczy do ubrania... Jak piszę, że mało, to zaczynam się zastanawiać, czy rzeczywiście to jest prawda... Widocznie niewiele, to jest wtedy, gdy jest "tylko" kilka wersji do wyboru. Ale numer! Jak to jest z kobietami...
Mamy ostatnio problem z młodszą córką. Wiek dorastania; podminowanie, podniesiony głos, nadwrażliwość, manifestowanie "dorosłości", "mądrości". W wakacje myślałam, że najgorsze już za nami. A teraz? Uff! Wymiękam... Doszliśmy do wniosku, że spróbujemy więcej ją chwalić. Jak zaczęła się nakręcać wczoraj przy kolacji, to od razu zapaliły nam się czerwone lampki i przypomnieliśmy sobie wszystko, za co moglibyśmy wyrazić jej uznanie i wypowiedzieliśmy to głośno. Była zdezorientowana. Popatrzyła na nas i mówi: "Co to? Jakieś nowe metody wychowawcze??" Oczywiście nie zrobiło to pozornie na nas wrażenia. Ale w środku do tej pory pękam ze śmiechu z powodu tej jej reakcji. Ale nieważne. Grunt, że zadziałało. Może tego jej właśnie brakuje?? Jak się jest rodzicem, to nie ma spocznij :)

E.

sobota, 22 września 2012

Poczucie własnej wartości

Jest jeszcze inny sposób na poprawę emocji. O emocjach i ich wpływie na organizację i wydajność w pracy pisałam w jednym z poprzednich postów. Są to pozytywne relacje z innymi. Okazuje się, że nie ma większego stresu, niż wtedy, gdy ktoś uderza w nasze poczucie własnej wartości, krytykuje, lekceważy. Poziom kortyzolu, hormonu stresu, podnosi się i bardzo powoli opada. Stąd osoby o niskim poczuciu własnej wartości są najbardziej narażone na stres. One też często boją się bliskości, mają skłonności do zdystansowania się emocjonalnego, nieufności, wycofania i samotnictwa. Z kolei brak otuchy, miłości i ochrony wzbudza w nich poczucie zagrożenia i lęku, uniemożliwiając efektywne funkcjonowanie. I koło się zamyka.
Ciekawe... Tzn. że praca nad poczuciem własnej wartości i budowaniem bliskich relacji poprawia emocje, a potem organizację pracy. No, no!

E.

piątek, 21 września 2012

Wczoraj byliśmy oboje w kinie na bardzo ciekawym filmie pt. "Dwoje do poprawki" w reżyserii Davida Frankla.
                                                                 Dwoje do poprawki (2012)                                                                To komediodramat. Nastawiłam się bardziej na dramat niż na komedię licząc na to, że nie będę żałować czasu poświęconego na oglądanie, bo będzie jakiś materiał do refleksji. Po filmie pt. "Rzeź" mam złe wspomnienia (tak nawiązując do dramatów). Idąc wtedy liczyłam, że wniesie on coś nowego do mojego postrzegania świata. Wniósł, ale z negatywnymi emocjami zmagałam się chyba ze dwa dni. I nie polecam go. Koszty były większe niż zyski :).
Ten natomiast film był balsamem na moje zbolałe serce po doświadczeniach zdrady i rozpadu zaprzyjaźnionych małżeństw. "Dwoje do poprawki" pokazuje małżeństwo z 31-o letnim stażem. Wpadli dość mocno w rutynę egzystowania związku. Niewiele ich łączy. Z inicjatywy żony (i pod jej łagodnym :) przymusem) mąż zgadza się na podjęcie terapii. Obrazek nie jest sielankowy. Pokazane jest zmaganie się z samym sobą, praca nad zmniejszeniem dystansu, nad usunięciem uprzedzeń, które narastały przez ostatnie lata. Jako widz otwierałam szeroko oczy widząc, że:
  • małżonkowie w starszym wieku mogą być sobą zainteresowani, i to bardzo,
  • przeżywają chwile bliskości, uniesień, zafascynowania sobą,
  • cieszą się związkiem, który trwa od wielu lat i pracują nad nim,
  • są sobie wierni.
Niby nie powinno być to takie odkrywcze, ale temat taki mało popularny, jakby zapomniany.
Zbyt często pokazuje się, że:
- tylko szczupli mogą...
- tylko młodzi przeżywają...
- tylko ci podążający za modą są...
Film przeczy mitom i afirmuje życie.
 Dobrego dnia!

E.

środa, 19 września 2012

Od końca sierpnia czytam książkę Tonego Schwartza pt. "Taka praca nie ma sensu! Cztery zapomniane potrzeby, które dodają energii do osiągania wspaniałych wyników". Można ją zobaczyć tutaj: http://www.empik.com/taka-praca-nie-ma-sensu-schwartz-tony,p1046028447,ksiazka-p
Przeglądałam, czytałam już ładnych parę książek z tej dziedziny, ale ta jest wyjątkowa. Bardzo konkretna, odwołuje się do doświadczenia, daje proste rady. Konkluzja jest bardzo oczywista. Człowiek może sprawnie funkcjonować tylko wtedy, jeżeli dba o cztery potrzeby związane z tym kim jest. Człowiek jest istotą fizyczną, posiadającą sferę psychiczną, ale i jest także istotą duchową. W związku z tym wyodrębniono sfery:
1. fizyczną,
2. emocjonalną,
3. umysłową,
4. duchową.
O każdą ze nich trzeba zadbać w inny sposób. Prosty test znalazłam na stronie:
http://www.skutecznewarsztaty.pl/pl,page,105,5,test-jak-zarzadzasz-swoja-energia
Strony nie znam, ale wynik mobilizuje do przemyśleń.
Szczególny aspekt, który mnie zastanowił, to informacja (dość oczywista), że na wydajność pracy bardzo wypływają emocje. Okazuje się, że człowiek jest najbardziej efektywny, jeżeli jest - spokojny, optymistyczny, zaangażowany i gotowy do podejmowania wyzwań.

Co zrobić, aby "poprawić" emocje?
  • podjąć wysiłek fizyczny,
  • przespać się (drzemka),
  • zająć się czymś przyjemnym, co przynosi radość,
  • medytować,
  • zastosować afirmacje.
E.

poniedziałek, 17 września 2012

Wróciliśmy do treningów. Bieganie po 5 min. Troszkę się cofnęliśmy, ale tak trzeba. Pierwszy raz biegaliśmy między blokami. Zabraliśmy psa. Niech też ma trochę ruchu.
Robię listę spraw, które trzeba zrobić w ciągu miesiąca, aby nie było konieczne ekstra sprzątanie np. przed świętami. Po prostu takich wielkich akcji nie lubię.
Wczorajszy dzień był pod znakiem spotkania starych znajomych i choć krótkiej rozmowy z tymi, którzy idą podobną drogą i choć długo niewidziani nadal są bliscy. Było dużo radości, ale i pewna dolegliwa troska, bo spotkaliśmy małżeństwo, które przeżywa poważny kryzys. Nie wiem, czy uda się to przepracować, szczególnie, że nie ma dobrej woli z obu stron, ale tylko z jedna chce coś z siebie dać. Zobaczymy.
Byliśmy w piątek na weselu. Było udane, ale sam pomysł wyboru tego dnia tygodnia nie bardzo mi się podoba. Miałam wrażenie, że ludzie prosto z pracy, zmęczeni, mają "obowiązek" dobrze się bawić. Co prawda alkohol pomaga w zabawie, ale chyba nie o to chodzi :)

E.

czwartek, 13 września 2012

Dziś leje. Pierwszy dzień taki, jakby już była jesień.
Emocje opadły. Hcg niskie. Mamy jasność.
Co czuję? Chyba nie umiem jeszcze się do tego odnieść. Wydaje mi się, że to wszystko było nieprawdziwe.
Zostawiam póki co.
Starsza córka ma zdjęte szwy. Niby już ok, ale widzę, że jak próbuje chodzić bez kul, to widać, że rana jakby trochę się rozeszła... Niech jeszcze pomęczy się z kulami, żeby lepiej się zrosło.
Podręczniki zamówione przez internet przyszły już w zeszłym tyg. Taniej niż w księgarni, ale różnica to raptem ok 1 zł na książce.
Wrócę do biegania niebawem. Najpierw trochę fizycznie i psychicznie odpocznę. Jutro idziemy na wesele, to tyle ruchu mi wystarczy. I tak nie będę szaleć jak na poprzednim.
Nie jest fajnie być zaproszonym na taką imprezę w piątek. Kiedy się szykować? Chyba bez wolnego dnia się nie obejdzie.

E.

wtorek, 11 września 2012

Wielki czas podnieść do góry głowę i napisać co się dzieje. Blog jest przede wszystkim po to, by mobilizować do zmian, do pracy nad sobą, porządkowania wewnętrznego chaosu (jeśli taki się pojawia). A pojawił się. Trudno, żeby mogło być inaczej jeśli fakty są sprzeczne, a informacje niepewne.
Kończąc odchudzanie i robiąc się już bardzo szczupłą (są oczywiście dużo szczuplejsi - chodzi o moje możliwości i wyobrażenia o sobie) przyśnił mi się sen.
Idę sobie ścieżką, a obok mnie zauważam - krasnoludek. Szczupły, z jeszcze szczuplejszą czapeczką. Nagle kładzie się obok ścieżki i mówi - Nie będę już dalej szedł! Jestem głodny! Nie mam siły!!
- Krasnoludku - mówię - wstawaj, idziemy dalej!
- Nie! Nie będę szedł! - uderza pięścią  o ziemię.
Po chwili daje się jednak przekonać i daje mi rękę, żeby iść dalej.
Co sobie pomyślałam jak się obudziłam? Ho! Ho! Coś jest na rzeczy.
Czekamy. Mijają dni. Czas się wydłuża. Kręci mi się w głowie... Robimy w końcu test.
Pokazuje negatywny. No, to już wiadomo! Bzdury jakieś! Fanaberie. Mrzonki. Złudne nadzieje.
Mijają dni. Trzeba iść do lekarza. On wszystko wyjaśni.
Badanie - Nie proszę pani. Nie sądzę. Nic nie widać. Dla pewności zrobimy badanie z krwi. Jutro wynik. Myślę sobie - To już jasność. Wiadomo. Wynik to tylko formalność. Emocje opadają. Idziemy na bzdurny film, żeby odreagować - "Siostra mojej siostry". No, może daje trochę do myślenia. Ale niesmaczny.
Uff, w każdym razie wiemy.
Wynik następnego dnia przeczy wszystkiemu co usłyszeliśmy i pomyśleliśmy wczoraj. Cieszymy się, kolejny raz zmieniamy kierunek naszego myślenia. Rozmowa z lekarzem znów zamąciła nam w głowach - poczęło się, ale to niekoniecznie ciąża. Co?? To już paranoja!!! Musimy zaczekać do przyszłego tygodnia i zrobić jeszcze raz badanie z
Właśnie dzisiaj mam zrobić to badanie.  Tylko, że od niedzieli źle się czuję i jeśli to rzeczywiście ciąża, to powinnam zrobić coś więcej niż tylko brać progesteron i nie podejmować wysiłku fizycznego. A w pracy naglą pewne problemy... Trzeba zacisnąć zęby i jeszcze poczekać. Znów poczekać.
W naszym życiu było podobnych chwil niemało. Każda ciąża przynosiła wiele problemów. Marzyliśmy o dużej rodzinie. Mamy dwie córki. Kilkoro dzieci w niebie... Ostatnie, do którego poczęcia przygotowywaliśmy się parę miesięcy sprawdzając poziomy hormonów, poczęło się dwa lata temu. Od początku było wspomaganie hcg w zastrzykach. I kicha.
Są pewne marzenia, których nie udaje się zrealizować, choć próbuję.
Po co te nowe nadzieje???

Z przeraźliwą autentycznością pozdrawiam

E

poniedziałek, 10 września 2012

Nadal mgła. Jest bardzo gęsta. Krajobraz jakiś nieznajomy. Droga pnie się bardzo pod górę. Jest bardzo wąsko, miejscami przepaście. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała zostawić samochód i iść dalej pieszo. W ciągu najbliższych dni ma się poprawić pogoda. Wtedy będzie można zobaczyć więcej...

E.

czwartek, 6 września 2012

Pokręciłam się trochę w kółko. Pojeździłam tą samą trasą... Już mam pozwolenie. Wyłania się wyjazd. Trochę pociemniało, mgła ograniczyła widoczność... Ale kierunkowskaz - w prawo. Skręcam. Droga chyba podobna do tej co przedtem. Jeszcze mglisto, więc nie wszystko widać. Jadę dalej... Czekam aż się przejaśni :)

E.

środa, 5 września 2012

Wjechałam na rondo. Jeżdżę w kółko, nie można zaparkować, zjechać na pobocze, bo życie się toczy dalej. Drogi zjazdowe są trzy, ale nie mam na razie pozwolenia na zjazd. Więc jadę dalej...  Na którą drogę będzie mi dane zjechać???

E.

poniedziałek, 3 września 2012

Wróciliśmy po okresie wakacyjnym z działki do domu. Jestem bardzo zadowolona z tego lata i organizacji czasu wolnego, o czym już pisałam. Wyjazdów jakiś specjalnych nie było oprócz pobytu tygodniowego nad naszym morzem. Jeszcze nie wszystko na półkach tak jak trzeba. Jedyne co, to zrobiłam rewolucję na półkach z moimi ubraniami. Większość z tego, co nosiłam wisi na mnie. Kilka rzeczy przypadło młodszej córce, która jest z nas trzech najpotężniejsza :), a resztę do wora i póki co pojedzie na działkę. Nie mogę uwierzyć, że ma się nie przydać :((. Czasem myśląc o sobie zapominam, że jestem b. szczupła. Dopiero lustra, czy uwagi innych przypominają mi o tym. Czy moje wewnętrzne "ja" wyszczupleje?? Kiedy to się stanie??
Wczoraj biegaliśmy. Po biegu zmęczenie, ale też takie wewnętrzne odprężenie i satysfakcja. Lubię biegać!!!
Mąż mówi: "Ale Ty się zmieniasz!" :)))

E.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Mam sporo przemyśleń na skutek wczorajszej rozmowy. Wiele pytań krąży mi po głowie. Jak to jest, że osoba prawa, z zasadami wikła się w związek pozamałżeński? Nie ma świadomości zdrady? Dzieje się to małymi kroczkami w towarzystwie miłych, przyjemnych uczuć, wrażeń? Trzeba być nieświadomym tego, co się dzieje w sercu, w głowie? Nie umieć nazywać własnych uczuć? Potępiać zdradę, brzydzić się nią tak w ogóle, a kiedy to ma miejsce w moim życiu, nie rozpoznawać tego? Tracić kontrolę pod wpływem emocji? A potem wracać do rodziny i nawet przed sobą samym grać, że to nie miało miejsca, to nic nie znaczy, jest ok? Jest to dla mnie obrzydliwe, okropne. Odbiera mi wiarę w ludzi, w prawość serca, wewnętrzną uczciwość człowieka wobec samego siebie. Jak sobie z tym poradzić???
E.

środa, 29 sierpnia 2012

Jutro Starsza wychodzi ze szpitala. Skończy się jeżdżenie do niej, za to od przyszłego tygodnia zaczną się eskapady do szkoły z chorą nogą. Musimy pomyśleć o wygodnym bucie. Dobrze, że jeszcze ciepło to może jakiś klapek lub sandał okaże się pomocny.
Dobrze, że wychodzi, bo na piątek jesteśmy zapisane do okulisty!! Ale trafiłam z tym terminem...
Wczoraj było wieczorne bieganie. Nawet możemy pogadać w trakcie! 4 razy po 6 min czyli razem 229!
Dziś nie mogłam przejeść owoców i marchewki, które miałam na drugie śniadanie. A teraz męczę obiad :)
Badania wyszły ok. Erytrocyty 4,70 mln, Hg 13,2, Ht 39,8 OB 5. Cieszę się, że w porządku. Na razie bez soli i z wodą 4 litry jak do tej pory.

E.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Nasz starsza córcia już po zabiegu. Noga nareperowana. Była bardzo dzielna. Pojechałam do niej dopiero gdy wróciła i dała znać, że już po. Nie myśleliśmy, że to będzie tak szybko. "Głupi Jaś" powoduje dziwne nastroje. Opowiadała różne rzeczy, a nie koniecznie pamiętała potem co mówiła. Noga była znieczulona aż do wieczora. Za to nie bolała. Operował lekarz "nasz", z innego oddziału. Zdziwił się, że jest wyznaczona do wyjścia dopiero na sobotę. Może coś się uda wcześniej...
Trening w sobotę był pełny, z hantalmi, biegiem i jazdą na rowerze. Bieg razem 205 min.
Dziś kończę dietę tak radykalną. Nie mam zamiaru zmieniać coś drastycznie, ale to już nie będzie dieta odchudzająca. Wystarczy, bo zaczyna mi się śnić, że jestem niedożywiona :). Zamiana gruszek na brzoskwinie bardzo pomogła w zeszłym tygodniu.

E.

sobota, 25 sierpnia 2012

Uff! Zamówiłam książki do szkoły dla dziewczyn. Pierwszy raz przez internet. Mam nadzieję, że taniej. Wszyscy tak mówią, ale nie miałam czasu sprawdzać. Sprawdzę, jak przyjdzie przesyłka. :)
Pogoda ładna, choć wietrznie i sporo chmur. Dziś trening będzie!
Córki razem w szpitalu. Starsza zażądała wizyty młodszej i siedzą razem. Ja pojadę do nich wieczorem.
E.

piątek, 24 sierpnia 2012

Odkąd na drugie śniadanie zjadam owoce chodzę głodna. Zjadłabym konia z kopytami. Zjadam gruszkę, bo to mam na działce, ale jutro zjem coś innego, bo się męczę. :(
W przyszłym tygodniu dowiem się jakie mam wyniki badań. Okazuje się, że mam niskie ciśnienie i ono dość mocno mi dokucza. Wczoraj kiedy nachylałam się przy zakupie butów po szkole dla młodszej córki, to za każdym razem kręciło mi się w głowie... Piszą, żeby się więcej ruszać :)) Jak skończę dietę i zacznę używać soli to mam nadzieję, że będzie lepiej. Dziś to chyba dokłada się pogoda, bo padało i nadal jest pochmurno.
Ostatni tydzień dość mocno zajęty, bo przygotowania do szkoły. Starsza córka dziś przyjęta została na zabieg usunięcia narośli na pięcie. Zabieg w poniedziałek, a ona musi przeleżeć weekend w szpitalu, bo wyjść na przepustkę nie ma. Będziemy ją odwiedzać.
E.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Po treningu w sobotę niestety bolało mnie prawe kolano. Zrobiłam trochę przerwy w jeździe na rowerze i bieganiu. Następne bieganie było dopiero we wtorek - 4 razy po 5 minut !!! I pełny trening wczoraj. Razem przebiegłam 185 min. :))) Kolano nie bolało. Za to koniecznie muszę poczytać o technice biegania. Spada się na całą stopę, czy na palce ??? Nie mam o tym pojęcia. Na całą stopę wydaje się lepiej.
Parę spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Bardzo miłych. I sporo przemyśleń dt. pracy.

E.

sobota, 18 sierpnia 2012

Zmieniłam wygląd bloga, bo doszłam do wniosku, że ciężko się czyta kiedy są ciemne kolory. Nie mam czasu eksperymentować, więc to tak też na pewien czas.
Wczoraj wieczorem, po długim pobycie w pracy i powrocie do domu biegaliśmy 4 razy po 4 minuty. Już drugi raz w tym tygodniu. W poniedziałek policzę ile to minut już byłe tego biegania. Dziś rano pełny trening, też z bieganiem. Waga spada. Od dziś koniec z karczkiem. Aż do następnego razu :)
Nasze brzoskwinie się skończyły. Szkoda. Ostatni raz jadłam je na drugie śniadanie.
Widzę już efekty biegów, treningów itp. Więcej się uśmiecham. I mam bystrzejsze myślenie!!!! Kondycję tak przy okazji lepszą :)))
Bardzo dobrze wykorzystujemy wakacje w tym roku, choć wyjazdów niewiele. Ruszamy się dużo. Porządkujemy sprawy naszego domu. Młodsza córka więcej się porusza. Albo trzeba powiedzieć, że zaczęła się ruszać. Często z nami biega, ale jak będzie opuszczać treningi to w przyszłym tygodniu już chyba nie da rady pobiec tyle co my. Musimy coś wymyślić, żeby nie opuszczała. Atmosfera w domu b. ciepła. Sprzyja odpoczynkowi i nabraniu sił.
E.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Spróbowałam określić to do czego dążę. Potrzebuję mieć to przed oczami. Pewnie będę jeszcze modyfikować.
Trening w poniedziałek się udał. Ale po nim padłam i przespałam z przerwą na mycie 12h. Wczorajszy dzień luzacki, bez pośpiechu, świąteczny.
 Znalazłam tekst, który mi się podoba, dotyczący nawyków tych, którzy utrzymują wagę:
http://zdrowie-witaminy.pl/component/content/article/3-zdrowie/437-sekrety-szczupych-kobiet.html

A jeśli chodzi o wczesne wstawanie to zaświtało mi w głowie, coś co słyszałam już wcześniej:
"Jeżeli Pan domu nie zbuduje,
na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.
Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże,
strażnik czuwa daremnie.
Daremnym jest dla was
wstawać przed świtem,
wysiadywać do późna -
dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko;
tyle daje On i we śnie tym, których miłuje."
Ps 127
No i co?? Podporządkować się temu? :)

E.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Dziś odkryłam coś, co wcale mi się nie podoba. Nie podoba mi się we mnie. 
Okazuje się, że kiedy widzę pewność siebie bliskiej mi osoby, to czuję obawę. Boję się zranienia. Bo wykazuje za dużo inicjatywy?? Bo zrobi coś co mi się nie podoba, bo to że mi się nie podoba nie ma dla niej żadnego znaczenia?? Bo nie pamięta, nie rozumie, zapomniała, że nie jest fajnie być potraktowanym obcesowo, bez uczuć. Że można czuć się niepewnie, potrzeba wsparcia, akceptacji, a nie tylko "... nie chcesz? to zrobię to sama..." albo po prostu bez żadnego pytania. Wystarczy: "... co planujesz? nic? to ja zamierzam to i to..."
Co z tymi uczuciami??? Żyją własnym życiem. I nie można im odmówić jednak logiki. Bo nie pojawiają się bez powodu. Zadziwia mnie to, że czasem wypieram dość długo coś, co nie chcę czuć, a potem wreszcie przyznaję sobie prawo do tego. I słusznie!!! I bardzo słusznie!

E.
W piątek miałyśmy z dziewczynami maraton po Ptaku, więc już sił na wieczorny trening nie było. W sobotę za to pełny trening, który zajmuje mi niestety ponad dwie godziny. Mam nadzieję, że potem będzie sprawniej.
Dieta na karczku wreszcie się skończyła, by wrócić ponownie dziś. :) Dam radę! Waga spada. I o to chodzi. 
W niedzielę pojechaliśmy do stolicy, by obejrzeć miasto z XXX-go piętra Pałacu Kultury. Do tej pory oboje z mężem nie byliśmy tam, choć nasze dziewczyny tak. Niestety później ugrzęźliśmy w Złotych Tarasach... Córki zadowolone.  :) Planują już następne wycieczki.... Wieczorem dałam się wyciągnąć na 17 km w szybkim tempie na rowerze. Czy średnia 20,8 km/h to szybkie tempo??? :)
Wczoraj niestety dopadł mnie dołek. Chyba jednak wczesne wstawanie bez wczesnego chodzenia spać jest nie dla mnie :( Mąż był bardzo cierpliwy w wysłuchiwaniu moich żalów. 
Dziś się zbieram. Dopiero dziś planuję trening kolejny. Jak mnie to wkurza, że moje emocje są tak silne i mają tak duży wpływ na to co robię. Jak to zmienić???
Czytałam opis filmu "Długie dzieciństwo" Ciekawe czy warto się wybrać?

E.


czwartek, 9 sierpnia 2012

Wczoraj ułożyłam sobie w głowie jak wkomponować bieganie, jazdę do pracy i ćwiczenia w ramach ujędrniania ciała w jedną całość. Dziś udał mi się trening tak jak powinien wyglądać, czyli 5 min rozgrzewki, trening ujędrniający tzw. flexi (nie wiem, dlaczego tak się nazywa), brzuszki 12 razy po 20 (muszę sprawdzić, czy nie przesadziłam), bieg z wysokim tętnem (tu może nie za bardzo się czepiajmy tego tętna) i prawie godzina jazdy na rowerze. Jestem baaardzo z siebie zadowolona. :) Rano oczywiście wczesne wstawanie i czas na przemyślenia. Super. Cały czas testuję, czy tak wczesne wstawanie mi służy. Bo nie chodzi o to, by bić rekordy, przeskakiwać siebie, a potem chodzić na rzęsach...
No i trzeci dzień jedzenia karczku ze smalcem w małych ilościach (karczek i smalec) plus warzywa - ogórek i pomidor. Nie lubię tej diety. Jeszcze tylko jutro :)
Jutro z dziewczynami pojedziemy gdzieś połazić po sklepach.
Czas biegów - 85 min. 
A swoją drogą jak się to robi, że się mierzy dystans? Są do tego jakieś urządzenia??

E.

środa, 8 sierpnia 2012

Dziś pora napisać o tym co już się udało i jeszcze się udaje w zakresie utraty wagi. Chudnę od kwietnia tego roku z panem Konradem Gacą . Dzięki niemu byłam na siłowni. Dzięki niemu też przekonałam się, że mogę jeść tylko tyle ile jest wyznaczone, czyli tyle ile chcę. Najtrudniejsze były pierwsze dwa tygodnie. Czułam się rzeczywiście źle, gdy mój organizm przestawiał się na tryb chudnięcia. Teraz czuję się bardzo dobrze. Mam dużo sił. Dużo się poruszam, polubiłam ruch. Schudłam prawie 20 kilo. Mam zamiar jeszcze zrzucić prawie 5. Po odchudzaniu i rozpoczęciu jedzenia solonego podobno przybywa 3 kilogramy, więc dlatego to jest aż 5 kilo. Jestem panu Gacy ogromnie wdzięczna za to co robi i za panią Anię Całkę, która jest bardzo ciepłą osobą i wspiera mnie jako konsultantka. To wszystko jest ogromną zmianą w moim życiu.
Kiedy na jesieni robiłam zakupy w naszym podłódzkim centrum handlowym Ptak, to czasem usłyszałam - "niestety mamy tylko małe rozmiary". A teraz gdy byłam niedawno sprzedawca mi powiedział "niestety nie mamy małych rozmiarów". Dziwne odczucie. Przecież jestem tą samą osobą!!!! Ale nie taką samą :)))

E.

PS. Wczoraj biegałam 4 razy po 3 min!!! Razem 73 min biegu :))) No i rowerem do pracy i z powrotem - 30 km.

wtorek, 7 sierpnia 2012

W nocy lało. Deszcz się przyda,bo bardzo było sucho. Może dlatego, że przed deszczem, na zmianę pogody, nie miałam sił na nic. Bieganie zostało więc koniecznie na dziś. Chłodniej - to będzie pewnie łatwiej. Może powinnam liczyć minuty, które przebiegłam? Bo dystanse są jeszcze mniejsze :( No to proszę - 61 min. Tylko mi się nie śmiać :)
Dziewczyny spały dziś w namiocie na naszej działce. Śpiewały piosenki oazowe do późnej nocy. Ok 1.00 obudziły nas ich śmiechy. Kazaliśmy spać i uciszyło się. Pierwszy raz śpią w namiocie. Młodsza już dawno chciała tego spróbować. Pożyczyliśmy namiot. Było dużo frajdy wczoraj przy rozkładaniu. A mnie przypomniała się podróż z rodzicami do dawnej Jugosławii. Bo namiot jest taki sam jak ten nasz. Oczywiście nie wrócił z nami, bo został sprzedany. Miałam wtedy 9 lat :))). Ech...

E.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Dziewczyny już z nami. Dużo opowieści o wyjeździe. Dużo szczekania, bo nie umiem przekazać psu, że rzeczywiście NIE CHCĘ żeby szczekał. Nie życzę sobie. Nie dlatego, że mnie teraz boli głowa, albo, że nie jest ten moment, albo nie na tą osobę. Po prostu ma nie szczekać i tyle. Ale ona tego nie rozumie :(
Powrót do domu w pt odbył się na rowerze. Chyba z pracy mam z górki, bo zdecydowanie łatwiej się jedzie. Jak to z pracy :). W sobotę i niedzielę wyrobiłam normę biegania drugiego tygodnia. Dziś zaczynam 3 min biegania i 1 min marszu. Moja młodsza córka nie mogła zrozumieć ile to się minut biega. I jak zrozumiała, że jest to owszem 8 min (w zeszłym tyg) ale po 2 min i przerwa to było bardzo dużo śmiechu z tego biegania ... Ale ja jej jeszcze pokażę!!! W so biegła ze mną, ale w niedzielę, była "za bardzo zmęczona". Dziś miało lać i grzmieć, a tu gorąco. Znów pojechałam na rowerze do pracy. Tak trzymać!

E.

piątek, 3 sierpnia 2012

Dziś, tak jak wczoraj, przyjechałam do pracy na rowerze ponad 14 km. Pogoda się coś psuje, ale odbieramy dziś nasze dziewczyny z wyjazdu, więc mąż podjedzie po mnie do pracy samochodem. A czy przesiądę się na rower w drodze powrotnej to już inna sprawa :). Jedziemy z dziewczynami do mojej Mamy. Zabierzemy wreszcie naszego psa. Nie było jej (bo to ona) u nas ponad miesiąc. Tęsknimy za nią. Tzn. ja i młodsza córka. Mąż coś nachmurzony, Chyba ma inne pomysły na spędzenie popołudnia niż wizyta u Teściowej... A co z potrzebą i obowiązkiem (:)) podtrzymywania rodzinnych kontaktów??? No, może to tylko chwilowe humory.
Wieczorem mam zamiar pobiegać.

A tu link który pomógł mi zacząć:  
 http://bieganie.natemat.pl/5617,jak-zaczac-biegac-bieganie-bez-wypluwania-pluc-czyli-przewodnik-poczatkujacego-biegacza

No i ogromne podziękowania dla p. Bartosza Zajączkowskiego:
 http://zajaczkowski.org/2008/11/13/wybiegaj-sobie-zdrowie/
To on mnie przekonał :)

E.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Rozpoczynam pisanie bloga... Po co? Bo chcę się zmobilizować do wprowadzenie w życie tego wszystkiego, co już rozpoczęłam i tego, co gdzieś tam kołacze się po mojej głowie.
Pierwsza sprawa i najbardziej wymierna czyli to, że rozpoczęłam moją przygodę z bieganiem. Bieganie to na razie za dużo powiedziane. Po prostu robię pierwszy krok, czyli bieganie naprzemienne z marszem. Biegnę i maszeruję naprzemiennie. To drugi tydzień więc 2 min biegu i 1 min marszu. I tak 5 razy. Mój cel? Biec przez 1 godz. A tak naprawdę wszystko to jest celem, co wiąże się z uprawianiem sportu:
1. lepsza kondycja,
2. zachowanie wagi,
3. lepsza koncentracja,
4. praca nad pozytywnym myśleniem.

pozdrawiam

E.