wtorek, 11 września 2012

Wielki czas podnieść do góry głowę i napisać co się dzieje. Blog jest przede wszystkim po to, by mobilizować do zmian, do pracy nad sobą, porządkowania wewnętrznego chaosu (jeśli taki się pojawia). A pojawił się. Trudno, żeby mogło być inaczej jeśli fakty są sprzeczne, a informacje niepewne.
Kończąc odchudzanie i robiąc się już bardzo szczupłą (są oczywiście dużo szczuplejsi - chodzi o moje możliwości i wyobrażenia o sobie) przyśnił mi się sen.
Idę sobie ścieżką, a obok mnie zauważam - krasnoludek. Szczupły, z jeszcze szczuplejszą czapeczką. Nagle kładzie się obok ścieżki i mówi - Nie będę już dalej szedł! Jestem głodny! Nie mam siły!!
- Krasnoludku - mówię - wstawaj, idziemy dalej!
- Nie! Nie będę szedł! - uderza pięścią  o ziemię.
Po chwili daje się jednak przekonać i daje mi rękę, żeby iść dalej.
Co sobie pomyślałam jak się obudziłam? Ho! Ho! Coś jest na rzeczy.
Czekamy. Mijają dni. Czas się wydłuża. Kręci mi się w głowie... Robimy w końcu test.
Pokazuje negatywny. No, to już wiadomo! Bzdury jakieś! Fanaberie. Mrzonki. Złudne nadzieje.
Mijają dni. Trzeba iść do lekarza. On wszystko wyjaśni.
Badanie - Nie proszę pani. Nie sądzę. Nic nie widać. Dla pewności zrobimy badanie z krwi. Jutro wynik. Myślę sobie - To już jasność. Wiadomo. Wynik to tylko formalność. Emocje opadają. Idziemy na bzdurny film, żeby odreagować - "Siostra mojej siostry". No, może daje trochę do myślenia. Ale niesmaczny.
Uff, w każdym razie wiemy.
Wynik następnego dnia przeczy wszystkiemu co usłyszeliśmy i pomyśleliśmy wczoraj. Cieszymy się, kolejny raz zmieniamy kierunek naszego myślenia. Rozmowa z lekarzem znów zamąciła nam w głowach - poczęło się, ale to niekoniecznie ciąża. Co?? To już paranoja!!! Musimy zaczekać do przyszłego tygodnia i zrobić jeszcze raz badanie z
Właśnie dzisiaj mam zrobić to badanie.  Tylko, że od niedzieli źle się czuję i jeśli to rzeczywiście ciąża, to powinnam zrobić coś więcej niż tylko brać progesteron i nie podejmować wysiłku fizycznego. A w pracy naglą pewne problemy... Trzeba zacisnąć zęby i jeszcze poczekać. Znów poczekać.
W naszym życiu było podobnych chwil niemało. Każda ciąża przynosiła wiele problemów. Marzyliśmy o dużej rodzinie. Mamy dwie córki. Kilkoro dzieci w niebie... Ostatnie, do którego poczęcia przygotowywaliśmy się parę miesięcy sprawdzając poziomy hormonów, poczęło się dwa lata temu. Od początku było wspomaganie hcg w zastrzykach. I kicha.
Są pewne marzenia, których nie udaje się zrealizować, choć próbuję.
Po co te nowe nadzieje???

Z przeraźliwą autentycznością pozdrawiam

E

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz