sobota, 29 grudnia 2012

Kryzys może być dobry

Byliśmy jakiś czas temu w grupie małżeństw, które spotykały się przynajmniej raz w miesiącu. Spotkania comiesięczne miały swój unikalny charakter, każde miało swój temat. Założenia były takie, że pracujemy nad sobą i nad relacją małżeńską tak, by nasze rodziny rozkwitały. Byliśmy wszyscy razem ponad dziesięć lat. Niektórzy dłużej. Bardzo długo nasze więzi były silniejsze niż więzi z naszymi rodzinami. Spotykaliśmy się o wiele częściej niż co miesiąc, choć nie było to konieczne. Wiedzieliśmy o sobie właściwie wszystko. Pomagaliśmy sobie, wspieraliśmy się. I co?
Pojawiły się problemy. Nieporozumienia. Zmęczyły nas problemy, z którymi nie potrafiły sobie poradzić niektóre z małżeństw. Gdy chcieli odejść zrezygnowani mówiliśmy - przeczekajcie, dajcie sobie czas, ruszycie do przodu jak zbierzecie siły. Trudna była nieustanna bliskość, brak dystansu. Stało się to w pewnym momencie barierą w możliwości szukania perspektyw rozwoju osobistego, jak i poszczególnych małżeństw. Część par odeszła wcześniej, a po kilku latach pozostałe też przestały się już razem spotykać.

Nie umiałam tego ocenić przez długi czas.

Rozmawialiśmy o tym z kilkoma osobami w czwartek. Dwa małżeństwa się rozpadły, jedno byłoby prawie, ale znaleźli sposób, który im pomaga. Inne - nie wiem do końca. Nie chcę tak wielkiej bliskości jak wtedy. Widzę też, że zbyt długo przyklepywaliśmy pewne problemy. Lepiej pozwolić człowiekowi zmierzyć się z własnym kryzysem lub z kryzysem więzi. Wspierać go, ale nie brać odpowiedzialności. Kryzys jest super okazją do tego, by wzrosnąć, jeśli przyjmie się go dojrzale. W sytuacji ekstremalnej człowiek mobilizuje się w sposób maksymalny i znajduje rozwiązanie. Takie, które jest idealne dla niego. Wzrasta, przekracza siebie. Zbyt wiele sygnałów - nie martw się, jesteś ok, może człowiekowi zrobić krzywdę, a przede wszystkim zabrać cenny czas życia. Pewnie, że kryzys niesie ryzyko cofnięcia się we wzrastaniu, jeśli szukamy natychmiastowej poprawy emocji - wtedy możemy utaplać się po szyję w tym, co z dobrem nie ma nic wspólnego, a od razu przynosi przyjemne doznania - wszelkiej maści używki, skoki w boki, itp. Wtedy życzliwi przyjaciele powinni znaleźć się na właściwym miejscu. :)

Jestem wdzięczna za tą drogę, którą przeszliśmy, bo wiele się nauczyłam - rozmowy, pomocy, otwarcia na innych. Ale zdaje sobie sprawę z błędów, które popełniliśmy. Potrzeba iść z kimś razem. Ale dystans musi być. :)

piątek, 28 grudnia 2012

Wspomnienia świąt

Wigilia udała nam się bardzo. Po różnych przepychankach w stylu - "Może nie kupimy prezentów, bo po co. I tak są nie trafione i stanowią duży wydatek." Tym razem wprost powiedziałam, że my chcemy, żeby prezenty były i je kupimy. Ustaliłam to z moją siostrą jednego dnia (była po rozmowie z Mamą), a następnego Mama mi oznajmiła (choć o naszych rozmowach z siostrą nic jeszcze nie wiedziała), że prezenty już dla wszystkich ma :))) I tak pokazało mi to kolejny raz, że w tej sprawie nic wspólnego ustalić się nie da, choć co roku miałam różne propozycje, by to nie było zbyt obciążające dla nikogo. Szczególnie jak dziewczynki były małe, to trudno było mi się wyrwać z domu i szukać prezentu dla każdego. Wtedy chciałam, żeby ustalić kto komu coś kupi i będzie łatwiej. Ale nigdy nikt nie był zadowolony z tych ustaleń. Rozpisuję się na ten temat dużo, bo w tym roku okazało się, że każda nasza córka niezależnie przygotowała prezenty DLA KAŻDEGO. Ja dostałam robioną bransoletkę z koralików od jednej i książkę plus tekturową teczkę, której potrzebowałam od drugiej. Prezenty rozdawane były na koniec wigilii i trwało to bardzo długo, bo każdy rozpakowywał, cieszył się :) i dopiero dostawał ktoś drugi. Śmiechu i radości było bardzo dużo. Szczególnie wtedy, gdy coś było dobrze zaklejone i nie dało się odczepić :)
Jeśli chodzi o potrawy to furorę zrobiła ryba po grecku zrobiona po raz pierwszy przez moją siostrę. Prosiłam ją o to, a przepis znalazła na jednym z blogów :).
Dzielenie się opłatkiem też jest bardzo miłe. Odbieram, że cieplejsze i bardziej autentyczne z roku na rok. Znaczy to, że nasze relacje są coraz lepsze? Pewnie tak :)
Potem następne dni nie były już taką bombą emocji, ale miłe i pełne odpoczynku.
Wczorajsze spotkanie z dawnymi, a jednak ciągle bliskimi znajomymi poruszyło mnie bardzo mocno. Ale opowiem o tym troszkę później.

Mam nadzieję, że i Wasze spotkania były ciepłe i dobre?

E.

niedziela, 23 grudnia 2012

Życzenia Świąteczne

 

Niech Boże Narodzenie da nam zapał do mnożenia Dobra!


 Nie znam Cię osobiście, widzę tylko Twoje ślady na tym blogu, 
ale będę myśleć o Tobie 
dzieląc się opłatkiem...
bo w pewien sposób idziemy razem. :)

E.

 

Przygotowania przedświąteczne


Pisałam o odpoczynku przed przygotowaniami świątecznymi. Na dowód zamieszczam zdjęcie naszego psa (jeśli chodzi o ścisłość to ... ona). Odpoczywa, ale jak się nachylam to już zaczyna się odwracać, bo może po brzuszku będę chciała pogłaskać pieska? :) Rasa super, jeśli chodzi o charakter,  do domu. Prawdziwa żywa przytulanka. Bardzo dobroduszna psina, ustępliwa i pogodna. Nie musi dużo biegać. Zwykle krótkie spacery wystarczają. Ma tylko jedną wadę - niestety wychodzi sierść. Co prawda łatwo ją sprzątnąć, bo jest miękka, ale mimo wszystko jest to pewien problem. Przynajmniej na początku, póki się człowiek nie przyzwyczai :) Baardzo lubimy naszą sunię.

Wczoraj rano sprzątanie, zakupy, pieczenie ciast wieczorem. Dziś już tylko gotowanie.

Niestety nie można biegać, bo za zimno. -8 st C to za dużo. Gdybyśmy mieli przejściowo -5 st C, a potem jeszcze spadło, to myślę, że nie byłoby problemu, a tak niestety przerwa w bieganiu.
Nie mogę się przemóc, aby pojeździć na rowerze stacjonarnym. W piątek zrobiłam próbę, ale nie było przyjemnie.

Wczoraj i dziś dieta tłustego karczku z pomidorem. Zamiast czterech dni, które miały być stać mnie na dwa. I tak koncentracja siada. :( I to nie jest fajne...

Mama nie czuje się zdrowa i mówi, że nie będzie u nas spać w Wigilię. Szkoda, bo nie wiem, czy da się wyciągnąć do nas w Boże Narodzenie.

Dużo sił w tych ostatnich przygotowaniach!

E.

piątek, 21 grudnia 2012

Koniec adwentu



Adwent dobiega ku końcowi. Kalendarz nam sprzyja w tym roku, bo nie ma jeszcze świąt, a już mamy dni wolne. Jest czas aby przygotować Święta, spowolnić bieg, pobyć ze sobą samym jeszcze przed spotkaniami z rodziną przy wspólnym stole. Już od jutra przygotowania powoli będą nabierać tempa. Oby udało się bez pośpiechu, obawy, że czegoś się nie zdąży, coś zapomni.
To ciągła nauka jak pracować i trudzić się z wewnętrznym  dystansem, bez napięcia.
Życzę Wam na ten czas bezpośrednich przygotowań, aby był radosny i spokojny!

niedziela, 16 grudnia 2012

Spotkanie


Właśnie skończyliśmy oglądać film pt. Spotkanie. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Film inny niż pozostałe. Daje do myślenia. Oj, daje. Zobaczcie jeszcze przed świętami.

film na YouTube

E.

sobota, 15 grudnia 2012

Jesteście gotowi?


Już niedługo koniec adwentu, koniec roku, koniec tygodnia. Jesteście gotowi na koniec i ... na początek czegoś nowego? Czy przygotowaliście się na to, co nowego ma się rozpocząć w Waszym życiu? Jesteście Tego autorami? Do dzieła!

E.

piątek, 14 grudnia 2012

Pogrzeb

Pogrzeb to odejście człowieka, jego pożegnanie. Uczucia jakie nam towarzyszą wcale nie są takie jednoznaczne. Zależy, czy byliśmy związani ze zmarłym. Czy ta więź była silna? Czy była ciepła? Mogliśmy być związani mocno, ale poprzez emocje oparte na złości, pretensji, żalu. Wtedy pogrzeb oprócz smutku może przynieść niestety niechcianą przez nas ulgę. Jeśli więź była słaba to dopada nas obojętność, poczucie dystansu i dylemat - jak mogę nie czuć smutku, żalu, współczucia - przecież to dramat - koniec życia człowieka, pewne podsumowanie tego czym żył, kim był, czego dokonał.

Byliśmy wczoraj na takim pogrzebie, gdzie emocje jakie mnie dopadły nie są przeze mnie akceptowalne w takiej sytuacji. A jednak się pojawiają. Mam z nimi kłopot. Czuję niesmak, dyskomfort.

Skłócony z rodziną. Nie wnikam, kto ma rację (a raczej miał). Podobno wiedząc, że zostało mu niewiele życia chciał sprzedać dom, w którym mieszkał, żeby przed śmiercią się zabawić. Nie myślał o tym, co zostanie córce, wnuczkom i niepełnosprawnemu synowi. Prawdopodobnie uzależniony od alkoholu. Czy jakieś wartości były dla niego ważnie? Nie znałam go na tyle, żeby powiedzieć na pewno nie. Ale raczej zamiast radości z osiągania wartości były łatwe przyjemności życiowe. Do tego wszystkiego wmieszał się brat i podobno to on tak kierował zmarłym w ostatnim czasie. Liczył na pieniądze? Sam prowadzący nieuporządkowane życie, bez majątku, którego zmarłemu nigdy nie brakowało.

Nie było słów pożegnania na cmentarzu. Ksiądz wyrecytował słowa nabożeństwa jakby recytował rolę z pamięci. Nie spotkałam się wcześniej z czymś takim. Najbliższa rodzina mówi - piękna była msza. Jaka msza? Nie było żadnej mszy!

Trudne są takie pogrzeby i pożegnania. Baaardo trudne.

E.

PS. Żal mi tych osób, które zostały. Żal mi zmarłego i jego zaprzepaszczonych szans. Może jednak będzie z tego Dobro? Trzeba przepracować to, co złe, poukładać cały bałagan, dołożyć cierpienia i będzie z tego Owoc? Jak zawsze, trzeba tylko czasu :)

E.

czwartek, 13 grudnia 2012

Pochwała biegania

Jak ja lubię biegać! Bieganie jest bardzo proste, nie trzeba myśleć, główkować, zapamiętywać, zwracać uwagę na... Po prostu ubrać się odpowiednio i zacząć biegać.

Jeśli chodzi o tempo, to można biec bardzo wolno. I tak się człowiek spoci i zmęczy. Przynajmniej kiedy biega krócej niż rok :) Jak będzie potem to jeszcze nie wiem. Tutaj bieganie, jak dla mnie, przewyższa rower wielokrotnie, bo na rowerze można zmarznąć jadąc wolno, a jeśli jest się zmęczonym, a nogi nie chcą się ruszać same, to trzeba pokonywać wewnętrzne opory, by przyspieszyć. Przy bieganiu po prostu nie muszę przyspieszać. A co jeśli tempo przestanie mnie zadawalać? Może jak będę mieć lepszą kondycję, to przyspieszenie przyjdzie samo? Pomyślę o tym kiedy indziej :)

Nie potrzeba żadnego sprzętu. Fakt, że mam koszulki od jazdy na rowerze i gdybym ich nie miała, to musiałabym kupić, żeby się nie przeziębić w taką pogodę. Buty też nie muszą być jakieś specjalne. Wystarczą sportowe z grubszą podeszwą. Buty udało nam się kupić parę lat temu za niecałe sto złotych w małym miasteczku w Beskidach, na jarmarku. Są nieprzemakalne. I mamy jednakowe :) Na głowę opaska zasłaniająca uszy. W moim przypadku broń Boże na czoło, bo po powrocie mój nos zamienia się w cieknący kranik. Pewnie, że myślę sobie o kupnie chusty na głowę, która może być opaską, szalikiem albo czapką. Ale to nie jest konieczne. Wczoraj biegaliśmy przy temperaturze -5 st. C i wystarczyła zwykła opaska.

Po powrocie z biegania jestem zmęczona, ale ogarnia mnie taka radość i satysfakcja z tego, że się udało przebiec kolejny raz naszą trasę, że przezwyciężyłam pogodę. Dotlenienie i wysiłek powodują, że więcej się chce robić, jest więcej pomysłów i sił.

Bieganie wciąga. Drugiego dnia po bieganiu myślę, może dziś pójdę pobiegać?

E.

środa, 12 grudnia 2012

Zamieszanie z powodu przyjmowania gości minęło. Jesteśmy po. Gotowanie i pieczenie się udało. Fajnie jest gościć bliskich ludzi, rozmawiać o problemach, dzielić się sprawami, które są dla nas ważne. Kontakty, wymiana myśli są tak ważne dla mnie, choć muszę też mieć chwile, kiedy wsłuchuję się w siebie.

Mam już odpowiedź, na którą czekałam ponad miesiąc. Niestety odmowna. W takim razie szukam dalej nowych zadań, które będą mnie mobilizować do rozwoju.

Niedługo święta, czas gromadzenia prezentów. Już wiem, co upiekę. Udoskonaliłam sernik ze snickersami. Zrobię go koniecznie. Ciasto na piernik dojrzewa w lodówce już od dawna. Będzie jabłecznik i ptasie mleczko na biszkopcie. No i makowiec. :)

E.

piątek, 7 grudnia 2012

Tydzień trwa pełen emocji. Weekend właściwie już jest.

W tym tygodniu uczestnicząc w kursie przez internet poprowadziłam swoje pierwsze webinarium. Było super! Powiem szczerze, że gdyby nie obawa, że pojawią się problemy techniczne, których nie jestem w stanie przeskoczyć, to webinarium jest mniej stresujące niż prowadzenie "w realu". Dlaczego? Bo człowiek czuje się mniej obserwowany?? :)


Dziś wreszcie (WRESZCIE) dowiem się, co z tą moją pracą. Bo nadal nie wiem.

Byłam wczoraj na szkoleniu nt. urzędu statystycznego, pkd i obowiązków sprawozdawczych. Nie dowiedziałam się właściwie nic, czego bym nie wiedziała. Ale rozmowa na przerwie podsunęła mi pewien nowy pomysł odnośnie mojej pracy. :)


Weekend pełen gości, pieczenie już się zaczęło.


I byliśmy biegać. Znalazłam chyba sposób na katar, który ostatnio pojawiał mi się zaraz po powrocie z treningu. Nawet nie myślałam, że mam tyle niepotrzebnej wody w organizmie. :) Wczoraj nie zakładałam opaski na czoło, tylko na uszy i wyżej, na głowę. Zatoki mi się nie przegrzały i katar mi się nie powiększył. Mam pozostałość po poprzednim :) Mam nadzieję, że będzie dobrze.

 E.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Jak spowodować, aby ktoś chciał rozpocząć zmianę, jak dać mu nadzieję na to, że jest cel, który chciałby osiągnąć i może to zrobić? By nie było tak, że czołgamy się przez kolejny dzień, czekając aż minie, a ten następny też nic nowego nie przyniesie. Jak nauczyć jednostkę zaspokajania swoich potrzeb?


W Siemianowicach Śląskich Powiatowy Urząd Pracy w ramach aktywizacji bezrobotnych rozdaje bony pieniężne na dowartościowanie samotnych matek w ich własnych oczach. Dodatkowo oferowano doradztwo, szkolenie, a bon opiewał na 2,3 tys. zł. Można było za te pieniądze kupić ubranie, obuwie, figi, biustonosz, torebkę, zapłacić za wizytę u dentysty, protetyka, okulistę, optyka, fryzjera, kosmetyczkę, wizażystkę itp. oraz wynająć opiekę nad dzieckiem w czasie szkolenia. Wybrano te kobiety (25-30 lat), które były rzeczywiście zaniedbane, nie umiały się zachować, nie wierzyły w to, że stać ich na to, aby coś z siebie wykrzesać. Zawody które wybierały, to kucharz, handlowiec, opiekunka dla osób starszych i niepełnosprawnych, sprzątaczka, szwaczka. Panie kupiły sobie ubranie do pracy - czyli białą bluzkę, czarne spodnie, buty, wydawały pieniądze rzeczywiście z głową. I okazało się, że wszystkie panie stanęły na nogi, znalazły staże. Pracodawcy mówią, że przedłużą umowy, a potem chcą zatrudnić je na swój koszt.


Jest to przykład dotyczący bezrobotnych, a mnie zastanawia coś innego. Często człowiek tkwi w jakiejś sytuacji, problemie, z którym nie umie sobie poradzić. Nie umie, bo stosuje te same rozwiązania, popełnia te same błędy, jego działania są nieskuteczne. Wystarczy, aby ktoś podpowiedział, co należy zrobić. Czasem potrzebne są na to środki finansowe, a czasem wcale nie. Myślę sobie, że nawet nie zawsze potrzebne jest prowadzenie za rączkę od początku do końca. Chodzi o to, aby człowiek podjął jakąś zmianę, zobaczył efekty, uwierzył, że jest coś w stanie zmienić, czyli że to co robi ma sens. I człowiek sam się dalej rozwija. Osiąga cele, które do tej pory nie były dla niego osiągalne. Jedno małe osiągnięcie pociąga za sobą drugie.


Czy tak naprawdę, chodzi o to aby ubrać się modnie, wydać dużo pieniędzy na poprawę wyglądu? A może wystarczy poczuć się atrakcyjnie, uwierzyć w siebie i wtedy oczy patrzą bystro, usta się śmieją, mamy odwagę odezwać się, iść do ludzi i czegoś od nich oczekiwać, bo wiemy, że możemy od siebie coś dać?

Podobnie z dietami. Na jakiejkolwiek, kiedy zaczynamy ją stosować, zaczynam się lepiej czuć. Przecież niekoniecznie chodzi o to, co jem będąc na diecie. Po prostu pojawia się nadzieja - coś robię, jest nadzieja na zmianę. To efekt przede wszystkim w psychice, nie zawsze poparty zmianami fizycznymi związanymi z tym co jem.


E.

niedziela, 2 grudnia 2012

Byliśmy odwiedzić znajomą, która wyprowadziła się z trzema synami do małego miasta. Sama, bo jej małżeństwo się rozpadło w ostatnim czasie. Przeprowadzkę planowali jakiś czas temu jeszcze z mężem, albo właściwie z jego inicjatywy, ale potem dość szybko stało się już nieaktualne. Od nas to jakieś dwie godziny jazdy samochodem. Podziwiam jej zaradność. Potrafi prosić o pomoc, kiedy jej naprawdę potrzebuje. Nie rozważa nieustannie sytuacji, w której się znalazła, ale rozwiązuje problemy, z którymi się spotyka. Chłopcy w tej sytuacji dorośli, stali się bardziej otwarci, pomagają. Czasem na wiele godzin zostają sami, potrafią dużo w domu zrobić. Dzięki przeprowadzce łatwiej znieść im sytuację, w której nie tylko brakło ojca, ale jeszcze on sam przez swoje zachowanie powodował większy zamęt i odbierał poczucie bezpieczeństwa, które synowie otrzymywali od matki. Nowe środowisko nie pyta, co się stało z ojcem. Po prostu przyjmuje ten fakt jako już zastany. Jak wiele może być w człowieku siły, zaradności, kiedy z pokorą przyjmie tą rzeczywistość w jakiej się znalazł!

E.

sobota, 1 grudnia 2012

Zrobiliśmy kalendarz adwentowy. Zeszło nam prawie do 1.00. Na karteczkach napisaliśmy pochwały, miłe słowa dla każdej córki inne. Była frajda wspólnej pracy rodzicielskiej. Dziewczyny rano zaskoczone. Nie byłam pewna, czy się ucieszą. Ale tak :)
Wygląda to tak:


Padało, więc z biegania nici, ale za to step and body super!

E.