poniedziałek, 22 lipca 2013

Sokółka i "nowy samochód"

Aktualnie jesteśmy w Spale na rekolekcjach, dość mocno dotykających spraw teologicznych, bo chodzi o praktykowanie wiary, umacnianie fundamentów i rozróżnianie działania w swoim życiu działania Boga i złych duchów. Tematy bardzo praktyczne, życiowe i poruszające. Drugi dzień, a wiele spraw się posunęło do przodu. Wydaje mi się, że jesteśmy tu już długo.

Do Sokółki pojechaliśmy w poprzednią niedzielę, bo mąż wypatrzył Wielką Okazję, czyli samochód jaki szukamy, w takim stanie jaki chcemy, za atrakcyjną cenę. Niestety, szukał ogłoszeń również w niedzielę, więc jak okazja się pojawiła, od razu zaklepał i pojechaliśmy. Sokółka jest, jak wiadomo, za Białymstokiem, czyli bardzo daleko od nas. Niedzielne popołudnie miało być leniwe, na rowerach i na świeżym powietrzu. Skończyliśmy w samochodzie. Przed Białymstokiem otrzymaliśmy sms - proszę nie jechać, bo inni jadą kupić samochód. Trochę mnie ruszyło, ale zadzwoniłam grzecznie pytając, o co chodzi. Okazało się, że pan pomylił telefony i to właśnie MY jedziemy do niego. :) Samochód okazał się taki jak miał być, czyli bierzemy. Niestety zaginęło potwierdzenie opłaty OC. Pobyt na komisariacie pokazał, że OC jest opłacone i ewentualna kontrola drogowa znajdzie to w bazie danych. Problemem będzie tylko ewentualny mandat za brak papieru - 50 zł.

Wyjechaliśmy późno. Po 22. Ja jechałam "starym samochodem". Tak czuję się bezpiecznie. Droga daleka. Ok 2 w nocy byliśmy oboje bardzo śpiący. Na stacji paliw strzelił nam do głowy pomysł, by pobiegać w koło budynku. To nas obudziło i orzeźwiło. Pobłądziliśmy troszkę w Warszawie, ale pan z nawigacji mojego telefonu kazał nam zawrócić i szczęśliwie objechaliśmy stolicę obwodnicą. W domu byliśmy przed czwartą. Przez cały tydzień nie miałam ochoty na oglądanie "nowego" samochodu :). Zrobię to po powrocie. A w poniedziałek, po zarwanej nocy, miałam szczęśliwą rozmowę o pracę.

pozdrawiam

E.

piątek, 19 lipca 2013

O ogłoszeniach w/s pracy

Wiem, długo nie pisałam. Przepraszam, że rozczarowałam tak bardzo... A to dlatego, że chciałam zdać relację z pobytu w górach dość obszernie, i ... nie podjęłam tematu w ogóle. Może wrócę, ale teraz temat najważniejszy dla mnie. Ale po kolei.
Szukałam w swoim zawodzie możliwości nauczenia się, czy też możliwości zapoznania się w praktyce z nowymi problemami i zadaniami. Samodzielna być w nowym temacie nie mogłam, więc szukałam stażu w jakiejś ograniczonej liczbie godzin, praktyk, lub pracy pod czyjąś kuratelą. Niestety nie znalazłam. Otworzyłam się ostatnio na to, że będę robić częściowo to co, robiłam, ale oczekuję też powierzenia nowych zadań, tak, by pracodawca był zadowolony, no i ja też żebym mogła osiągnąć swój cel. Czerwiec był miesiącem, w którym pojawiło się niewiele ofert, które mogłyby mnie zainteresować, ale lipiec przyniósł parę ciekawych. Zostałam zaproszona na dwie rozmowy. Jedna odbyła się w poniedziałek. W bardzo miłej atmosferze dowiedziałam się, że mogę być przyjęta, najlepiej już, tylko na 8h przez pięć dni w tygodniu, czyli cały etat. Nie mogę się zgodzić na to. Pracę mam nie bardzo napiętą, dobrze płatną, a tu przypuszczam ogromną ilość spraw za minimalną krajową. Jak się chcę douczać, to mogę tak dodatkowo pracować, jako część etatu, ale zrezygnować z mojej pracy, a wejść w tą, to byłaby delikatnie mówiąc głupota. Po ponad dobowym namyśle otrzymałam telefon, że będę mogła pracować trzy razy po osiem godzin. Jestem ogromnie ucieszona, że będę miała swoją szansę na naukę, mam nadzieję dobrą atmosferę w pracy i nie będę musiała do tego dopłacać. Satysfakcji dopełnia fakt, że nie było w tym żadnych znajomości.
Oczywiście są też obawy - czy podołam, czy wyrobię się czasowo w swojej pracy - zostają mi trzy dni łącznie z sobotą, no i ewentualnie popołudnia. Wszystko zależy od tego, czy wdrażanie się w nowe obowiązki będzie bardzo stresujące, czy uda się podejść z pewnym dystansem. To dopiero będzie się działo!
Ta druga oferta to praca w Łowiczu. Od Łodzi to jakaś godzina drogi, więc pomyślałam, że można spróbować. Czasem przez miasto tyle się jedzie. Pojechałam, a tu test do rączki i proszę rozwiązywać. A mowa była o rozmowie. Pisały jeszcze trzy osoby. Pewnie niedługo po studiach. 
Jak zostanę zaproszona na rzeczywistą rozmowę to będzie plus dla mnie, ale pewnie będą lepsi, bo test był taki "definicyjny" i zagadnienia bardzo szerokie.
Oczywiście do 1 września jeszcze wiele może się zdarzyć, z obu stron, ale myślę, że będzie dobrze.
Jutro napiszę o wyjeździe do Sokółki. Zakładam, że krótko, to pewnie mi się uda 

pozdrawiam serdecznie

Ewa

czwartek, 4 lipca 2013

Długi weekend

Jutro wyruszamy na objazd rodziny. Może nam się uda wyskoczyć w Pieniny w sobotę. Zobaczymy, bo plan jest napięty. Odwiedzamy naszych chrześniaków i jednocześnie rodzinę męża - siostrę i brata. Dziewczyny jadą z nami.
Wczoraj wróciłam wieczorem do domu, a tu obiad - tortille z sałatkami i sosem czosnkowym. Posprzątana kuchnia, uprasowane. Bardzo miło :) Wakacje to dobra rzecz.
We wtorek było wspólne wyrywanie chwastów na działce. Poszło bardzo sprawnie.
Mamy w tym roku pierwsze orzechy włoskie. Oczywiście jeszcze zielone. No i parę czereśni. Przydałoby się jeszcze podlać przed wyjazdem.

E.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wakacje

Zaczęliśmy je w piątek po południu spotkaniem Małgosi z przyjaciółmi (w ramach malutkich poprawin osiemnastki). Obie dziewczyny dostały promocję do następnej klasy. Gusia radzi sobie całkiem nieźle w gimnazjum, ale stać ją na więcej. Zintegrowała się z nową klasą, ma fajne koleżanki. W zeszłym tygodniu miała trudne przeżycie. Kolega, który poszedł razem z nią do tego gimnazjum (byli razem w szkole podstawowej) został pobity przez dwudziestolatka. Właściwie skopany, głównie po twarzy. Bo nie chciał zwolnić boiska szkolnego. Wylądował w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu i podejrzeniem uszkodzenia oka. Na szczęście widzi, był na zakończeniu roku. Dotknęło nas to dość mocno.
Z Gosi trzeba będzie powoli wykurzać lenistwo i niechęć do nauki. Oj, jaka to inna sytuacja, niż sprzed paru lat, gdy przynosiła świadectwa z czerwonym paskiem. :(
Dziś idę do dentysty. Ząb obłożony opatrunkiem tydzień temu, boli przy piciu gorącego napoju. Chyba się nie da bez zatrucia. Szkoda.
Weekend był pod znakiem spotkań ze znajomymi. Tak imieninowo-towarzysko.
Wzruszyła mnie historia małżeństwa, które adoptowało dziewczynkę z domu dziecka, potem (po wielu latach) stali się rodziną zastępczą, dla chłopca, który nie był zdolny do normalnego kontaktu z otoczeniem. Pozostał niepełnosprawny, ale dużo potrafi zrobić. Jest zaradny. Niestety nie zna wartości pieniądza, nie umie liczyć. Dziewczyna wyrosła, bardzo zdolna. Skończyła studia, została siostrą zakonną, przygarnęła matkę do domu sióstr i wspomaga też niepełnosprawnego mężczyznę, który wychowywał się razem z nią. Ojciec już nie żyje, ale matka opiekę ma zapewnioną do końca swoich dni. Podziwiam osoby, które nie boją się pracy, problemów, odpowiedzialności i czynią dobro nie patrząc, czy to się opłaca.

pozdrawiam

E.