niedziela, 2 grudnia 2012

Byliśmy odwiedzić znajomą, która wyprowadziła się z trzema synami do małego miasta. Sama, bo jej małżeństwo się rozpadło w ostatnim czasie. Przeprowadzkę planowali jakiś czas temu jeszcze z mężem, albo właściwie z jego inicjatywy, ale potem dość szybko stało się już nieaktualne. Od nas to jakieś dwie godziny jazdy samochodem. Podziwiam jej zaradność. Potrafi prosić o pomoc, kiedy jej naprawdę potrzebuje. Nie rozważa nieustannie sytuacji, w której się znalazła, ale rozwiązuje problemy, z którymi się spotyka. Chłopcy w tej sytuacji dorośli, stali się bardziej otwarci, pomagają. Czasem na wiele godzin zostają sami, potrafią dużo w domu zrobić. Dzięki przeprowadzce łatwiej znieść im sytuację, w której nie tylko brakło ojca, ale jeszcze on sam przez swoje zachowanie powodował większy zamęt i odbierał poczucie bezpieczeństwa, które synowie otrzymywali od matki. Nowe środowisko nie pyta, co się stało z ojcem. Po prostu przyjmuje ten fakt jako już zastany. Jak wiele może być w człowieku siły, zaradności, kiedy z pokorą przyjmie tą rzeczywistość w jakiej się znalazł!

E.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz