piątek, 31 maja 2013

Blask tęczy

Widzieliśmy bardzo ciekawy film. Dramat, ale jednocześnie z pozytywnym zakończeniem. Historia pewnej rodzinki, która adoptowała chłopca. Dużo uczuć, choć takich nieopowiedzianych wprost. Film odciskający piętno w sercu. Po filmie pomyślałam sobie, że najbardziej życiowe to są dramaty. Choć te wzięte z życia nie dają się tak podsumować w prosty sposób. Niestety, nie. Św. Faustyna mówiła, że czyta życie jak książkę. Może patrzyła na to, co się dzieje i umiała podsumować - do czego zmierzało jakieś zdarzenie, jaki miało sens i czego ją nauczyło? Chciałabym swoje życie przeżywać tak świadomie.
A oto film:


E.

Zmienny pogodowo czwartek i widok z okna

Wczorajszy dzień groził deszczem i niestety polało w środku dnia, a potem myśleliśmy, że uda się długa wycieczka rowerowa. Miałam ogromną ochotę na jazdę po lesie. Niestety nie udało się, za to czekając na lepszą pogodę, która tylko się popsuła całkiem zrobiłam parę zdjęć z okna przy ręcznych ustawieniach. Aparat mamy kompaktowy, szału nie robi, ale próbuję wyciągnąć z niego co się da. Do tej pory nic nie wiedziałam na temat parametrów, które się ustawia. To moje pierwsze próby.

czwartek, 30 maja 2013

Po zebraniu

Byłam  na zebraniu i powiem, że postanowiłam potraktować nauczycieli poważnie   i poprosić o podpowiedź, co mam z tym naszym "okazem" zwanym popularnie Gosią, zrobić.
Od pani z chemii, po naświetleniu sytuacji, w zasadzie, dostałam opr, taki z głębi serca. Rada - iść na spacer, wyluzować, zwrócić odpowiedzialność za sytuację córce i żądać przedstawienia planu działania. I rozliczać z realizacji poszczególnych punktów. Pani profesor jest gotowa na wszelkie ugody z delikwentką, jeśli ta będzie wykazywać chęć współpracy i dobrą wolę.
Najważniejsza rozmowa odbyła się z wychowawcą, która to pani, zaskoczyła mnie otwartością i gotowością do rozmowy. Do tej pory odbierałam ją jaką osobę bardzo powierzchowną, której nie zależy na wychowankach. Bardzo się myliłam. Opowiedziała mi o atmosferze w klasie, o tym jak postrzegana jest przez nią Gosia. I co najważniejsze - powiedziała mi, że choć to wygląda groźnie, nie ma się czego obawiać. Szkoła jest bardzo wymagająca. Klasa jest najlepsza w poziomie (jeśli chodzi o możliwości na wstępie). Dostali najlepszych nauczycieli. Niestety nastroje ogółu klasy są takie, że uczniowie są gnębieni przez nauczycieli, bo ci idą do przodu z materiałem, zadają prace domowe, odpytują, robią klasówki i kartkówki i (o zgrozo!) stawiają oceny. Nie są mile widziani ci, którzy chcą coś robić. Niestety. Pani profesor powiedziała, że sytuacja Gosi nie jest taka zła i prawdopodobnie przejdzie do następnej klasy. Bardzo mnie to ucieszyło, choć nie jest to rozwiązany problem, bo chodzi o jej podejście do szkolnych obowiązków. Na razie plusem jest to, że nie denerwuje się tak, jak w zeszłym roku. No, ja niestety bardziej.
Zostałam poinformowana też, że pani od niemieckiego nie postawiła do tej pory, jeszcze, jedynki z niemieckiego. Byłam u niej też. Wyszło na to, że gotowa jest do "pozytywnego" odpytywania, a najbardziej martwiła się, że Gosia ma złe oceny z angielskiego, to z niemieckiego miała jedynkę na półrocze. I tu grozi powtarzanie roku, a nie gdzie indziej.
Zachęcona przez  wychowawcę, odwiedziłam też panią pedagog, która okazuje się jest psychologiem klinicznym. Przedstawiła parę pomysłów jak można jeszcze poradzić sobie z niechęcią do nauki i jak rozmawiać po zebraniu.
Muszę powiedzieć, że wsparcie ogromne. Cały czas jestem pod wrażeniem.
Po powrocie do domu, egzekwowanie planu się nie udało, bo nasz "okaz" nie chce rozmawiać o problemie, bo od niego ucieka. Ale wczoraj wydębiłam plan. Czy się bierze? Na razie nie, ale odpowiedzialność ma być po jej stronie, więc nie pilnuję.
Czuję, że coś mi odpuściło, choć nie do końca. Mam nadzieję, że Gośka nie straci roku.
Oj, trudne to wychowanie.

E.

środa, 29 maja 2013

Wspomnienia powycieczkowe Gusi

W piątek Gusia wróciła z wycieczki. Była zmęczona, ale zadowolona i baardzo podekscytowana. Stała nad nami (nie chciała usiąść) i opowiadała nam przez prawie dwie godziny jak było. Wspomnę, że nie chciała absolutnie jechać, bo nie lubi gór i nie ma kondycji. Prawie bym się zgodziła... Mąż natomiast zaczął ją przekonywać, że powinna jechać. Wtedy mnie się przypomniała moja wycieczka w góry w pierwszej klasie liceum. Nie mogłam wejść na górę, plecak był za ciężki, ale ktoś go wniósł, a ja zostałam wciągnięta na górę. Miałam 15 lat :) Było fajnie. Jak opowiedziałam to Gusi, to doszła do wniosku, że tak źle u niej chyba nie będzie i... zdecydowała się jechać.
Po raz pierwszy nie trzeba było Gusi wspierać w czasie wycieczki radami "będzie dobrze, NA PEWNO nie będziesz chora, NIC złego się nie wydarzy". Podobno dzwoniła do nas z obowiązku i troski, a my oczekiwaliśmy (tak jak zawsze do tej pory :)), że jak zadzwoni, to trzeba rzucić wszystko i pocieszać... wzmacniać... dodawać otuchy... Nic z tych rzeczy! Niechby chociaż jakiś okres przejściowy rodzicom zrobiła, żeby ich przyzwyczaić do nowej sytuacji...
Ale robiła wrażenie pewnej siebie! Nie mogłam poznać swojego dziecka. Jakiś chłopak za nią chodzi! (na razie "za", a nie "z"), innemu też bardzo się podoba. No, przecież ładna dziewczyna jest!
Na Śnieżce był 1 st C. Wszyscy zmarzli, większość dzieci jest chora. Aga w poniedziałek poszła do szkoły (MUSIAŁAM jej dać theraflu, ale cudownie nie zadziałało, jak oczekiwała nasza córeczka), za to we wtorek już została w domu. Bo tak się należy przy katarze, chrypie, bólu gardła i stanie podgorączkowym. Wyzdrowieje, a wspomnienia będzie miała na całe życie.

E.

wtorek, 28 maja 2013

Naleśniki z mąki orkiszowej

Podaję przepis na przepyszne, cienkie naleśniki.

Składniki:
100g mąki orkiszowej,
2 jaja,
300 ml mleka,
szczypta soli.

Składniki mieszamy. Wylewamy na gorącą patelnię polaną niewielką ilością rafinowanego oleju kokosowego. Smażą się bardzo dobrze.

Smacznego!

E.

Rzeczywistość jak drut kolczasty

Pisałam o problemach z nauką naszej Gosi. Dziś zebranie w szkole, na które oczywiście się wybieram. Ma trzy zagrożenia. Dwa takie, że nie będzie pewnie problemu. Jedno - z niemieckiego - było już zagrożeniem z półrocza, więc bardzo realne do tego, żeby nie zdać. Czy się uczy? Raczej tak, ale najmniej niemieckiego. Ma ogromną barierę. Jest w grupie zaawansowanej, a nie powinna być. Prawie dwa lata temu znalazła się tam przez przypadek, a pani nie chciała tego zmienić. Potem jeszcze raz pytała, ale Gosia już nie potrafiła przyznać, że chce zmienić, kiedy poprzednio wymuszono na niej, że ma to podjąć. Jak poszłam na zebraniu do pani, to znów nie chciała. I tak Gosia widząc barierę nie do przebycia, nawet specjalnie nie próbuje... Ja też już nie wiem, co mam zrobić. Rok temu zdecydowaliśmy się na pomoc psychologa, takiego od problemów szkolnych, żeby nie sugerować jej jakiś problemów. Została zdiagnozowana. Super dziewczyna, inteligencja ponad normę, żadnych problemów depresyjnych, czy innych. Samoocena nie najgorsza. Przeszkolona jak należy organizować sobie czas, motywować się, zabierać do nauki. I myślicie, że pomogło?
Pani nie wiedziała już, co zrobić i wycofała się. Powiedziała, że dziewczyna jest mądra i musimy jej zostawić odpowiedzialność i sama wyciągnie wnioski, co należy robić. No i co ma zrobić matka? Siedziała już i odrabiała lekcje (kiedyś i to długo), mówiła, co należy robić, prosiła, groziła, nawet krzyczała :( Fakt, że brałam odpowiedzialność, a teraz nie biorę. Wcale mi nie jest łatwiej. Mam poczucie winy. Skąd mam wiedzieć, co dla Gośki jest najlepsze? Jak to się skończy? Co mam powiedzieć nauczycielce od niemieckiego? Nie mogę jej nic obiecać. A może obiecywać, wiedząc, że nie mam wpływu?

Drut kolczasty i wcale nie prosty, ale pokręcony.

 Drut kolczasty. fot. Shutterstock.

E.

sobota, 25 maja 2013

Takie sobie zwykłe życie

Czekam nieustannie na nowy odzew ze strony pracodawców. do których wysłałam swoje CV. Na razie nie ma. Już widzę, że są nowe ogłoszenia, to zaraz na nie odpowiem. :)
Muszę coś wymyślić na prezent dla Mamy, bo jutro idziemy do niej na obiad. Chyba najbardziej się cieszy zawsze z nowej bluzki, bo jest to prezent praktyczny, sama sobie nie kupi, bo szkoda jej pieniędzy. A ja jak kupuję to wybieram naprawdę ładną :)
W zeszłym tygodniu przyniosłam więcej zakupów niż kupiłam. Miałam dużo toreb foliowych, więc w każdym sklepie, w którym się zatrzymywałam zgarniałam wszystkie "uszka" i wychodziłam. W domu okazało się, że mam jakiś pasztet i szynkę z kartką, na której jest napisane ile się za to należy :)). Potem poszłam szukać, w którym mięsnym zabrałam ten pakunek. Tam gdzie byłam pewna, że stamtąd, okazało się, że nie. Drugi mięsny był już zamknięty, ale w asortymencie miał tylko kurczaka, a do trzeciego weszłam i tylko popatrzyłam, bo przecież wcale tam nie kupowałam. Dobrze, że głośno wypowiedziałam swoje myśli i pani sobie przypomniała, że słyszała, jakaś sprzedawczyni się skarżyła, że klient zabrał jej wędlinę  Hmm... to znaczy ja... Okazało się, że to sklepie PLON, który sprzedaje różne mąki, ziarna, suszone owoce i zdrową żywność, pani miała na ladzie przesyłkę "od kogoś, dla kogoś" i jej nie zdążyła schować. Miejsca mało, jeszcze coś opowiadałam wychodząc, więc zabrałam coś nie mojego. Ale oddałam do mięsnego obok, bo pani z PLONU już wyszła, za to zadzwoniłam do niej, żeby się nie martwiła. Telefon miała sprzedawczyni z mięsnego. Zaraz idę tam odnowić znajomość :)
Wczoraj położyliśmy się wieczorem "na 10 min". I umyliśmy się już rano...

E.

czwartek, 23 maja 2013

Ja to mam szczęście do pewnego tematu :(

Postanowiłam dziś zerknąć w Empiku na pewną książkę. Wg posta jednego z blogów, autorka powieści jest myślącą kobietą, ujmującą temat dobra i zła bardzo głęboko. Jej książka skłania do refleksji i wnosi wiele nowego w spojrzenie na świat i no... po prostu życie.
Pan sprzedawca znalazł mi tę książkę. Miałam ją nawet kupić, ale postanowiłam najpierw przejrzeć. Otworzyłam na chybił, trafił i przeczytałam fragment, który przyzwoity nie był. Pomyślałam, że to może akurat scena, która była z jakiegoś powodu potrzebna, żeby pokazać jakieś "ważne sprawy", ale drugi i trzeci raz był taki sam. Nie kupiłam. Po co ciągle o tym...
Czy jestem przewrażliwiona? Czy po prostu odbieram rzeczywistość wkoło taką jaką jest :(

 Wolę wczorajsze myśli i perspektywę. Dała mi dzisiaj dużo pokoju serca. A te kwiatki dzisiaj? To chyba po to, żeby odwrócić uwagę, niestety w złą stronę. Wracam do radości.

środa, 22 maja 2013

Rozważania nie tylko filozoficzne

Pogoda przekropna od kilku dni. Raz ciepło, raz chłodno i pada. Jak zachować pogodę ducha, gdy ciśnienie jest niskie? Gdy jakieś tęsknoty, niepokoje.

,,Raduj się w Panu, a on spełni pragnienia twego serca" (Ps 37). 
Te słowa dzwonią mi w uszach drugi dzień.
Raduj się, to znaczy mam się cieszyć. Mam szukać powodów do radości. Dobrych powodów.
Ta radość, to nie oparcie się na własnych siłach, ale na Kimś Wyższym.
To pozbycie się troski, zamartwiania na zapas, lęku o przyszłość.
To prawda, że wyszłam daleko poza strefę mojego komfortu.
"Raduj się"! Te słowa są mi bardzo potrzebne. Teraz.
Może dlatego mam się cieszyć? Bo zrobiłam tyle kroków do przodu?
Mam ochotę zawrócić. Wszystko mi mówi (prawie :)), że powinnam zawrócić.
Bo po co robić sobie problemy.
Ale bez problemów, też jest niedobrze.
Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca.
Czy ja znam swoje pragnienia? Czy podejmując te działania postępuję zgodnie ze swoimi pragnieniami?
Chyba tak.
A może te pragnienia odkryję działając? Odsłonią mi się w całej pełni? Odkryję źródełko pragnień, które nie mogło wybić, nie miało ujścia i woda robiła się nie-źródlana, mówiąc łagodnie?
Spełnić pragnienia swojego serca. Serca! ...
Odpowiedzieć na to, czego pragną uczucia. Znaleźć w tym przyjemność, rozkosz, nasycenie, zaspokojenie tęsknoty.
Czy można znaleźć przyjemność, rozkosz, nasycenie, zaspokojenie tęsknoty?
Jestem przekonana, że MOŻNA.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozmowa w sprawie pracy

Dziś miałam pierwszą rozmowę w sprawie pracy. Moje pierwsze takie doświadczenie po bardzo długim czasie. Niestety, bez efektu. Byłyśmy umówione trzy. Każda na swoją godzinę. Niestety szef się spóźnił, więc byłyśmy wszystkie razem. Wzięła nas pani, w zastępstwie. Jak się okazało, po to, by zapełnić czas. Nie wiem, kto został zatrudniony. Mnie zapewnił, że jak się zastanowi, to zadzwoni. :)
Na parkingu było tyle wody i tak głęboko, że wpadłam po kostki. I pierwszy raz wylewałam wodę z butów! Moje czarne czółenka są mokre i jutro pewnie będę musiała iść w czymś innym.

Wspominaliśmy ze znajomym księdzem wikariuszem księdza proboszcza zaprzyjaźnionej parafii, który zmarł na koniec kwietnia. Jeszcze dotąd jego głos dźwięczy mi w uszach. Porządny był gość. Nawet nie wiedziałam, że miał 74 lata. Kiedy podłączony był do respiratora pisał na kartce wikaremu, że jeszcze obrazki komunijne trzeba kupić. Pamiętał o każdym. Jego życie jest bardzo owocne.

E.

niedziela, 19 maja 2013

Rowerowa niedziela

Przepiękna pogoda i ochota na jazdę na rowerze spowodowała, że wybraliśmy się na wycieczkę. Zrobiliśmy 48 km przez 2,5 h plus przerwa na rozmowę małżeńską.

Dziś obejrzeliśmy godzinny film z bloga Marcina Hanke na temat efektu placebo. Serdecznie polecam! Bardzo nas zastanowił, dziewczyny też były mocno zainteresowane - bezpośredni link do posta z filmem.



E.

sobota, 18 maja 2013

Nasza nastolatka...

Córcia młodsza wyjeżdża na wycieczkę, więc mamy pakowanie, dokupywanie brakujących elementów garderoby, pranie i prasowanie. :) Prasowanie niestety jeszcze jutro.
Wczoraj miałyśmy ważną rozmowę, która jest chyba momentem przełomowym dla wspólnych kontaktów. Potrafiła skrytykować swoje zachowanie sprzed roku i przyznać, że dotkliwa kara, którą dostała wtedy, należała jej się. Niesamowite... Pamiętam swoje emocje sprzed roku i poczucie bezradności z powodu zachowania nastolatki. Powinno się robić szkolenia dla rodziców i organizować formy wsparcia w chwilach kryzysu. :) Przecież nerwy rodziców nie są z żelaza... Szkoda gadać, co się wtedy działo. Nie z każdym dzieckiem tak jest. Starsza się tak nigdy nie zachowywała. Za to mamy z nią inne problemy. No, cóż... Pewnie to też minie i będziemy wspominać te chwile  z uśmiechem.

A właściwie, dlaczego soboty są takie krótkie, jeszcze tyle chciałoby się zrobić ;)

E.

piątek, 17 maja 2013

Zbyt duża ilość snu - konsekwencje

Jeśli śpimy ponad 9 h może boleć nas głowa. Jest to spowodowane obniżeniem ciśnienia na skutek długiego snu.

W piśmie European Journalof Neurology opublikowano wynik badań z których wynika, że Ci którzy śpią zbyt długo w późnym wieku są dwukrotnie bardziej zagrożeni utratą pamięci, demencją i Alzheimerem niż ci, którzy śpią krócej.

Zbyt długi sen - ponad 9h - ma takie same skutki zdrowotne, co sen krótszy niż 6h. Powoduje spadek jakości funkcjonowania i może, w niektórych przypadkach prowadzić do rozwoju depresji.

To co z tym myśleniem - odeśpię niedobory w czasie weekendu? Niestety weekend będzie wtedy przemarudzony, przedyndany...

Co pozostaje?

Niestety, regularny rozkład dnia... A może po prostu drzemki, skuteczne w przypadku niedoborów snu i wystrzeganie się zbyt długiego spania.

E.

Koniec tygodnia i przepis na naan paleo

Zmęczenie tego tygodnia dało się wczoraj we znaki. W efekcie poszliśmy spać bardzo wcześnie, bo jeszcze przed 22. Nasza młodsza córka kręciła się po domu, a starsza robiła biznes plan na lekcję przedsiębiorczości. Podobno poszła spać po czwartej. :( Kiedyś bardzo mnie to złościło, a teraz... Też. Ale zostawiam to. Ważne, że jej się chciało. Odeśpi. Cóż poradzić na kiepską organizację.

Biegaliśmy dopiero wczoraj. Temperatura 22 st. C. Za gorąco. Trzeba wyciągnąć krótkie spodenki, bo inaczej nie da rady.

Naan paleo dość smaczne. Miesza się 4 całe jajka, 80 ml oleju kokosowego, 150 ml wiórków kokosowych, 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia, 100 ml mleczka kokosowego i łyżkę stewii (zmielone listki). Smaży się placki, po dwa na jeden raz. Łatwiej wtedy przewrócić. Olej do smażenia, to oczywiście olej kokosowy nierafinowany.

pozdrawiam serdecznie

E.

środa, 15 maja 2013

Dzień pod znakiem pracy (w pracy)

Ale się zasiedziałam! Ale też zrobiłam kawał roboty. Zaraz idę do domu, a jestem głooodna. :) Zrobię sobie naan paleo. Jak będzie dobre, to napiszę przepis jutro.



Po wczorajszym soku z pokrzywy melduję, że jest ok. Można robić. Może ta długa praca właśnie po tym?

Mam zamiar dziś biegać.

pozdrawiam serdecznie

E.

wtorek, 14 maja 2013

Żniwa pokrzywowe

W zeszłym roku dostaliśmy od znajomego sok z pokrzyw. W tym przypomniało nam się, że pokrzywy zrywa się w maju, wyciska sok i pije. :) Sok podnosi poziom żelaza, a nasza Gosia nieustannie ma problem z niedokrwistością.

Pożyczyliśmy specjalną maszynkę. Chyba sprzed minimum czterdziestu lat, taką na korbkę. Poszliśmy do lasu uzbrojeni w worek i rękawice. Nazrywaliśmy pokrzyw i urządziliśmy darcie pierza wyciskanie soku na środku podwórka, tzn. na działce przed domkiem. Kręciliśmy i kręciliśmy. Sok wylatywał jedną dziurką, a zmielone zielsko drugą. I mamy sok. Całe półtora litra z pianką :) Trzeba było przecedzić. Jest obrzydliwie smaczny. Bardziej obrzydliwie niż smaczny.

 Zobaczymy jutro, czy nam nie zaszkodziło. Jeśli nie, to zrobimy jeszcze. Ale wcześniej kupimy wyciskarkę do zelmera, który działa na prąd. Będzie zdecydowanie szybciej i wygodniej. Tak myślę.

Może ktoś też się skusi na takie operacyje?

pozdrawiam serdecznie

E.

poniedziałek, 13 maja 2013

Wezwanie i gotowość

W zeszłym tygodniu mąż został wezwany do pewnego urzędu. Mówi do mnie: "Przygotuj się, w razie jakichkolwiek pytań, dzwonię do Ciebie i będziesz tłumaczyć, o co chodzi". Już kiedyś, wcześniej, rozmawiałam przez telefon z miłymi paniami i wydawało mi się, że wszystko jest już wyjaśnione. Mąż pojechał. Powyjmowałam różne dokumenty, przypomniałam sobie, o co chodzi. Za chwilę telefon - "Już wyszedłem. Wszystko ok, po prostu pani chciała, żeby ktoś zaufany naprawił jej samochód". Super. Dla mnie to jest nie w porządku, mówiąc delikatnie. Wzywać petenta do urzędu, narażać go na stres po to, by pani załatwiła swoją prywatną sprawę... No comments...


W nawiązaniu do piątkowej frustracji, muszę powiedzieć, że dziś wysłałam dużo odpowiedzi na ogłoszenia o pracę. Jestem z siebie dumna, choć dla kogoś może to być coś zwyczajnego. Osobiście musiałam pokonać resztę oporów wewnętrznych. W końcu nastawiłam się, że i tak nikt mi nie odpowie :) Tak jak nikt nie odpowiedział poprzednio...
Czułam, że właściwie aplikowanie w sprawie pracy, nie narusza mojej strefy komfortu (prawie). To znaczy, że robię postępy. Mam więcej odwagi, aby "zaproponować" siebie, ale i więcej gotowości, żeby spotkać się z odrzuceniem. Oby więcej tych kroków do przodu. Już teraz w szybszym tempie.
Mam nadzieję, że jakaś dalsza droga się rozwinie przede mną. Ale te ogłoszenia mnie nie interesują!

 Oferty pracy z pośredniaków z Pomorza i Kujaw

E.

niedziela, 12 maja 2013

Myśli bardzo nieuczesane :)

Ratunku! Dziś byliśmy na mszy, tej co zawsze, za to obecni byli Ci, co nie ma ich zwykle w kościele. Ubrani przepięknie, dzielnie znoszący godzinną liturgię, która dla nich jest wstępem do wspólnego świętowania. Czego? Nie wiem... Bo to I Komunia św dzieci. Nie wiem, bo zastanawialiśmy się wczoraj, czy rzeczywista przyczyna święta znajduje odzwierciedlenie w umysłach zaproszonych gości.

Ostatni tydzień czytałam sporo o "dress code", czyli o tym, w jaki sposób ubranie wpływa na to, jak jesteśmy postrzegani przez innych. Podchodziłam do tego bardzo sceptycznie. Zaufanie wzbudza podobno garsonka, spodnie materiałowe z kantem, ewentualnie spódnica do kolan. Dziś obserwowałam, wbrew sobie, jak wyglądają inni w tych odświętnych ubraniach. Chyba nie przyłożyłam się do zignorowania komunikatów otoczenia, bo nie jestem zadowolona z tej godziny, która miała być czasem naładowania akumulatorów wiary.

Powiem szczerze, rzeczywistość przesycona jest erotyzmem, który niestety, jako kobieta po czterdziestce, odbieram bardzo mocno. Narusza to moje granice i powoduje myśli, których nie chcę. Walka z nimi męczy mnie i nuży. Bez znaczenia jest fakt, że teoretycznie kobiety w spódniczkach mini, ogromnych szpilkach, cienkich rajstopach nie powinny robić na mnie żadnego wrażenia. Nie mam żadnych niewłaściwych preferencji. Nawiązanie do seksualności jest oczywiste i ono jest bodźcem, który wywołuje we mnie reperkusje.

Ciekawe jest to, dlaczego kobiety tak się ubierają. Erotyzmu jest tyle, że ktoś, kto nie wysyła takich sygnałów jest bezbarwny, nieciekawy, nie liczy się, po prostu nie istnieje? Chcąc, nie chcąc, po prostu jesteśmy zmuszone w to grać? By istnieć? Bo chcemy być akceptowane? By nie wypaść w porównaniach poza kategorią?

Kobieta, która ma spódnicę do kolan lub spodnie, zwykle nie nadaje już sygnałów o charakterze seksualnym. Owszem, upraszczam, bo można komunikować w opisany sposób dekoltem, odkrytymi ramionami, sposobem poruszania, lub spojrzeniem. Wiem, ale świadomie to pomijam symbolicznie uzależniając wszystko od długości spódnicy i rodzaju rajstop. Jeśli przekazu na poziomie - atrakcyjna seksualnie (pobudzająca do działania) przestaje mieć znaczenie, to można uruchomić przekaz - kompetentna, profesjonalna. Czy tak? Logiczne myślenie może wybić się ponad emocje. Chyba o to chodzi.

Sama muszę sobie to poukładać. Niełatwo mieć te swoje kobiece czterdzieści parę lat.

pozdrawiam bardzo logicznie i racjonalnie :)

E.

sobota, 11 maja 2013

Deszczowa sobota

Pięknie ćwierkają ptaki. Wieczorny spacer z psem w maju, to sama przyjemność.  Mimo, że kropi. Dzień upłynął pod znakiem pieczenia ciast. Obiecałam przyjaciółce upiec dwa na I Komunię jej córki. Sernik ze snickersami i jabłecznik w kruchym cieście będą jutro cieszyć podniebienia gości. Pewnie znacie... Mam frajdę, że mogłam pomóc. Dla nas upiekłam sernik Małgosi (już dawno czekała) i pizzę.

Zastanawiam się nad tym, czy sama sobie wymyślam te wszystkie prace kuchenne i nie tylko kuchenne? Im więcej się angażuję w dom, tym więcej widzę, że warto byłoby zrobić jeszcze to, czy tamto. A może to tak, gdy ma się nastolatki - potrzeba więcej piec i gotować? Chyba nie. :)


Wieczorem, najpierw my pokazaliśmy dziewczynom wywiad z Anną Golędzinowską (warto zainteresować się postacią) tutaj na youtube
(jakoś nie udało mi się tego inaczej umieścić, blogger nie chce mnie słuchać), a potem Gosia zaserwowała nam film "One day". Poruszył mnie ostatecznie gdzieś głęboko, choć długo nie mogłam się wkręcić w treść. Pewnie na dużym ekranie byłoby o wiele łatwiej. Ale i tak warto zobaczyć.








pozdrawiam serdecznie

E.

piątek, 10 maja 2013

Ciasto magiczne

Wyszukałam z zaprzyjaźnionych blogów kulinarnych przepis na ciasto magiczne. Jak się upiecze, to na dole ma być wilgotne, wyżej jak ptasie mleczko, potem pianka.
Upiekłam. Bardzo proste. Rodzina jednak się nie poznała na magii.

A ja? Ach, ten negatywny realizm... Nie zachwycam się, choć w smaku dobre. Pewnie zjem je prawie całe sama :( Widzę... że... To jest po prostu zaplanowany ... zakalec???

Bez zachwytu. Bo jestem nie-pozytywną realistką. I nic nie chce tego zmienić.

Ps. Po powrocie do domu okazało się, że mąż zjadł resztę ciasta. Jednak magia trochę działa. :)

E.

czwartek, 9 maja 2013

Frustracja

Dzisiejszy dzień był pod znakiem narastającego we mnie złego humoru. Niezadowolenie z siebie, z tego, co robię, poczucie chaosu i natłoku spraw. Fakt, jestem mistrzem w rozdrabnianiu się i chyba w rozdmuchiwaniu spraw i problemów. Znam tylko jeden sposób, który pomaga. Zagłębić się w siebie i zadać sobie pytanie - "o co mi chodzi?"

Oj, niełatwo znaleźć odpowiedź. W mętnej wodzie nie widać, co pływa. Ostatnio wyznaczyłam cele, ale nie ustawiłam hierarchii. Na pytanie - "Którą iść drogą?" można odpowiedzieć tylko wtedy, gdy znajdzie się odpowiedź - "A dokąd chcesz dojść?".

Znalazłam odpowiedź. Chcę znaleźć dodatkową pracę w moim zawodzie, która będzie dla mnie wyzwaniem, da mi szansę rozwoju. Pytanie - czy wystarczy mi odwagi i czy jestem gotowa zapłacić za osiągnięcie celu, a nie wiem ile? Czy jestem w stanie poświęcić też inne cele, bo być może nie uda się ich zrealizować?

Jeśli nie będę próbować dojść do celu, który wysunął mi się na pierwszy plan, zapłacę frustracją, rezygnacją, pretensjami do męża i rodziny. Już płacę. Koszty są w każdym przypadku. Jeśli będę szła do przodu, będę miała szacunek do samej siebie i nauczę się czegoś nowego, chociażby jak pokonuje się przeszkody. Stanie w miejscu spowoduje, że skisnę. :( To już się dzieje.


Którędy droga?
Teraz potrzebny jest plan. Bez tego czuję (jestem pewna) nie uda się.


pozdrawiam serdecznie

E.

PS.  Rysunek pochodzi z  http://www.photoblog.pl

środa, 8 maja 2013

Uprawy na działce

Przepiękna pogoda wczorajsza zmobilizowała nas do wyjazdu na działkę. Przed urlopem posiałam warzywa - marchew, rzodkiewkę, kalarepę (pierwszy raz), buraczki, pietruszkę korzeniową i naciową. Oprócz tego urosną koperek i estragon. Na rozsadniku mam cukinię i melona! Cukinia wybujała bardzo, nie wiem czy nie przesadzę do większych doniczek, żeby miała możliwość lepszego wzrostu. Melon to pomysł na eksperyment. Gosia bardzo lubi ten owoc. Podobno może się udać w gruncie bez osłon, jeśli jest ciepłe lato. Zobaczymy :)
Pojechaliśmy, żeby podlać nasze zasiewy. Zdążyliśmy wrócić (na rowerach) i była burza. Nie wiem, czy padało też na naszej działce. Jeśli tak, to znaczy, że nasz podlewanie było "po łebkach" i trzeba było poprawić? :)

jałowce i berberys na grządce ozdobnej


kwitnąca czereśnia


E.

wtorek, 7 maja 2013

Dziwny wirus

Gusia w poniedziałek rano została przebadana przez lekarza. Diagnoza - wirus. Leży biedna w łóżku. Dołączyły się problemy jelitowe i ból głowy. Nie działa na ból głowy ibuprom, więc (zgodnie z jakąś reklamą, którą oglądała Gusia) kupiłam lek na migrenowe bóle głowy, który jednocześnie obniża gorączkę. Po zapoznaniu się ze składem donoszę, że składniki leku sugerują, że gdyby się połknęło polopirynę, paracetamol i popiło mocną kawą, to efekt powinien być ten sam. Trzeba byłoby porównać ewentualnie dawki. W każdym bądź razie dziś po południu, po podaniu leku, głowa przestała boleć. Temperatura natomiast wieczorem wyjątkowo nie wzrosła. Nie mam pojęcia, czy to też można przypisać popołudniowej dawce reklamowanego specyfiku. Niemniej jednak, jest lepiej. Liczymy, że wirus jest tylko z tych, co dopadają wyłącznie 14-olatki i to tylko te, co wracają znad morza. Innej możliwości nie widzę.

pozdrawiam

E.

poniedziałek, 6 maja 2013

Utrzymanie wagi - apetyt na słodycze na urlopie

Dziś rano weszłam na wagę po urlopie. Muszę dodać, że od ponad roku, bo wtedy zaczęła się moja przygoda z odchudzaniem, wchodziłam na wagę codziennie. Ranne ważenie było bardzo ważne, bo ono dawało mi obraz tego, co się dzieje. Tym razem też miałam zamiar wziąć ze sobą wagę, ale mąż poprosił, żeby dać spokój. I z wagą i z ważeniem. Powiem szczerze, że pomyślałam, że to nie będzie komfortowe i czuję obawę na myśl o niekontrolowanych skokach wagi. Mąż dał mi ostatecznie wolną rękę. I wtedy poczułam, że mogę się otworzyć na to, że jem to, na co mam ochotę nie kontrolując efektów. Spróbuję odczytać sygnały, które wysyła mój organizm. A nawet, gdy nie będę umiała ich odczytać, to sobie pofolguję, bo w końcu to urlop, a ewentualnymi negatywnymi efektami będę martwić się po powrocie.

No i dziś po wejściu na wagę zobaczyłam cyfry, które mnie zaskoczyły! Jest mniej niż zakładałam, że będzie. Jest nawet trochę mniej, niż było przed wyjazdem! Jeśli ktoś wie, jak trudno jest utrzymać wagę, to domyśla się jaka to ulga i radość jednocześnie. Rzeczywiście, tak jak pisałam o apetycie na cukier w jednym z poprzednich postów, starałam się jeść tylko węglowodany, nie dodając białka i tłuszczu, jeśli miałam na nie ochotę. Jeśli miałam zjeść posiłek białkowy, to jadłam go min 1,5 godz. po węglowodanach. Po białkowym było ok 3 godz przerwy. Jak chciało mi się (bo się chciało) jeść czekoladę, to ją jadłam. Jadłam, aż nie przestałam mieć na nią ochotę. Raz to nawet ponad tabliczkę. A może nawet zjadłam dwie. Ale potem czułam, że jestem najedzona i nie jadłam dopóki nie poczułam głodu. Jadłam lody! A w zeszłym roku nie jadłam lodów ani razu. Muszę przyznać, że starałam się jeść dużo warzyw. Pasują i do białka i do węglowodanów. Surowa marchew pokrojona w słupki jest przepyszna. Ogórki w takiej postaci też bardzo lubię. Pisałam o warzywach z Biedronki. Banany w zasadzie można też potraktować jako zdrowe węglowodany.

Wcale nie zawsze przestrzegałam zasad niełączenia składników. Czasem namieszałam w żołądku tak, że czułam się bardzo ociężała, ale wtedy czekałam aż mi przejdzie, czyli czekałam, aż organizm będzie gotowy na nową porcję jedzenia.

Myślę, że jedną z równie ważnych spraw, było to, że się wysypiałam i myślałam pozytywnie (z powodu urlopu, braku stresów, no i lektury, którą czytałam). Nie powiem, że nie piłam kawy, bo niestety piłam...

To niesamowite odkryć te powiązania! A ja wcześniej uważałam, że aby się nasycić, trzeba jeść białko. I to najlepiej dużo do każdego posiłku. :)

pozdrowienia serdeczne po bieganiu pierwszy raz w krótkim rękawku! :)

E.

niedziela, 5 maja 2013

Precz z końcem urlopu!

Wróciliśmy! Korki były, ale nieduże. Jechaliśmy sześć godzin z dwiema krótkimi przerwami. Pogoda ładniejsza niż kiedykolwiek w ostatnim czasie. Ciepło i słonecznie. No, słonecznie to było nad morzem przez większość dni. Pocieszenie jest takie, że podobno tu lało. Dopiero dziś było ładnie.

Jutro do pracy. Niestety mamy nieprzyjemną niespodziankę. Gusia ma gorączkę. Obudziła się dziś z bólem głowy, kazała sobie tabletki przeciwbólowe serwować. Humory miała przez całą drogę. A ponieważ chimery miewa często, oprócz tego straszy nas, że będzie chora, że teraz to ma dreszcze, gorące czoło itp... to nie potraktowaliśmy tego jak należy :( A teraz już śpi po zażyciu odpowiedniej liczby tabletek popitych rozpuszczoną aspiryną i szklanką mleka z ząbkiem czosnku i miodem.

A po to jechaliśmy nad morze, żeby była zdrowa... Wirus jakiś, czy co? Zobaczymy, co się z tego rozwinie... A może by tak przeszło tak szybko jak przyszło? Mamy mocne wejście w codzienną rzeczywistość. Mam nadzieję, że u Was jest to łagodniej :)

pozdrawiam serdecznie

E.


sobota, 4 maja 2013

Ostatni dzień

Dziś wieczorem obserwowaliśmy jak odjeżdżający z Ustronia puszczają lampiony na molo. To tak jakbyśmy my puszczali, bo jutro wyjeżdżamy. Smutno, bo urlop się kończy...

Dużo udało mi się przemyśleć. Zobaczymy, czy uda mi się wyjść z działaniem "poza strefę komfortu". To jest coś, co najmocniej blokuje... Obawa i niepewność. Jedyne, co może je okiełznać to działanie.

Na molo, znów w Kołobrzegu. Jakość kiepska, ale wspomnienia pozostaną.


Była dziś wycieczka rowerowa z córką! I bieganie! Ho, ho!

pozdrawiam

E.

piątek, 3 maja 2013

Spotkanie

Dziś spotkaliśmy się z siostrą mojego dziadka, która nie ma nogi. Ma protezę, dzięki której może poruszać się o kulach. Ma ponad 80 lat. Czy była smutna? Nie. Jej uśmiech nie był wymuszony. Ma pozytywny, powiedziałabym życzliwy, stosunek do ludzi. Interesują ją problemy innych. Nie narzeka, choć mówi o trudnościach, które doświadcza. Korzysta z pomocy innych, ale nie użala się nad sobą. Lubi ludzi. Lubi prace domowe, radzi sobie sama kiedy tylko może. Zastanawia mnie jej hart ducha. Pewnie wynika z pozytywnego myślenia o sobie, o świecie, o innych ludziach. A gdyby mnie ... trochę z tych dobrych genów... Albo tak się zarazić pozytywnymi wibracjami... zarazkami... Tak tylko trooochę... :)

Zdjęcie moje:


pozdrawiam cieplutko z zimnego "nadmorza" wieczorem, brr...

E.

czwartek, 2 maja 2013

Dieta podnosząca poziom serotoniny po zakończonym procesie odchudzania

Po zakończonej diecie, gdy waga jest już odpowiednia, dietetycy zalecają powolne przyzwyczajanie organizmu do "normalnego" jedzenia. W moim przypadku jest to praktyka czterech dni w tygodniu diety, która niewiele różni się od tej odchudzającej (jest wzbogacona niewielką ilością węglowodanów), a potem trzy dni tzw. uczty (jem to na co mam ochotę). Niestety to "jem na co mam ochotę" kończyło się jedzeniem dużo, wszystkiego, odczuwanym złym samopoczuciem związanym z przejedzeniem i ogólnym rozdrażnieniem. Dziwiło mnie to, bo na diecie nie byłam ani rozdrażniona, ani ospała.

środa, 1 maja 2013

Słoneczny dzień

Pogoda dziś była słoneczna. Jednak powietrze ostre. Na plaży znaleźliśmy wykopany ogromny dół i ... weszliśmy do niego.