niedziela, 31 marca 2013

Tęsknota

Za oknem śnieg, wiosny nie widać. Wiem, że jest. Nabrzmiałe oczekiwanie. Na co? Tak czuję w moim sercu. Coś nadejdzie... A może narodzi się z tego, co już jest... Zmieni formę, uwydatni się, ujawni... Czekam.

E.

sobota, 30 marca 2013

Wielkanoc

Wczoraj usłyszałam, że człowiek nie jest stworzony do adorowania problemów, bo tego nie da rady zrobić. To jest za trudne. Człowiek jest stworzony do adorowania Boga. To go umacnia, utwierdza jego tożsamość, uwydatnia jego godność. Człowieka, oczywiście. Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę Wam, którzy tak jak ja walczycie o dobro w Waszym Życiu, abyście zawsze wiedzieli, po której stronie stanąć i którą drogę wybrać. Bo stojąc na rozwidleniu nie zawsze widać, co będzie dalej i dokąd która droga zaprowadzi. Życzę Wam umiejętności odczytywania ukrytych znaków! Odpocznijcie nieco w święta, zregenerujcie umysły, wyostrzcie wzrok, bo zaraz ruszamy dalej w drogę!




















pozdrawiam serdecznie

E.

piątek, 29 marca 2013

Triduum Paschalne

Triduum Paschalne trwa. Wczoraj przeżywaliśmy Mszę Wieczerzy Pańskiej. Po mszy w domu mamy uroczystą kolację ze specjalnie upieczonym płaskim chlebkiem z napisem IHS. Staram się, żeby już były jakieś ciasta świąteczne, nakrywam stół białym obrusem. Modlimy się, czytamy fragment z Pisma Św., Tata angażuje się przy podawaniu do stołu. Choć chodzimy do pracy, rozpoczynamy święty czas. Dziś już post, ograniczenie jakościowe - bez mięsa i ilościowe - trzy posiłki, ale jeden do syta. Będziemy adorować krzyż Chrystusa.

środa, 27 marca 2013

Czerwone talerze

Z okazji naszego ślubu dostaliśmy komplet talerzy i szklanek z przydymionego arcorocu. To był wtedy hit! Nietłukące :) Dokupiłam jeszcze po jakimś czasie. I niestety nie chcą się tłuc... Co można wykombinować z nimi? Porcelana nie pasuje... Nie umiem tego po prostu oddać komuś i kupić coś zupełnie innego. Właściwie to nawet je lubię. Ale ciągle takie same... Od dwudziestu lat. Kombinowałam i myślałam... I na ulotce z selgrosu znalazłam czerwone talerze! Czerwony mnie kręci nieustannie. Trochę mniej ostatnio w ubiorze, ale kuchnię mam czerwono-szarą z beżowym blatem, w stołowym jest sporo czerwonych akcentów. Czerwień meksykańska, albo jak kto woli taka jak w mBanku, dokładnie taka. Nie dawały mi spokoju te talerze przez parę dni. Pojechałam dziś sprawdzić jaki to kolor i spodobał mi się. Kupiłam po 6 szt trzy rodzaje plus duży talerz na ciasto i dzbanek do herbaty. Sprawdziłam, że pasuje do arcorocu. Będę mieszać np. do obiadu - czerwony płaski i głęboki arcoroc, a obok - odwrotnie. Do tego można położyć serwetki, takie mocno zielone :). A talerze wyglądają tak (zdjęcie z internetu):



Zamiast wazy, która była biała, ale się potłukła, kupiłam naczynie żaroodporne z podgrzewaczem. Będzie bardziej uniwersalne i zdecydowanie pasuje lepiej niż biała waza.

pozdrawiam serdecznie

E.

wtorek, 26 marca 2013

Trener bardzo osobisty

Byliśmy w kinie. Na filmie takim oto:
http://premieryfilmu.pl/wp-content/uploads/2013/03/Trener-bardzo-osobisty-online.jpg
































Gatunek - komedia romantyczna. Wydawało mi się do tej pory, że lubię takie... Ale chyba już wyrosłam :(
Przystojny aktor. Nawet bardzo! To spojrzenie spod oka! Wow!
No, ale cóż! Kobiety za nim szalały! Miał wzięcie! Wystarczyło, żeby któraś miała na niego ochotę, w większości przypadków lądował z nią w łóżku... No, nie zawsze konkretnie w łóżku, bo to już trochę trąci myszką... Właściwie, to mijam się z prawdą, bo po połowie filmu, to nawet zaczął się trochę opierać natrętnym amantkom. A nawet mu się parę razy udało! Uczciwy jednak mężczyzna! Trzeba docenić tę prawość! Wszak myślał o powrocie do byłej żony. Oparł się rozwiązłości coś ze dwa razy i wiadomo, że się zmienił! Na zawsze! (to znaczy przez następny kwadrans, bo tyle zostało do końca filmu). Ech, jakie życie jest proste, prawie naiwne...

A swoją drogą to nie wiem, czy tak bym ten film odebrała, gdyby nie zwiastun innego filmu, przed projekcją tego właśnie, który nawiązywał do problemu (czy propagował??) seksu w więcej osób. :(

Nie mam ochoty iść następnym razem do kina...

E.

poniedziałek, 25 marca 2013

Olej kokosowy w wypiekach

Wczoraj mieliśmy gości i w sobotę piekłam ciasta - sernik i jabłecznik z kruchym ciastem. Od pewnego czasu mam w domu i jemy olej kokosowy nierafinowany. Ostatnio kupiłam też rafinowany, który nie ma smaku kokosu. Dodałam go zamiast margaryny. Jabłecznik smakuje mi o wiele bardziej niż wcześniej. Jednak następnym razem dodam mniej oleju. Muszę przeliczyć ilość dodanego tłuszczu. W margarynie jest ok 74 g tłuszczu na 100 g. W smalcu ok 99 g na 100. Więc dodając margarynę dodaję tłuszcz i wodę. Dodając smalec tylko właściwie tłuszcz. Przypuszczam, że tak samo jest z olejem kokosowym. Ciasto wyszło takie jakby bardziej tłuste niż na margarynie. Nie chciało się lepić, musiałam dodać więcej śmietany. Po upieczeniu jest bardzo kruche. W serniku natomiast nie czuję różnicy. Ciasta kruchego jest mniej i dominuje ser. Na święta użyję też oleju zamiast margaryny.

pozdrawiam

E.

niedziela, 24 marca 2013

Narty

Ponieważ mamy piękną zimę tej wiosny, rozpoczęliśmy naszą życiową przygodę z nartami! W zeszłym tygodniu umówiliśmy się z instruktorem na dwie godziny na górce koło Zgierza, zwanej popularnie Malinką :). Nie wiedzieliśmy nic - ani jak się zakłada narty, jak wyglądają buty narciarskie, jak się zjeżdża... Nic, po prostu zero wiedzy i doświadczeń w tej dziedzinie. Instruktor wszystko nam pokazał. Mąż zapytał o wykupienie zjazdów - " Nieee, teraz to nie jest potrzebne... Może po godzinie...". Ok, wie lepiej. My jesteśmy zieleni. Narty na plecki (instruktor pokazał jak się nosi narty) i do góry! Weszliśmy do połowy, pokazał jak się zakłada narty, trzyma kijki, poprawił wcześniej siłę wypinania nart (żeby się nie wypięło kolano zamiast nart - ja mam "5" - mam pamiętać!). Umiem stać bokiem do stoku! Umiem zjeżdżać pługiem, nie prosto na dół, ale slalomem! Chyba nam dobrze szło, bo jak zjechaliśmy, to zabrał nas na wyciąg talerzykowy (?). Wjechaliśmy i zjechaliśmy ze cztery razy. Byłam tak spięta i pod wrażeniem, że po półtorej godziny miałam dość. Instruktor był opóźniony o pół godziny od samego rana, więc w naturalny sposób za obopólną ulgą (nowy uczeń już czekał i się denerwował, bo o opóźnieniu nie miał zielonego pojęcia, a czas go naglił) zakończyliśmy lekcję. Mąż pozjeżdżał jeszcze chwilę, a ja porządkowałam w głowie nowe wrażenia siedząc na ławeczce. :))) Niesamowite zrobić coś pierwszy raz w życiu, o czym się nie myślało kiedyś, że da się radę!
W niedzielę pojechaliśmy znów, na godzinkę, tym razem bez instruktora. Czując wrażenia z poprzedniego dnia zadeklarowałam, że ja tylko będę sama zakładać i zdejmować narty, uczyć się w nich chodzić i może ewentualnie próbować zjeżdżać po uprzednim "wspacerowaniu" na górkę. Tak też zrobiłam. Powtórzyłam sobie to, co usłyszałam poprzedniego dnia, ale wjechać wyciągiem się nie odważyłam. :) Dopiero w ostatni piątek (fatalne warunki narciarskie, bo śnieg nie był wytrakowany (?), było mało osób) pięć razy wjechałam wyciągiem na górę i zjechałam w tempie, które mi odpowiadało :))). Jak dla żółtodziobów, to warunki były rewelacyjne. Ani w sobotę, ani dziś nie mieliśmy czasu, żeby pojechać jeszcze raz, ale po piątku czuję, że chętnie powtórzę i pogłębię "doświadczenie narciarskie".
Jednak bieganie jest the best! Nie może być inaczej!

pozdrawiam zimowo tej wiosny

E.

poniedziałek, 11 marca 2013

Wiosna

Wiem, wiem. Teraz wiosny nie widać, bo nasypało śniegu i temperatura spadła. Ale ja i tak wiem, że wiosna. Dzień dłuższy, słońce wyżej. Zawsze stawia mnie to w sytuacji, jakby przed egzaminem: "Mobilizuj się, działaj, no dalej..." To tak jak rano w sobotę zobaczy się swój dom, podłogę, kuchnię i pokoje w ładnie świecącym słońcu i człowiek woła: Ojej! Jak tu brudno, ile kurzu! Jak mogłam tego nie widzieć! Po południu, gdy wraca się z pracy zmęczonym, jest zwykle ciemnawo. Nastawienie takie: Uff! Wreszcie w swoim kochanym, przytulnym domku! I nawet się nie zauważa, że coś jest nie tak. Dopiero sobota stawia na nogi. Tak jak ta wiosna. Jakby trzeba było rozwiązać natychmiast wszystkie problemy, których się nie udało rozwiązać do tej pory. Ale to mało! Trzeba koniecznie podjąć jakieś nowe wyzwania, wiosna przynagla!!! ....      A tu zmęczenie, przesilenie. Brr... Może jednak wolę zimę? Zwalnia z obowiązku, usprawiedliwia :)
Oj, nie! To tylko ten pierwszy moment! Cieszę się, że będzie zielono! Trzeba zrzucić z siebie ten czerep rubaszny, bo wewnątrz jest chęć do życia!

pozdrawiam cieplutko i wiosennie

E.

wtorek, 5 marca 2013

Jestem :)

Bardzo długo się nie odzywałam. Wszyscy byli chorzy, a ja jako jedyna osoba zdrowa starałam się podsuwać zdrowe jedzenie, zachęcać do picia ziółek, przynosić na czas lekarstwa i zrobić to, co zwykle robimy we dwójkę, a czasami we czwórkę. Najważniejsze, że nie zachorowałam. Bolały mnie stawy, czułam się osłabiona, temperaturę miałam ok 36 st C, ale żadnego kataru, ani gorączki. Starałam się dać sobie czas na chwile poleżenia z zamkniętymi oczami, z założeniem "teraz czas na relaks", ale żadne tam - "źle się czuję, będę chora". Wzięłam parę dni wolnych, żeby dać wszystkiemu radę. Już odpoczęłam. W ten weekend ogarnęliśmy mieszkanie po chorobie. Z radością ścielę łóżko, "bo przecież nikt w nim już leżeć nie będzie". Idzie wiosna! Jest słonecznie i optymistycznie!