czwartek, 28 sierpnia 2014

Ferajna

W zeszłym tygodniu odwiedziły nas dzieci mojej szwagierki. W zasadzie nie nas, bo spały u innej ciotki :). Ale aktywnie uczestniczyliśmy w organizacji dla nich ciekawych wyjazdów. Były raptem pięć dni. Miałam taki pomysł, żeby pożyczyć od znajomych dużego dziewięcioosobowego nissana, którym można było wozić dzieci. Te łódzkie latorośle to piecio i dziewięciolatka, nasza Gusia piętnastoletnia, a te przyjezdne to pięciolatka, siedmioletni mój chrześniak, oraz do opieki na nimi szesnastolatek Krzysiek i dziewiętnastoletnia Edyta.
Któregoś dnia wybrali się na basen. Oczywiście duzi nie popływali, ale opiekowali się maluchami, aby dzieci się nie potopiły. Dla dopełnienia frajdy po basenie poszli na lody. Siedmioro dzieci i dwoje dorosłych - mój mąż i jego siostra - w zaawansowanej ciąży, tuż przed rozwiązaniem. Nasza Agnieszka zagadała - "Tato...", do szwagierki, któraś z dziewczynek powiedziała - "Mamo...".
Pewna starsza pani, aż się zatrzymała, obejrzała ferajnę, pokiwała głową. Minę miała ponoć nietęgą.
Ciekawe, co pomyślała? Mam nadzieję, że nie "Ale facet zaorał tę swoją żonę!" :)
Ech, te stereotypy...

E.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Duma mnie rozpiera :)

Nasza starsza córka wróciła z preoazy - wyjazdu tygodniowego dla dzieci, organizowanego przez Ruch Światło - Życie. Po raz pierwszy była animatorem jednej z grup. Jej grupa liczyła siedmioro dziewczynek w wieku 8-11 lat. Najmłodsza czterolatka była głównie pod opieką taty, ale, właśnie jako siódma, czasami dołączała do pozostałych uczestników.
Gosia poradziła sobie świetnie. Spędzała cały czas z dziewczynkami - spała z nimi, wspierała, pocieszała gdy tęskniły za rodzicami, dbała by były najedzone i by w pełni mogły skorzystać z bogatego programu. Berbecie (już nie takie małe niektóre) bardzo ją polubiły. Nie miała żadnego problemu z dyscypliną. Często sama zapominała o sobie, żeby dziewczynki miały wszystko to, co było im potrzebne. Jestem z niej bardzo dumna.

Wyświetlam P8227314.JPG

Wyświetlam P8227340.JPG

Wyświetlam P8227365.JPG

Wyświetlam P8227409.JPG

Wyświetlam P8247442.JPG

niedziela, 24 sierpnia 2014

Bez biegania

W wakacje nie biegamy.
Dlaczego?
Mąż parę miesięcy temu miał przepisany lek obniżający cholesterol. Łykał go przez tydzień i rozbolały męża kolana. Okazało się, że to po lekach :(
Biegaliśmy i tak, ale w końcu daliśmy spokój, bo ból nie przechodził. Leki powodują, że smarowanie w kolanach jest słabe i trzeba podawać kolagen. Dodatkowo przygotowuje sobie galaretkę; porcje na kilka dni do przodu. Teraz to dodaje do gotowych więcej wody i dosypuje żelatyny. Są mniej słodkie, za to mają więcej potrzebnego składnika. Bóle kolan ustępują powoli.
Zamiast biegania, ćwiczę co drugi dzień z Chodakowską i jeździmy na rowerze. Najczęściej są to stare wypróbowane trasy, te same od wielu lat. Bo najważniejsze jest kręcenie nogami.
Wczoraj byliśmy, nie po raz pierwszy, w łódzkich Łagiewnikach. Jednak po raz pierwszy przejechaliśmy dużą część oznakowanej trasy rowerowej. Jedzie się bardzo dobrze. Ścieżki udeptane, piasek nie daje się we znaki. Specyficzne leśne powietrze i cisza.
Odpoczęliśmy.
Mikrourlop.


E.

piątek, 15 sierpnia 2014

Pogrzeb

Byłam wczoraj na pogrzebie Mamy mojej przyjaciółki. Miała 66 lat, zmarła w poniedziałek rano. Chorowała od roku na nowotwór mózgu. Zapominała pojedynczych słów, kręciło jej się w głowie, źle się czuła. Podawano jej chemię, przeprowadzono radioterapię, otrzymywała silne leki przeciwzapalne. Od wiosny miała problem z chodzeniem. Starała się mimo choroby wykonywać domowe obowiązki, nie narzekała, była pogodna.
Od kilku lat mieszkali w nowym domu, który był ciągle jeszcze dokańczany. Za to ogródek był przepiękny - grządki z kwiatami wsadzonymi tak, by tworzyły regularne wzory, sporo warzyw i owoców. Moja przyjaciółka przeprowadziła się na piętro dopiero dwa lata temu...
W tym roku Mama nie miała już siły, żeby sadzić rośliny i je pielęgnować. Jednak córka zrobiła to za Mamę, żeby jej nie było przykro. Była przy Mamie cały czas, pielęgnowała ją i... nie mogła się pogodzić, że ją traci.
Msza pogrzebowa była przepiękna - dużo ludzi, przy ołtarzu proboszcz i dwóch franciszkanów, którzy specjalnie przyjechali na pogrzeb. Atmosfera modlitwy, wiele osób przystąpiło do komunii. Na trumnie stało zdjęcie zmarłej. Jeden z zakonników powiedział - chciałbym w ciężkiej chorobie być otoczony taką miłością jak Zosia...
 Śmiertelna choroba to próba nie tylko dla chorego, ale i dla całej rodziny.
 Przy grobie śpiewaliśmy "Jezus zwyciężył!", ktoś grał melodię na gitarze. Młoda dziewczyna zagrała "Barkę" na skrzypcach.
Smutek pozostał, ale Ona pewnie już się raduje. Rodzina pomogła przejść jej najtrudniejsze chwile.

pozdrawiam

E.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Edukacja finansowa

Moja edukacja finansowa poczyniła w ostatnich miesiącach olbrzymie postępy. Wiecie, jak to się liczy wielokrotność bardzo małych wartości? Wynik i tak nie jest wysoki. Ale ten wzrost i dynamika!
Ha!
Założyłam konto maklerskie w db banku. Kupiłam dwie akcje spółki z dywidendą i ... patrzę jak maleją. :) No, cóż - taki czas. Za to jestem przekonana do kupna ETFS&P500, tylko ta grożąca wojną sytuacja na Ukrainie spowoduje pewnie spadek indeksu. Więc czekam.
Czekanie w takich przypadkach dobrze robi, bo nic się nie traci.
Umiem już przeczytać (czyli zrozumieć) sporo tekstów z literatury fachowej.
Chwała Szafrańskiemu za Elementarz Inwestora!
W okolicach maja rozmawialiśmy z panem na temat naszego ubezpieczenia na życie, z możliwością odkładania na emeryturę. I wczoraj podjęliśmy decyzję - rezygnujemy. Nawet połowa wpłat nie odłożyła się przez siedem lat na kwotę, którą wykazują w polisie. Czyli nawet biedne 2% rocznie nie przybyło z połowy sumy wkład. Jak wypłacimy dostaniemy jeszcze ok 1 tys zł mniej niż wykazują. Okazało się, że dotąd nie potrafiliśmy nawet dodawać, bo raz w roku przysyłali raporty, o ile wartość polisy wzrosła. Nic nas nie zalarmowało. Ci z towarzystw ubezpieczeniowych bazują na niewiedzy i lęku przed tym, co życie przyniesie. Oczywiście bezpieczeństwo jakie dają, to głównie uspokojenie emocji. Ale to czasem bardzo dużo...

piątek, 8 sierpnia 2014

Pełnia lata czy koniec wakacji?

Ciekawe, albo właśnie nie, mamy wakacje w tym roku. Byliśmy dwa tygodnie temu w Sopocie, na jedną noc. Udało nam się na autostradzie, bo weekend zapowiadano raczej deszczowo-burzowy, więc tłumy się nie wybierały nad morze. Wyjechaliśmy dość późno, bo ok 13 w sobotę. Ominęły nas korki. A w niedzielę my ominęliśmy korek, przejeżdżając przez Toruń. Na autostradę wjechaliśmy dopiero koło Ciechocinka. Jeździmy na rowerach i pracujemy. W ostatnią niedzielę byliśmy nad wodą, ale upał był ogromny. Jak temperatura na słońcu dobija 40 st C, obiecałam sobie na przyszłość nie wybierać się nigdzie. Nawet mąż powiedział, że do ciepłych krajów nie mam co się wybierać. Bo męczyć się za własne pieniądze, to głupota (za cudze też głupota :) ).
Nasza Starsza pojechała w Bieszczady na tydzień. Wakacje będzie miała do końca września, bo dostała się na wymarzone wzornictwo na Politechnice. Ciekawe, czy się nie zawiedzie programem. Zobaczymy.
Młodsza pojechała do Cioci, sama, pociągiem.
Wracają koło niedzieli.
A my? Pracujemy. Może uda się pojechać gdzieś w ostatnim tygodniu wakacji.

 Domowe sposoby na zmęczenie. Jak radzić sobie ze zmęczeniem?

cieplutkie pozdrowienia

E.