wtorek, 31 grudnia 2013

Postanowienia noworoczne

 

Zakończenie tego roku nie jest chyba tak obiecujące w perspektywy jak poprzedni. Ale to pozór, bo ta opinia bazuje na emocjach. Wiele w tym roku się udało.

  1. Mam w zasadzie tą samą wagę. No może jakiś kilogram więcej. Ale nie czepiam się.
  2. Udało się utrzymać treningi. Często bieganie, choć nie tak regularnie jak bym chciała. Gdy ich nie ma jeżdżę na rowerze stacjonarnym, robię brzuszki i macham hantlami. Kiepskim czasem, choć to dziwne, był okres wakacyjny, gdy było mi za ciepło biegać, a ćwiczyć w inny sposób mi się nie chciało.
  3. Podjęłam dodatkową pracę i wyciągnęłam już parę wniosków, że nie trzeba zabijać się własną ręką, pracować nie na takich zasadach jakie były i  to jeszcze nie było to, o co mi chodzi.
  4. Coraz bardziej czuję, że odpowiedzialność za moje życie jest w moich rękach. Brzmi to trywialnie, ale nie umiem tego ująć inaczej. 
  5. W wigilię Bożego Narodzenia doświadczyłam takiego odczucia, że nie idę sama, ale jest Ktoś, kto mi towarzyszy, nie wyręcza, wspiera, ale i zostawia dużo możliwości wyboru. Dotarło do mnie też to, że ta "wolność w dokonywania wyborów" jest dla mnie niełatwa.
  6. Pogłębiła się moja relacja z Mamą, za sprawą jej choroby. Jesteśmy bliższe sobie, choć nasza więź nie zawsze jest łatwa, za to jest autentyczna. Również z moją siostrą kontakt jest lepszy, siłą rzeczy mamy więcej dla siebie czasu.
  7. Nasze córki dojrzewają i przez ten rok stały się w pewien sposób "partnerami" w naszej rodzinie. Przepracowaliśmy już wiele problemów, choć nadal jest co robić.
Postanowienia:
  1. Kontynuować procesy o których napisałam powyżej.
  2. Chcę, aby treningi były bardziej regularne, czyli 2-3 razy w tygodniu.
  3. Zaczęłam liczyć wydatki, chcę to kontynuować. Szukam też możliwości inwestowania, po to, by nie musieć się martwić emeryturą.
  4. Stawiam na pomoc córkom, by powoli przejmowały odpowiedzialność z swój rozwój.
  5. Chciałabym wypracować parę nawyków, które umożliwią mi bardziej skuteczny odpoczynek, trening, wykonywanie obowiązków.
  6. Mam parę książek, które chcę przeczytać.
  7. Nadal chcę wsłuchiwać w Głos, który jest w moim wnętrzu, by być z Nim w kontakcie.

 Życzę udanej zabawy i radosnej pobudki jutro, po raz pierwszy w 2014 roku!





pozdrawiam serdecznie

E.

zdjęcie: www.hdwallpapersinn.com

wtorek, 24 grudnia 2013

Czas świętowania


Niech Święta Bożego Narodzenia 
napełnią Wasze serca świadomością obecności Tego, 
który najbardziej cieszy się z tego,
że nie rezygnujecie z wysiłków,
by Wasze życie było owocne
w Dobro!

Dużo satysfakcji w z pracy nad sobą i pokonywania własnych słabości

życzy Ewa z rodzinką

No i radości z prezentów!


niedziela, 8 grudnia 2013

Oszczędzamy?

Tak dużo dociera do mnie informacji o konieczności oszczędzania i tak długo już mnie to męczy, że...
Dojrzałam do konieczności monitorowania naszych wydatków. To ma być pierwszy etap.
Próbowałam to robić już wiele razy. Na razie nie udało się na dłuższą metę. Ale teraz informuję o tym oficjalnie :) i ... może dzięki temu się uda.

Zbieram paragony.
Kwoty bez paragonów zapisuję.
Raz w tygodniu wpisuję w rubryki.
Już wiem w jakie. :) Testuję kontomierz.pl
Na razie nie korzystam z możliwości ściągnięcia informacji z konta bankowego.

Moje emocje?

Nie lubię widzieć ile wydaję. :((

Co mówi rozum?

Trzeba to ogarnąć.






sobota, 7 grudnia 2013

Synonimy na poziomie gimnazjalnym

Dyskutowałyśmy wczoraj z młodszą córką na temat używania słowa gów..o. Słowo ponoć powszechnie używane przez gimnazjalistów i nie traktowane jako wulgarne. Próbuję ją przekonać, że synonimem może być słowo nic (w zależności od kontekstu), lub synonim odnoszący się do dosłownego znaczenia - kupa (pękam ze śmiechu pisząc tego posta).
Otóż jest zupełnie inne znaczenie wypowiedzi - "umiem g...o z biologii", czy umiem kupę z niemieckiego. Te synonimy to nie zawsze oddają sens pierwotnej wypowiedzi.
Rozumiecie?


Śmiać się, czy schować?

pozdrowienia

E.

piątek, 6 grudnia 2013

Wymarzony kalendarz

Słyszałam o nim już rok temu. Widziałam, gdzie go można kupić. Ale nie kupiłam. Dostałam w tym roku. Wystarczyło podpowiedzieć Mikołajowi :)




Zobaczymy, czy się sprawdzi.

pozdrawiam serdecznie

E.

Dzień św. Mikołaja

Zaczęliśmy świętować już wczoraj. Gosia zrobiła nam niespodziankę. Mieliśmy mapę w postaci rozkładu naszego mieszkania i mieliśmy odszukać niespodziankę. Szukaliśmy na zmianę: po dwa razy ja i Tata raz. Ten cykl powtarzał się wielokrotnie. Ja znajdowałam słoiczek z cukierkami (galaretkowymi), bo takie lubię najbardziej, a Tata dostawał woreczek ulubionych słodyczy. Wszystko było pięknie zapakowane w organzę.



Mapa wyglądała np. tak:


czwartek, 5 grudnia 2013

Kalendarz Adentowy


W niedzielę rozpoczął się adwent i my,  kontynuując tradycję zeszłoroczną, zrobiliśmy kalendarz na ten rok. Na każdy dzień jest jeden cukierek (codziennie inny) oraz fragment - cytat, werset z Pisma Św. lub krótka bajka, z której można wyciągnąć coś dla siebie. Fragmenty są dla każdej córki takie same, ale w innej kolejności.

My też mamy swoje kalendarze, zrobione przez Gosię. W kwadraciku na każdy dzień jest krótka myśl. Każdy ma inne teksty, nie powtarzają się. Po przeczytaniu tekstu, odwraca się go, bo z tyłu jest literka. Razem literki będą tworzyły jakiś napis. Ciekawe jaki?

Dla Mamy


Dla Taty

 

środa, 27 listopada 2013

wtorek, 26 listopada 2013

Początek czegoś nowego


Joy... by Georgio R.
Joy..., a photo by Georgio R. on Flickr.

 Emocje po odejściu z biura mi opadły, widzę z iloma rzeczami się zapoznałam, a wiedziałam o nich tylko teoretycznie. Te trzydzieści parę dni były dla mnie bardzo pouczające. Zaczęłam znów szukać okazji, żeby doskonalić się dalej. Kiedy znajdę? Zobaczymy...

sobota, 23 listopada 2013

Panna Cotta

Kupiłam wczoraj deser firmy Winiary Panna Cotta. Właśnie go zrobiłam. Smaczny. Zastanawiam się czy ten sam efekt, albo zbliżony nie byłby wtedy, gdyby gotując budyń, dodać zamiast całej objętości mleka, która powinna być wg przepisu, połowę śmietany 30%. Polać to po wystudzeniu sosem zrobionym z dżemu rozmieszanego z odrobiną wody przegotowanej. Muszę spróbować. A taki krem do ciasta (gdyby wziąć mniej mleka)? Ale możliwości...

piątek, 22 listopada 2013

Sukces czy porażka...

W tym tygodniu pracowałam ostatni raz w biurze. Tydzień temu dostałam wymówienie. Brałam je pod uwagę, ale miałam jednocześnie nadzieję, że będę pracować dalej.
Co czuję?
 To gmatwanina uczuć:
  • złość i gniew, że sytuacje chamskiego traktowania mnie przez przełożoną miały miejsce,
  • rozczarowanie, że nie mogę kontynuować rozwoju swoich umiejętności,
  • żal, że nie mogę współpracować z dziewczynami, które robią to samo, co ja i nie możemy już swobodnie wymieniać ze sobą zawodowych informacji, szkoda mi tych znajomości, miło było,
  • czuję się zawiedziona, bo pracę w biurze odbieram jako "jazdę po bandzie", w stresie, braku czasu na dokształcenie się, na dokładne sprawdzenie, na spojrzenie za okno i mały dystans,
  • praca przed ekranem komputera przed min 8 h dziennie, a często też w sobotę spowodowała, że mam problemy z nawleczeniem igły,
  • odczuwam bardzo duże zmęczenie, bo wiele kosztowało mnie wejście w nowe środowisko, nowe zasady i nowy sposób funkcjonowania, i kicha....
  • czuję satysfakcję, że nie zaczęłam kląć, rzucać k..., ch..., opier...ć, a mój sposób zachowania spowodował, że zachowanie przełożonej było bardziej kulturalne; było jej wstyd  zachowywać się wulgarnie przy mnie,
  • nie zrezygnowałam sama z powodu - "już nie dam rady tego znieść", przeskoczyłam siebie chyba z pięć razy...
  • powiedziałam pani na koniec, że nie była w porządku wobec mnie i dlaczego. Dałam radę.
Zbieram się w sobie...

Nie wiem, czy taka praca mi odpowiada. W pewnym sensie dobrze było dostać wypowiedzenie, ale źle, jeśli rozpatruje się to zdarzenie w kategorii porażki.

Muszę to uporządkować...

sobota, 9 listopada 2013

Wolne dni

Jest początek wolnych dni. No, może z tym początkiem, to już trochę za dużo powiedziane, ale jednak mam sporo nadziei na odskocznię od rzeczywistości. Trochę byłam przeziębiona przez ostatni tydzień, niestety przełożyło się to na brak biegania. Wczoraj, za to, byłam w Atlas Arenie na zajęciach z ćwiczeniami na mięśnie nóg i brzucha. Dziś z kolei zawoziłam Mg na zajęcia (pierwsze) z rysunku na Politechnice przygotowujące do egzaminu na Wzornictwo. Wracając znalazłam się za cztery przy Arenie i pomyślałam, że trzeba z tej okazji skorzystać. Zaliczyłam "trening obwodowy". Jest super i mam dobry humor.
Mąż wymyślił ciekawą mobilizację do nauki dla naszych dziewczyn. W sumie to, mogliśmy wpaść na to parę lat wcześniej, bo Małgosia już jest w ostatniej klasie liceum. Agnieszka jest w drugiej gimnazjum, zdolna z niej bestia, ale narzekała na brak motywacji. Wymyślaliśmy różne argumenty, ale nic nie pomagało. Dopiero propozycja finansowa za 6 - 15zł, 5 - 5zł, 4 - 2zł dała efekt. Zgłosiła się na wszystkie dodatkowe możliwości otrzymania szóstek, uczy się na klasówki. To już jakieś trzy tygodnie. Na początku dostała 100 zł za oceny po tygodniu. Wolę finansować dobre oceny, niż korepetycje, tak jak u Małgosi. Choć nie wiem, czy motywacja finansowa u niej tak by zadziałała. Pewnie to nie każdy tak reaguje, nie każdy ma taką łatwość zapamiętywania informacji jak Agnieszka. Małgosia ma już za 5 - 15 zł, a liceum jest bardzo ciężkie. Daliśmy ją do dobrej szkoły, a ta zamiast ją zmobilizować, niestety zniechęciła. Cóż, nie wiedzieliśmy, że tak będzie. Podobno łatwiej jej będzie zaliczyć maturę niż trzecią klasę z fizyki, choć korepetycje ma już czwarty rok.

pozdrawiam

E.

niedziela, 27 października 2013

Nie wiem, co myślę

Pracuję. Bez najmniejszej satysfakcji od tygodnia. W niepewności od początku września. Z ciągłym zagrożeniem niezadowoleniem (och, jaki to eufemizm!) szefowej. Buzuje we mnie. Muszę coś zrobić. Zmienić punkt odniesienia. Rezygnować jeszcze nie chcę, choć nerwy już nie dają rady. Szefowa jest ogólnie wulgarna, choć potrafi być czarująca. Niektórzy twierdzą, że ma dobre serce. Nie daje jasnych poleceń, nie można też dopytać, bo nie odpowiada na pytania, albo odpowiedzią jest opieprz. Wyraźnie widać jak doprowadzanie kogoś do sytuacji, w której klient, pracownik, mąż, .... czuje się zerem lub jest zagubiony daje jej satysfakcję. Po takiej akcji w ciągu paru minut wraca jej samozadowolenie i dobry humor. Współpracownicy ratują się nieustannym uśmiechem w stosunku do niej (czasem to pomaga), starają się udawać, że nic się nie stało, gdy doświadczyli molestowania (tak, trzeba tak to określić). Bawią ich jej wulgaryzmy i reakcje, by czuła się akceptowana. Do piątku myślałam, że to takie incydenty, niestety ktoś zdjął mi bielmo z oczu. To osobowość psychopatyczna. Kiedyś myślałam, że psychopata to ktoś, kto bije i cieszy się z bólu ofiary. Nie ma poczucia winy i brak mu wrażliwości. Myślałam, że to osoby z marginesu. Niestety nie chodzi tylko o fizyczne bicie i nie tylko o przestępców. Poczytałam najnowsze badania w internecie na temat psychopatii. To często osoby, których rodzice mieli skrajne postawy wobec dzieci - w ogóle się nie interesowali, albo kontrolowali nadmiernie. Tu chyba ten drugi przypadek.
Cieszę się z tej pracy bo dużo się uczę. Potrzebuję jednak czasu, by to ogarnąć. Już wiem (a nie było to dla mnie takie jasne), że odnajdę się w tej pracy. Ale nie dam rady, jeśli nie będę się czuła bezpiecznie. Chciałabym popracować tu choć pół roku, by móc powiedzieć - w tej pracy pracowałam pół roku, mam już jakieś doświadczenie, poradzę sobie. Dwa miesiące pracy i rezygnacja - to znaczy, że o takim doświadczeniu lepiej nie wspominać, bo jest porażką.
W pracy zachowuję się swobodnie - nie krytykuję, ale też się nie podlizuję, bo brzydzę się wulgarnością, poniżaniem innych, udowadnianiem własnej wielkości. Mam się nauczyć adoracji pani M? Tylko wtedy będzie ok? A rosnące moje doświadczenie podniesie moją wartość w jej oczach?
Widziałam klienta, który przyszedł i powiedział, że wie że wygląda dziś "jak kupa g...". Pewnie usłyszał to poprzednim razem. Widziałam miny z wywalonym jęzorem, gdy mało doświadczonej koleżance dawała zadanie, które przerastało jej kompetencje. Słyszałam jak przez telefon do znajomego, jej klienta, zamiast dzień dobry, mówiła - " Pierdo.... cię?" A jaką miała frajdę, cieszyła się jak dziecko, gdy znajomy powiedział, że jej koleżankę nazywają smoczycą! Zaraz zadzwoniła do drugiej poinformować ją o przezwisku tamtej. Wypomniała mężowi przez telefon w obecności wszystkich pracowników, że on trzęsie się przed nią i "posikuje ze strachu". Przepraszam, że to piszę. Chyba potrzeba oczyszczenia, odreagowania.
Myślała, że za część minimalnej pensji pociągnę jej biuro... Jest rozczarowana, że jeszcze tego nie robię. Wszak już pracuję drugi miesiąc (trzy dni w tygodniu :)).
Umówiłyśmy się, że pomoże mi zdobyć praktyczną wiedzę z pełnej księgowości, a rzuca mi dokumenty, polecenia są niejasne, a potem jeździ po mnie, skąd tyle błędów. Trzeba je poprawić natychmiast i mam sama wiedzieć jak. Gdyby nie pomoc życzliwej koleżanki, to nic bym się nie nauczyła. Niestety mam świadomość, że szukałam tej pracy dłuugo.
Co zrobić żeby nie zwariować?
Biegam, robię ćwiczenia, relaks. Jednak poczucie zagrożenia siedzi we mnie. Oddech jest zbyt krótki, żeby zdążyć wrócić do normy...
Wstyd mi o tym pisać. Ale żeby pokazać że jest trudno trzeba też mieć odwagę, prawda?



E.

środa, 2 października 2013

Nadmiar...

Ostatni weekend spędziłam u Mamy. Chciałam podesłać jej najpierw wnuczki, na zmianę rano w sobotę, ale obudziła mnie po 7, że tak być nie może, bo nie jest w stanie zostać sama, kiedy siostra pojedzie na wesele do Katowic. Zamiast po 16, musiałam się zjawić na dziesiątą. Zostałam na noc, bo inaczej nie dało rady. Teraz już lepiej. Zebrała się w sobie i przestała się tak bardzo bać. Ale czy na pewno? Niestety w ten weekend jesteśmy proszeni na wesele do mojego kuzyna i tu niestety musimy jechać. Nie mam ochoty, jestem zmęczona napiętą sytuacją i w pracy i z mamą, dużą ilością obowiązków, ale pojechać trzeba. Jeszcze dodatkowy problem - trzeba opiekę załatwić też dla psa :(. Najchętniej bym została, ale nie wypada. Chyba mam szkołę przetrwania...

pozdrawiam serdecznie

E.

piątek, 27 września 2013

Moja mama

Mieliśmy kłopotów nie lada przez ostatnie dwa tygodnie. To za sprawą mamy, która przewróciła się w tramwaju, zabrało ją pogotowie i okazało się, że złamała krąg L4. Była tak przestraszona tym, co się stało i co będzie dalej, że nie wstawała z łóżka nawet do ubikacji. Było nam ciężko, czuliśmy  się bezradni, nie potrafiliśmy jej pomóc. Dopiero wczoraj była u niej znajoma rehabilitantka i w ciągu 10 min postawiła ją na nogi! Byłam zaskoczona, bo nie myślałam, że to tak szybko jest możliwe po dwóch tygodniach leżenia. Dziś miała za zadanie rano wstać z łóżka i cały dzień poruszać się po domu. Trochę wątpiłam, że wstanie, ale wstała! Łóżko było poskładane. Dziś znów przyjdzie rehabilitantka i wzmocni to, co udało się wczoraj. Ale radość!

pozdrawiam serdecznie

E.

wtorek, 10 września 2013

Oj, dzieje się!

Wróciliśmy z urlopu jeszcze przed końcem sierpnia. Ostatni tydzień wymagał ode mnie wytężonej pracy, bo gdy wyjeżdżam moja praca leży odłogiem. Jakieś podsumowania, rozliczenia, których nie zrobiłam wcześniej. No, i emocje, bo od 2 września miałam zaplanowaną pracę w nowym miejscu. Obowiązków więc dwa razy tyle, no i obawa jak to będzie, czy podołam, czy dostanę umowę i na jak długo. Minął już ponad tydzień. Myślę, że będzie dobrze. Musiałam się w końcu pozbierać w niedzielę, na koniec weekendu, bo napięcie sięgało zenitu. Pomogło bieganie, choć nie miałam siły tyle, co zwykle. Po treningu głowa przestała mnie boleć. I pomyślałam sobie - "Czego ty kobieto martwisz się na zapas, jak dopiero wchodzisz w nowe obowiązki? Jak nabędziesz doświadczenia, to dasz radę. A teraz zauważ, że tak naprawdę nie masz, póki co, żadnej odpowiedzialności, więc po co się martwisz?" Wylądowałam więc, emocjonalny balonik pękł. Prawie ... :).

Wczoraj dostałam umowę! Na dwa lata! A myślałam, że okres próbny miesięczny, no ... może trzymiesięczny... Super!

Teraz wypada sobie poradzić.
 

E.

ps. Ale tego sposobu ubierania się nie znoszę!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Dieta bez pszenicy


Dieta bez pszenicy - William Davis

Przeczytałam bardzo ciekawą książkę, dotycząca odżywiania. Zachęcam wszystkich, którzy są zainteresowani tą tematyką, aby sięgnęli po nią, bo warto.

Autor na wstępie wyjaśnia, że pszenica, która jest dostępna w wielu produktach m.in. jako mąka pszenna, to coś zupełnie innego niż ta sprzed trzydziestu lat. Zmodyfikowana, posiada zupełnie inne białka, niż te, które były w znanej pszenicy od wieków.

Davis oskarża pszenicę o:
1. uzależnienie (nie można przestać jeść chleba, ciasteczek itp., bo mózg się ich domaga na skutek substancji uzależniających pod wpływem, których się znajduje po zjedzeniu pszenicy),
2. otyłość,
3. szkodliwość ze względu na powszechną nadwrażliwość na gluten (niekoniecznie chodzi o celiakię),
4. zakwaszenie organizmu - tworzy się kwas siarkowy, jako efekt uboczny trawienia pszenicy,
5. osteoporozę, która jest skutkiem reakcji obronnej organizmu, wytrącającego sole wapnia, by uchronić się przed zakwaszeniem,
6. szybsze starzenie się organizmu - powstają szkodliwe cząsteczki tzw. AGE,
7. choroby serca - ci, którzy jedzą więcej produktów zbożowych, częściej zapadają na choroby serca,
8. trądzik,
9. cukrzycę - okazuje się, że nawet zjedzenie cukru nie podwyższa tak poziomu glukozy we krwi jak pszenica :(.

Treść bardzo ciekawa, czyta się szybko. Problemem dla mnie jest nieścisłość pojęcia "pszenica", bo czasem chodzi o gluten, czasem o węglowodany, a niekiedy tylko o pszenicę. Z reguły można się zorientować z kontekstu, o co chodzi, tylko trzeba na to zwrócić uwagę.

Jakie są moje doświadczenia?
Temat wraca do mnie po raz n-ty. Pszenica jest w większości dostępnych produktów i trzeba wiele wysiłku, żeby z niej zrezygnować, bo pewnie do tej pory zrobiłabym to już wcześniej i to ostatecznie.
Jednak po ostatnim wyjeździe i żywieniu wspólnym, gdzie nie jadłam przez tydzień tak jak zwykle, męczyły mnie pewne dolegliwości. Przede wszystkim czułam się ociężała i spuchły mi ręce i nogi. Szczególnie stopy wyglądały nieciekawie - ostatni raz miałam takie pod koniec ciąży z Mg, czyli osiemnaście lat temu. Myślałam, że chodzi ogólnie o nadmiar węglowodanów, ale od soboty nie jem pszenicy i staram się glutenu też, za to cukier tak. Opuchlizny nie ma... I cóż? Należałoby wykluczyć na stałe. Czy determinacji wystarczy na długo? Zależy pewnie, czy objawy po zjedzeniu będą dotkliwe.
Może ktoś ma jakieś doświadczenia w związku z odstawieniem pszenicy?

pozdrawiam

E.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Świnoujście

Wybór tej właśnie miejscowości nad morzem okazał się najlepiej trafiony. Z Łodzi dojazd jest lepszy niż gdziekolwiek (przynajmniej takie mam doświadczenia). Do Ustronia jechaliśmy ok 7 godzin lub nawet dłużej. Droga była podrzędna, kręta i gdy ktoś wolno jechał była mała szansa, żeby go wyprzedzić. Tutaj jechaliśmy bardzo długo autostradą, sporo za Poznań. Potem drogą podporządkowaną do Gorzowa, ale już za Gorzowem, prawie cały czas autostradą. W sumie bardzo wygodnie, czas nie przekroczył 7 godzin, choć dużo dalej niż do Ustronia. Oznakowanie super. Przed Świnoujściem przywitała nas burza, ale szybko przeszła. Na prom trafiliśmy idealnie, prawie nie czekaliśmy.
Kwaterę mamy bardzo przestronną. Poddasze domku, z aneksem kuchennym i łazienką, dwie kondygnacje niżej malutki pokoik, gdzie śpimy oboje. Pierwotnie miały tam spać dziewczyny, ale czujemy się lepiej, gdy one śpią na górze. Możemy korzystać z kuchni piętro niżej. Full wypas po prostu. Może do plaży nie jest najbliżej, ale dajemy radę. Kwotowo płacimy pół tego, co w Ustroniu - nie ma wi-fi.
Miasto jest bardzo zadbane, z licznymi atrakcjami dla turystów, sporo miejsc do zwiedzania, plaża szeroka. Chciałoby się dopisać, że woda ciepła...., ale nie ma co się zagalopowywać :). Odpoczywamy.
Pogoda taka wymarzona przeze mnie - nie za ciepło, ale opalać się można. Dziś weszłam do wody i próbowałam pływać - 20 st. C.

pozdrawiam serdecznie

E.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Początek urlopu

Od wczoraj jesteśmy w Świnoujściu! Mamy urlop!
Dwa tygodnie zmagań z pracą, którą trzeba było zrobić niejako "do przodu" nie były łatwe, tym bardziej, że jednocześnie zmagałam się z moim "nowym hobby". Na koniec czerwca rozbolał mnie ząb. Nie od razu dentystka zabrała się za naprawę tego, który rzeczywiście tego wymagał :), ale za drugim razem już trafiła. To inna dentystka, niż ta do której chodziłam regularnie do tej pory. I dobrze, bo ciągle słyszałam, że jest wszystko ok. "Nowa" dentystka znalazła mi sześć zębów do leczenia! Jeden niestety do leczenia kanałowego. Po kilku razach odesłano mnie do "dentysty-specjalisty" :), który leczy jeszcze te zęby, które zwykły dentysta normalnie wyrywa. Istnienia takiego specjalisty nie podejrzewałam nigdy w życiu... Leczenie jest stosunkowo nierozciągnięte w czasie (w sumie byłam trzy razy w ciągu tygodnia), ale za to kuracja jednego kanału kosztuje 250-300 zł :( Mój ząb powinien mieć cztery kanały, ale okazało się, że szczęśliwie ma tylko dwa! Zamknęło się więc w 800 zł. Piszę o tym dlatego, bo większość osób z którymi rozmawiam nic nie wie na ten temat, a część z nich na pewno próbowałaby leczyć chory ząb, zamiast go usuwać. Ponieważ miałam już kiedyś wyrwany ząb i wiem, że potem jest problem z brakiem i wszelkie kombinacje też kosztują sporo (tyle, że człowiek się nie zastanawia nad tym wtedy, gdy wyrywa), więc nie zastanawiałam się długo. Specjalista ma dobre preparaty bakteriobójcze, mikroskop do oglądania kanałów i rtg, którego wynik widać w ciągu 5 sek na ekranie komputera i można zrobić kilkakrotnie w trakcie leczenia. Jednorazowa wizyta z otwartą paszczą trwa 1-1,5h.
Oj, nachodziłam się sporo do dentysty, szczególnie przez ostatnie dwa tygodnie. Byłam sześć razy :))). I byłby koniec, gdyby nie to, że pani znalazła mi jeszcze jeden ubytek... Ale myślę, że to rzeczywiście ostatni. Już jestem umówiona. Na szczęście nie u specjalisty, więc kwota nie będzie powalająca.
A tak na zakończenie dodam, że specjalista miał wielką ochotę zająć się leczonymi wcześniej kanałowo moimi dwoma zębami. Cena za jeden - 2 100 zł (jeśli będą cztery kanały). Sami przemnóżcie sobie przez dwa. Masakra! Na szczęście wystarczyło "niespecjalistycznie" wymienić plomby...

pozdrawiam

E.

środa, 7 sierpnia 2013

Bieg czasu

Czas upływa mi bardzo szybko. Działka, nadrabianie pracy po tygodniowym urlopie i przed następnym, praca w domu. Lato w pełni. Dni dłuższe zachęcają do wychodzenia na zewnątrz. Dziewczyny wróciły ze swoich wyjazdów. Małgosia była w Wilnie na oazie. Jest bardzo zadowolona, bo w programie było zwiedzanie miasta. Uczestnicy bardzo sympatyczni. Agnieszka wróciła z Mszany po oazie prowadzonej przez Zmartwychwstańców. Animatorami była młodzież i pozostawiam bez komentarza zachowanie niektórych. Mogło być cieplej w sensie emocjonalnym. Ale może za rok trafi lepiej.
Dziś nasiadówka w pracy :)

pozdrawiam serdecznie

E.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Sokółka i "nowy samochód"

Aktualnie jesteśmy w Spale na rekolekcjach, dość mocno dotykających spraw teologicznych, bo chodzi o praktykowanie wiary, umacnianie fundamentów i rozróżnianie działania w swoim życiu działania Boga i złych duchów. Tematy bardzo praktyczne, życiowe i poruszające. Drugi dzień, a wiele spraw się posunęło do przodu. Wydaje mi się, że jesteśmy tu już długo.

Do Sokółki pojechaliśmy w poprzednią niedzielę, bo mąż wypatrzył Wielką Okazję, czyli samochód jaki szukamy, w takim stanie jaki chcemy, za atrakcyjną cenę. Niestety, szukał ogłoszeń również w niedzielę, więc jak okazja się pojawiła, od razu zaklepał i pojechaliśmy. Sokółka jest, jak wiadomo, za Białymstokiem, czyli bardzo daleko od nas. Niedzielne popołudnie miało być leniwe, na rowerach i na świeżym powietrzu. Skończyliśmy w samochodzie. Przed Białymstokiem otrzymaliśmy sms - proszę nie jechać, bo inni jadą kupić samochód. Trochę mnie ruszyło, ale zadzwoniłam grzecznie pytając, o co chodzi. Okazało się, że pan pomylił telefony i to właśnie MY jedziemy do niego. :) Samochód okazał się taki jak miał być, czyli bierzemy. Niestety zaginęło potwierdzenie opłaty OC. Pobyt na komisariacie pokazał, że OC jest opłacone i ewentualna kontrola drogowa znajdzie to w bazie danych. Problemem będzie tylko ewentualny mandat za brak papieru - 50 zł.

Wyjechaliśmy późno. Po 22. Ja jechałam "starym samochodem". Tak czuję się bezpiecznie. Droga daleka. Ok 2 w nocy byliśmy oboje bardzo śpiący. Na stacji paliw strzelił nam do głowy pomysł, by pobiegać w koło budynku. To nas obudziło i orzeźwiło. Pobłądziliśmy troszkę w Warszawie, ale pan z nawigacji mojego telefonu kazał nam zawrócić i szczęśliwie objechaliśmy stolicę obwodnicą. W domu byliśmy przed czwartą. Przez cały tydzień nie miałam ochoty na oglądanie "nowego" samochodu :). Zrobię to po powrocie. A w poniedziałek, po zarwanej nocy, miałam szczęśliwą rozmowę o pracę.

pozdrawiam

E.

piątek, 19 lipca 2013

O ogłoszeniach w/s pracy

Wiem, długo nie pisałam. Przepraszam, że rozczarowałam tak bardzo... A to dlatego, że chciałam zdać relację z pobytu w górach dość obszernie, i ... nie podjęłam tematu w ogóle. Może wrócę, ale teraz temat najważniejszy dla mnie. Ale po kolei.
Szukałam w swoim zawodzie możliwości nauczenia się, czy też możliwości zapoznania się w praktyce z nowymi problemami i zadaniami. Samodzielna być w nowym temacie nie mogłam, więc szukałam stażu w jakiejś ograniczonej liczbie godzin, praktyk, lub pracy pod czyjąś kuratelą. Niestety nie znalazłam. Otworzyłam się ostatnio na to, że będę robić częściowo to co, robiłam, ale oczekuję też powierzenia nowych zadań, tak, by pracodawca był zadowolony, no i ja też żebym mogła osiągnąć swój cel. Czerwiec był miesiącem, w którym pojawiło się niewiele ofert, które mogłyby mnie zainteresować, ale lipiec przyniósł parę ciekawych. Zostałam zaproszona na dwie rozmowy. Jedna odbyła się w poniedziałek. W bardzo miłej atmosferze dowiedziałam się, że mogę być przyjęta, najlepiej już, tylko na 8h przez pięć dni w tygodniu, czyli cały etat. Nie mogę się zgodzić na to. Pracę mam nie bardzo napiętą, dobrze płatną, a tu przypuszczam ogromną ilość spraw za minimalną krajową. Jak się chcę douczać, to mogę tak dodatkowo pracować, jako część etatu, ale zrezygnować z mojej pracy, a wejść w tą, to byłaby delikatnie mówiąc głupota. Po ponad dobowym namyśle otrzymałam telefon, że będę mogła pracować trzy razy po osiem godzin. Jestem ogromnie ucieszona, że będę miała swoją szansę na naukę, mam nadzieję dobrą atmosferę w pracy i nie będę musiała do tego dopłacać. Satysfakcji dopełnia fakt, że nie było w tym żadnych znajomości.
Oczywiście są też obawy - czy podołam, czy wyrobię się czasowo w swojej pracy - zostają mi trzy dni łącznie z sobotą, no i ewentualnie popołudnia. Wszystko zależy od tego, czy wdrażanie się w nowe obowiązki będzie bardzo stresujące, czy uda się podejść z pewnym dystansem. To dopiero będzie się działo!
Ta druga oferta to praca w Łowiczu. Od Łodzi to jakaś godzina drogi, więc pomyślałam, że można spróbować. Czasem przez miasto tyle się jedzie. Pojechałam, a tu test do rączki i proszę rozwiązywać. A mowa była o rozmowie. Pisały jeszcze trzy osoby. Pewnie niedługo po studiach. 
Jak zostanę zaproszona na rzeczywistą rozmowę to będzie plus dla mnie, ale pewnie będą lepsi, bo test był taki "definicyjny" i zagadnienia bardzo szerokie.
Oczywiście do 1 września jeszcze wiele może się zdarzyć, z obu stron, ale myślę, że będzie dobrze.
Jutro napiszę o wyjeździe do Sokółki. Zakładam, że krótko, to pewnie mi się uda 

pozdrawiam serdecznie

Ewa

czwartek, 4 lipca 2013

Długi weekend

Jutro wyruszamy na objazd rodziny. Może nam się uda wyskoczyć w Pieniny w sobotę. Zobaczymy, bo plan jest napięty. Odwiedzamy naszych chrześniaków i jednocześnie rodzinę męża - siostrę i brata. Dziewczyny jadą z nami.
Wczoraj wróciłam wieczorem do domu, a tu obiad - tortille z sałatkami i sosem czosnkowym. Posprzątana kuchnia, uprasowane. Bardzo miło :) Wakacje to dobra rzecz.
We wtorek było wspólne wyrywanie chwastów na działce. Poszło bardzo sprawnie.
Mamy w tym roku pierwsze orzechy włoskie. Oczywiście jeszcze zielone. No i parę czereśni. Przydałoby się jeszcze podlać przed wyjazdem.

E.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wakacje

Zaczęliśmy je w piątek po południu spotkaniem Małgosi z przyjaciółmi (w ramach malutkich poprawin osiemnastki). Obie dziewczyny dostały promocję do następnej klasy. Gusia radzi sobie całkiem nieźle w gimnazjum, ale stać ją na więcej. Zintegrowała się z nową klasą, ma fajne koleżanki. W zeszłym tygodniu miała trudne przeżycie. Kolega, który poszedł razem z nią do tego gimnazjum (byli razem w szkole podstawowej) został pobity przez dwudziestolatka. Właściwie skopany, głównie po twarzy. Bo nie chciał zwolnić boiska szkolnego. Wylądował w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu i podejrzeniem uszkodzenia oka. Na szczęście widzi, był na zakończeniu roku. Dotknęło nas to dość mocno.
Z Gosi trzeba będzie powoli wykurzać lenistwo i niechęć do nauki. Oj, jaka to inna sytuacja, niż sprzed paru lat, gdy przynosiła świadectwa z czerwonym paskiem. :(
Dziś idę do dentysty. Ząb obłożony opatrunkiem tydzień temu, boli przy piciu gorącego napoju. Chyba się nie da bez zatrucia. Szkoda.
Weekend był pod znakiem spotkań ze znajomymi. Tak imieninowo-towarzysko.
Wzruszyła mnie historia małżeństwa, które adoptowało dziewczynkę z domu dziecka, potem (po wielu latach) stali się rodziną zastępczą, dla chłopca, który nie był zdolny do normalnego kontaktu z otoczeniem. Pozostał niepełnosprawny, ale dużo potrafi zrobić. Jest zaradny. Niestety nie zna wartości pieniądza, nie umie liczyć. Dziewczyna wyrosła, bardzo zdolna. Skończyła studia, została siostrą zakonną, przygarnęła matkę do domu sióstr i wspomaga też niepełnosprawnego mężczyznę, który wychowywał się razem z nią. Ojciec już nie żyje, ale matka opiekę ma zapewnioną do końca swoich dni. Podziwiam osoby, które nie boją się pracy, problemów, odpowiedzialności i czynią dobro nie patrząc, czy to się opłaca.

pozdrawiam

E.

niedziela, 23 czerwca 2013

Szczęście?

Urodziny bardzo się udały. Jedzenia było za dużo, popcorn, ani lody nie ujrzały światła dziennego. Posiłek ostatni też został w lodówce. Było gorąco. Towarzystwo zadowolone  bardzo po prostu z tego, że mogli posiedzieć, porozmawiać i pośmiać się we wspólnym gronie. Przemili i ciepli. Widać, że Małgosia bardzo dobrze się z nimi czuje. Była radosna i swobodna. Po 2 w nocy chcieli wracać do domów. Tata częściowo porozwoził ich po domach. W sobotę impreza u kolegi. Już nie do nocy, ale też przynosząca dużo radości. U nas "poprawiny" za tydzień. Przecież lody zostały :).
Dziś odsypialiśmy, a potem świętowaliśmy Dzień Ojca. Byliśmy na cmentarzu u mojego Taty, na obiedzie u Mamy.

Sobota po południu to radość z jubileuszu 10-lecia sakramentu małżeństwa naszych znajomych. Była msza dziękczynna, pogaduchy, wspólne śpiewy na świeżym powietrzu (ach, te komary). Ogromne wzruszenia, bo spotkanie z osobami, które znamy (niektóre) ponad dwadzieścia lat. Znamy dzieje ich życia, zmagania z poważnymi problemami, a wczoraj czas radości i dziękczynienia. Trwają przy dobru, trudności wzmocniły ich, wyszły im na dobre.

Kobieta koło trzydziestki. Córeczka dziewięcioletnia. Poznaliśmy ją trzy lata temu. Wtedy niedawno pochowała męża. Młody człowiek, któremu nikt w odpowiednim czasie nie zlecił rtg płuc. Nowotwór mało złośliwy, ale wykryty w takim stadium, że nie dało rady wyleczyć. Ostatnie dni jego życia spędzali tylko razem. On prosił, żeby zgodziła się na jego śmierć, żeby pozwoliła mu umrzeć. Zgodziła się... Umarł. Rozpacz, samotność, próba zrozumienia tego co się stało. Wczoraj przypomniałam sobie to, co mi opowiadała kiedyś. Obok niej mężczyzna. Młody, w jej wieku. Oboje uśmiechnięci. Przedstawia go - to mój mąż. Pobrali się na wiosnę. Szczęśliwi oboje.

Inna kobieta w podobnym wieku. Wyszła za mąż, ponoć szczęśliwie. Po ślubie okazało się, że mąż ma preferencje homoseksualne. Tragedia, bo oszukiwał, rozpacz. Rozstanie, sprawa o unieważnienie sakramentu małżeństwa. Udało się. Znalazła i pokochała kogoś innego. Mają dzieci. Jest szczęśliwa.

Znajoma przed sześćdziesiątką. Matka czwórki dzieci. Wykryła sobie sama guzek w piersi. Okazało się, że złośliwy. Leczenie, chemia. Wypadły wszystkie włosy, ogromne osłabienie, rezygnacja. Po kilku latach wyniki są dobre, włosy odrosły, siły wróciły. Może cieszyć się wnukami, mąż pełen radości.

Małżeństwo, już nie takie młode. Poznali się i poślubili dość późno. Dobrzy ludzie. Martwa ciąża jedna, druga, urodzone dziecko, które zmarło niedługo po urodzeniu. W końcu adoptowali dziewczynkę. Po pewnym czasie urodziło im się ich własne, a potem jeszcze jedno. Niesamowite.

Inne małżeństwo także nie mogło mieć dzieci. Po kilku latach adoptowali malutkie dziecko. Zaniedbane bardzo, bo nikt się nim nie zajmował. Dzięki im staraniom zaczyna chodzić. Cieszą się nim, mają cel życia.

I wiele innych już nie takich robiących wrażenie rozwiązanych, przewalczonych spraw, trudności i problemów. Wichury i burze przychodzą na wszystkie domy. I te postawione na skale i te zbudowane na piasku. Nie mijają żadnego domu. Który się ostaje? Ten postawiony na mocnym fundamencie. Czasem jego próby są szczególnie trudne...

Co to jest szczęście?
Szczęście jest wtedy, gdy serce jest pełne wdzięczności za to, co otrzymuje.

pozdrawiam

E.

piątek, 21 czerwca 2013

Urodziny

Szykujemy się do obchodów 18 rocznicy urodzin naszej córki. Zaprosiła na dziś kilka koleżanek i kolegów. Już posprzątane, ozdoby na ścianach zawisły :). Wymyśliliśmy co podać.
Na początek będą nuggetsy, frytki oraz sałatka z ananasem, selerem konserwowym, jajkiem, kukurydzą i porem. Potem tort ze świeczkami, ciasto "krówka", paluszki, ciastka, żelki, pop corn i zimne napoje. Podamy lody. W trakcie imprezy zrobię ciasto na pizzę, a młodzież obłoży ją takimi składnikami, jakimi będzie chciała. Każdy będzie miał swój udział. Wieczorem (pewnie w nocy) kulki mięsne z sosem indyjskim podane z ryżem. Mamy załatwioną dyspensę od mięsa :).
Nasze głośniki przejdą chrzest bojowy, obawiam się, że będzie głośno. Alkohol nie jest przewidziany, to może tak głośno nie będzie :).
Zapowiada się fajnie, goście zaproszeni są sympatyczni.
A rodzice, co? Może pojadą na nocną wycieczkę rowerową?

wtorek, 18 czerwca 2013

Działka

Dziś wybrałam się na rowerze na działkę, żeby posadzić zakupione papryki. Niestety melony mi zmarniały, więc chciałam zapełnić puste miejsce. Rosną roślinki, zrobiłam parę zdjęć telefonem, ale udało mi się przesłać tylko jedno. Prezentuję więc bób, który posialiśmy, żeby zobaczyć jak wygląda ta roślina. Dziewczyny raz w roku mają ochotę na gotowany bób. Mam nadzieję, że w tym roku zjedzą nasz.

Ps. Ta jazda na rowerze, to tak w ramach  treningu, po hantlach i brzuszkach.



E.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Treningi

Przyznam się, że stres spowodował u mnie wzrost wagi o ponad 2 kg. Wróciłam do diety i do ćwiczeń - hantle po 1 kg na ręce, brzuszki 12 serii po 15 sztuk, dwa dodatkowe ćwiczenia na mięśnie nóg i ponad godzinę - zamiennie - jazda na rowerze lub bieganie (godzinę). Trzy razy w tygodniu. Brzuszki widzę, że dobrze mi robią. Brzuch robi się płaski. Pocieszam się przy diecie tym, że gdyby nie ona, to jeszcze bym przytyła, bo taki czas.

Ostatnio bardziej ciągnie mnie na rower, bo jest ciepło, niż bieganie. Potrzeba pewnej odmiany, albo wejścia w jakiś nowy plan treningowy w bieganiu, bo tak jak zawsze, to jest trochę nudno.

Małgosia ma jutro ostatnie zaliczenie z angielskiego i myślę, że już będzie spokojnie. Cały czas tłumaczę sobie, że nie mogę brać za nią odpowiedzialności, bo to jej sprawa, ale czuję bezsilność. Na szczęście już koniec widać.

niedziela, 16 czerwca 2013

Masaż

Weekend był czasem oddechu od stresów, choć zarówno w piątek po południu, jak i w sobotę byłam w pracy. Jednak pracowników nie było, więc atmosfera spokojna, cisza...
Pod koniec tygodnia zabrałam córkę, a potem męża na masaż całego ciała, razem ze mną. I dziwię się, że dopiero teraz się zdecydowałam skorzystać. Od razu inaczej się poczułam. Odblokowały mi się napięcia w okolicach karku. Tak, że w sobotę rano, po masażu wieczornym w piątek, kręciło mi się w głowie i ciśnienie miałam bardzo niskie. Aż się wystraszyłam... Na szczęście przeszło. Jednym słowem z masażu trzeba korzystać częściej i nie czekać, aż jest już bardzo źle.
Niedziela minęła z piękną pogodą i powolnie mijającym czasem. Super!

E

czwartek, 13 czerwca 2013

Kiedy koniec roku szkolnego? Wychowanie seksualne

Osobiście nie mogę się doczekać. Córki się uczą, choć ta starsza ucieka jak może przed nauczeniem się czegoś na poprawę jedynek. Zmęczona, oczy podkrążone, siedzi długo w nocy... Z najtrudniejszego przedmiotu dostała mierny proponowany, bo coś już zaliczyła. Pewnie zda, ale to nie znaczy, że widzę różowo trzecią klasę. :( Obydwoje ciężko to przeżywamy. Szamoczemy się i nic z tego nie wynika.
W pracy przygotowanie do zakończenia miesiąca, czyli dużo pracy.

Byliśmy na konferencji przedstawiającej protest Forum Rodziców i Wychowawców "Nie szkodzić!" tu przeciwko zajęciom, które do szkół (za zgodą Urzędu Miasta) wprowadza fundacja SPUNK. Protest został złożony w Urzędzie. Chodzi o zajęcia z wychowania seksualnego. Można by powiedzieć raczej, że ze stymulacji seksualnej... dla naszych dzieci. O tym piszą rodzice na stronie www.nieszkodzic.pl . Jeszcze filmik o edukacji tu. Łódź stała się pierwszym polem bitwy, gdzie fundacja przeciera szlaki i uczy się sposobów działania. Zdaje się jeszcze działają w Krakowie. To tak na początek. Jak nie zareagujemy to będzie norma.
Jak Wam się rodzice to podoba?

pozdrawiam

E.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozmowy

Dziś dzień pod znakiem rozmów z narzeczonymi przygotowującymi się do małżeństwa. Ludzie myślący, otwarci, pragnący dobra. Któż go nie pragnie? Wrażliwi na argumenty... Dobry czas, choć rozmowy są bardzo dynamiczne, pełne treści i przez to zabierają dużo energii. Ale jakże warto!

niedziela, 9 czerwca 2013

Przed ... czy już po burzy?

Tydzień minął mi bardzo szybko. Ogarnęły mnie ogromne dylematy w związku z szukaniem pracy, wielki niepokój związany z problemami Gosi, kłopoty z zachowaniem Gusią i chyba skaczące ciśnienie dokonało reszty. Brak sił mnie zmógł...
Dopiero wczorajszy dzień dał mi dużo nadziei. Spotkanie w gronie zaprzyjaźnionych rodzin, rozmowy o wychowaniu i trudnych chwilach dały mi dużo do myślenia. Potrzebna jest pokora wobec zdarzeń. Z niej wypływa siła, choć nie wszystko się układa. Dobro zwycięży. To co słabe, wzmocni się. Jeśli buduje się na dobrym, trwałym fundamencie, budowla się ostanie, choć będą burze, nawałnice i powodzie. Pozostaje czekać i robić to co, można.


E.

niedziela, 2 czerwca 2013

Jutro początek nowego tygodnia

Czas pomyśleć o obowiązkach. Nic nie planowałam na te wolne dni, ale to, co najważniejsze to się udało. Ogarnęliśmy na działce nasz mały ogródek i posadziliśmy ogórki, pomidory koktajlowe i pory. Posadziłam fasolę, choć już trochę późno.
Spotkanie z mamą i szwagierką, to miły czas rozmów.
Sporo padało i na rowerze pojeździliśmy dopiero dziś. A i bieganie się udało.
Unikałam zmartwień jak ognia. Zamierzam to kontynuować. Czy wiecie, że zamartwianie się jest jak piłowanie wiórów? Nic nie daje... Zabiera tylko siły. 



E.

piątek, 31 maja 2013

Blask tęczy

Widzieliśmy bardzo ciekawy film. Dramat, ale jednocześnie z pozytywnym zakończeniem. Historia pewnej rodzinki, która adoptowała chłopca. Dużo uczuć, choć takich nieopowiedzianych wprost. Film odciskający piętno w sercu. Po filmie pomyślałam sobie, że najbardziej życiowe to są dramaty. Choć te wzięte z życia nie dają się tak podsumować w prosty sposób. Niestety, nie. Św. Faustyna mówiła, że czyta życie jak książkę. Może patrzyła na to, co się dzieje i umiała podsumować - do czego zmierzało jakieś zdarzenie, jaki miało sens i czego ją nauczyło? Chciałabym swoje życie przeżywać tak świadomie.
A oto film:


E.

Zmienny pogodowo czwartek i widok z okna

Wczorajszy dzień groził deszczem i niestety polało w środku dnia, a potem myśleliśmy, że uda się długa wycieczka rowerowa. Miałam ogromną ochotę na jazdę po lesie. Niestety nie udało się, za to czekając na lepszą pogodę, która tylko się popsuła całkiem zrobiłam parę zdjęć z okna przy ręcznych ustawieniach. Aparat mamy kompaktowy, szału nie robi, ale próbuję wyciągnąć z niego co się da. Do tej pory nic nie wiedziałam na temat parametrów, które się ustawia. To moje pierwsze próby.

czwartek, 30 maja 2013

Po zebraniu

Byłam  na zebraniu i powiem, że postanowiłam potraktować nauczycieli poważnie   i poprosić o podpowiedź, co mam z tym naszym "okazem" zwanym popularnie Gosią, zrobić.
Od pani z chemii, po naświetleniu sytuacji, w zasadzie, dostałam opr, taki z głębi serca. Rada - iść na spacer, wyluzować, zwrócić odpowiedzialność za sytuację córce i żądać przedstawienia planu działania. I rozliczać z realizacji poszczególnych punktów. Pani profesor jest gotowa na wszelkie ugody z delikwentką, jeśli ta będzie wykazywać chęć współpracy i dobrą wolę.
Najważniejsza rozmowa odbyła się z wychowawcą, która to pani, zaskoczyła mnie otwartością i gotowością do rozmowy. Do tej pory odbierałam ją jaką osobę bardzo powierzchowną, której nie zależy na wychowankach. Bardzo się myliłam. Opowiedziała mi o atmosferze w klasie, o tym jak postrzegana jest przez nią Gosia. I co najważniejsze - powiedziała mi, że choć to wygląda groźnie, nie ma się czego obawiać. Szkoła jest bardzo wymagająca. Klasa jest najlepsza w poziomie (jeśli chodzi o możliwości na wstępie). Dostali najlepszych nauczycieli. Niestety nastroje ogółu klasy są takie, że uczniowie są gnębieni przez nauczycieli, bo ci idą do przodu z materiałem, zadają prace domowe, odpytują, robią klasówki i kartkówki i (o zgrozo!) stawiają oceny. Nie są mile widziani ci, którzy chcą coś robić. Niestety. Pani profesor powiedziała, że sytuacja Gosi nie jest taka zła i prawdopodobnie przejdzie do następnej klasy. Bardzo mnie to ucieszyło, choć nie jest to rozwiązany problem, bo chodzi o jej podejście do szkolnych obowiązków. Na razie plusem jest to, że nie denerwuje się tak, jak w zeszłym roku. No, ja niestety bardziej.
Zostałam poinformowana też, że pani od niemieckiego nie postawiła do tej pory, jeszcze, jedynki z niemieckiego. Byłam u niej też. Wyszło na to, że gotowa jest do "pozytywnego" odpytywania, a najbardziej martwiła się, że Gosia ma złe oceny z angielskiego, to z niemieckiego miała jedynkę na półrocze. I tu grozi powtarzanie roku, a nie gdzie indziej.
Zachęcona przez  wychowawcę, odwiedziłam też panią pedagog, która okazuje się jest psychologiem klinicznym. Przedstawiła parę pomysłów jak można jeszcze poradzić sobie z niechęcią do nauki i jak rozmawiać po zebraniu.
Muszę powiedzieć, że wsparcie ogromne. Cały czas jestem pod wrażeniem.
Po powrocie do domu, egzekwowanie planu się nie udało, bo nasz "okaz" nie chce rozmawiać o problemie, bo od niego ucieka. Ale wczoraj wydębiłam plan. Czy się bierze? Na razie nie, ale odpowiedzialność ma być po jej stronie, więc nie pilnuję.
Czuję, że coś mi odpuściło, choć nie do końca. Mam nadzieję, że Gośka nie straci roku.
Oj, trudne to wychowanie.

E.

środa, 29 maja 2013

Wspomnienia powycieczkowe Gusi

W piątek Gusia wróciła z wycieczki. Była zmęczona, ale zadowolona i baardzo podekscytowana. Stała nad nami (nie chciała usiąść) i opowiadała nam przez prawie dwie godziny jak było. Wspomnę, że nie chciała absolutnie jechać, bo nie lubi gór i nie ma kondycji. Prawie bym się zgodziła... Mąż natomiast zaczął ją przekonywać, że powinna jechać. Wtedy mnie się przypomniała moja wycieczka w góry w pierwszej klasie liceum. Nie mogłam wejść na górę, plecak był za ciężki, ale ktoś go wniósł, a ja zostałam wciągnięta na górę. Miałam 15 lat :) Było fajnie. Jak opowiedziałam to Gusi, to doszła do wniosku, że tak źle u niej chyba nie będzie i... zdecydowała się jechać.
Po raz pierwszy nie trzeba było Gusi wspierać w czasie wycieczki radami "będzie dobrze, NA PEWNO nie będziesz chora, NIC złego się nie wydarzy". Podobno dzwoniła do nas z obowiązku i troski, a my oczekiwaliśmy (tak jak zawsze do tej pory :)), że jak zadzwoni, to trzeba rzucić wszystko i pocieszać... wzmacniać... dodawać otuchy... Nic z tych rzeczy! Niechby chociaż jakiś okres przejściowy rodzicom zrobiła, żeby ich przyzwyczaić do nowej sytuacji...
Ale robiła wrażenie pewnej siebie! Nie mogłam poznać swojego dziecka. Jakiś chłopak za nią chodzi! (na razie "za", a nie "z"), innemu też bardzo się podoba. No, przecież ładna dziewczyna jest!
Na Śnieżce był 1 st C. Wszyscy zmarzli, większość dzieci jest chora. Aga w poniedziałek poszła do szkoły (MUSIAŁAM jej dać theraflu, ale cudownie nie zadziałało, jak oczekiwała nasza córeczka), za to we wtorek już została w domu. Bo tak się należy przy katarze, chrypie, bólu gardła i stanie podgorączkowym. Wyzdrowieje, a wspomnienia będzie miała na całe życie.

E.

wtorek, 28 maja 2013

Naleśniki z mąki orkiszowej

Podaję przepis na przepyszne, cienkie naleśniki.

Składniki:
100g mąki orkiszowej,
2 jaja,
300 ml mleka,
szczypta soli.

Składniki mieszamy. Wylewamy na gorącą patelnię polaną niewielką ilością rafinowanego oleju kokosowego. Smażą się bardzo dobrze.

Smacznego!

E.

Rzeczywistość jak drut kolczasty

Pisałam o problemach z nauką naszej Gosi. Dziś zebranie w szkole, na które oczywiście się wybieram. Ma trzy zagrożenia. Dwa takie, że nie będzie pewnie problemu. Jedno - z niemieckiego - było już zagrożeniem z półrocza, więc bardzo realne do tego, żeby nie zdać. Czy się uczy? Raczej tak, ale najmniej niemieckiego. Ma ogromną barierę. Jest w grupie zaawansowanej, a nie powinna być. Prawie dwa lata temu znalazła się tam przez przypadek, a pani nie chciała tego zmienić. Potem jeszcze raz pytała, ale Gosia już nie potrafiła przyznać, że chce zmienić, kiedy poprzednio wymuszono na niej, że ma to podjąć. Jak poszłam na zebraniu do pani, to znów nie chciała. I tak Gosia widząc barierę nie do przebycia, nawet specjalnie nie próbuje... Ja też już nie wiem, co mam zrobić. Rok temu zdecydowaliśmy się na pomoc psychologa, takiego od problemów szkolnych, żeby nie sugerować jej jakiś problemów. Została zdiagnozowana. Super dziewczyna, inteligencja ponad normę, żadnych problemów depresyjnych, czy innych. Samoocena nie najgorsza. Przeszkolona jak należy organizować sobie czas, motywować się, zabierać do nauki. I myślicie, że pomogło?
Pani nie wiedziała już, co zrobić i wycofała się. Powiedziała, że dziewczyna jest mądra i musimy jej zostawić odpowiedzialność i sama wyciągnie wnioski, co należy robić. No i co ma zrobić matka? Siedziała już i odrabiała lekcje (kiedyś i to długo), mówiła, co należy robić, prosiła, groziła, nawet krzyczała :( Fakt, że brałam odpowiedzialność, a teraz nie biorę. Wcale mi nie jest łatwiej. Mam poczucie winy. Skąd mam wiedzieć, co dla Gośki jest najlepsze? Jak to się skończy? Co mam powiedzieć nauczycielce od niemieckiego? Nie mogę jej nic obiecać. A może obiecywać, wiedząc, że nie mam wpływu?

Drut kolczasty i wcale nie prosty, ale pokręcony.

 Drut kolczasty. fot. Shutterstock.

E.

sobota, 25 maja 2013

Takie sobie zwykłe życie

Czekam nieustannie na nowy odzew ze strony pracodawców. do których wysłałam swoje CV. Na razie nie ma. Już widzę, że są nowe ogłoszenia, to zaraz na nie odpowiem. :)
Muszę coś wymyślić na prezent dla Mamy, bo jutro idziemy do niej na obiad. Chyba najbardziej się cieszy zawsze z nowej bluzki, bo jest to prezent praktyczny, sama sobie nie kupi, bo szkoda jej pieniędzy. A ja jak kupuję to wybieram naprawdę ładną :)
W zeszłym tygodniu przyniosłam więcej zakupów niż kupiłam. Miałam dużo toreb foliowych, więc w każdym sklepie, w którym się zatrzymywałam zgarniałam wszystkie "uszka" i wychodziłam. W domu okazało się, że mam jakiś pasztet i szynkę z kartką, na której jest napisane ile się za to należy :)). Potem poszłam szukać, w którym mięsnym zabrałam ten pakunek. Tam gdzie byłam pewna, że stamtąd, okazało się, że nie. Drugi mięsny był już zamknięty, ale w asortymencie miał tylko kurczaka, a do trzeciego weszłam i tylko popatrzyłam, bo przecież wcale tam nie kupowałam. Dobrze, że głośno wypowiedziałam swoje myśli i pani sobie przypomniała, że słyszała, jakaś sprzedawczyni się skarżyła, że klient zabrał jej wędlinę  Hmm... to znaczy ja... Okazało się, że to sklepie PLON, który sprzedaje różne mąki, ziarna, suszone owoce i zdrową żywność, pani miała na ladzie przesyłkę "od kogoś, dla kogoś" i jej nie zdążyła schować. Miejsca mało, jeszcze coś opowiadałam wychodząc, więc zabrałam coś nie mojego. Ale oddałam do mięsnego obok, bo pani z PLONU już wyszła, za to zadzwoniłam do niej, żeby się nie martwiła. Telefon miała sprzedawczyni z mięsnego. Zaraz idę tam odnowić znajomość :)
Wczoraj położyliśmy się wieczorem "na 10 min". I umyliśmy się już rano...

E.

czwartek, 23 maja 2013

Ja to mam szczęście do pewnego tematu :(

Postanowiłam dziś zerknąć w Empiku na pewną książkę. Wg posta jednego z blogów, autorka powieści jest myślącą kobietą, ujmującą temat dobra i zła bardzo głęboko. Jej książka skłania do refleksji i wnosi wiele nowego w spojrzenie na świat i no... po prostu życie.
Pan sprzedawca znalazł mi tę książkę. Miałam ją nawet kupić, ale postanowiłam najpierw przejrzeć. Otworzyłam na chybił, trafił i przeczytałam fragment, który przyzwoity nie był. Pomyślałam, że to może akurat scena, która była z jakiegoś powodu potrzebna, żeby pokazać jakieś "ważne sprawy", ale drugi i trzeci raz był taki sam. Nie kupiłam. Po co ciągle o tym...
Czy jestem przewrażliwiona? Czy po prostu odbieram rzeczywistość wkoło taką jaką jest :(

 Wolę wczorajsze myśli i perspektywę. Dała mi dzisiaj dużo pokoju serca. A te kwiatki dzisiaj? To chyba po to, żeby odwrócić uwagę, niestety w złą stronę. Wracam do radości.

środa, 22 maja 2013

Rozważania nie tylko filozoficzne

Pogoda przekropna od kilku dni. Raz ciepło, raz chłodno i pada. Jak zachować pogodę ducha, gdy ciśnienie jest niskie? Gdy jakieś tęsknoty, niepokoje.

,,Raduj się w Panu, a on spełni pragnienia twego serca" (Ps 37). 
Te słowa dzwonią mi w uszach drugi dzień.
Raduj się, to znaczy mam się cieszyć. Mam szukać powodów do radości. Dobrych powodów.
Ta radość, to nie oparcie się na własnych siłach, ale na Kimś Wyższym.
To pozbycie się troski, zamartwiania na zapas, lęku o przyszłość.
To prawda, że wyszłam daleko poza strefę mojego komfortu.
"Raduj się"! Te słowa są mi bardzo potrzebne. Teraz.
Może dlatego mam się cieszyć? Bo zrobiłam tyle kroków do przodu?
Mam ochotę zawrócić. Wszystko mi mówi (prawie :)), że powinnam zawrócić.
Bo po co robić sobie problemy.
Ale bez problemów, też jest niedobrze.
Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca.
Czy ja znam swoje pragnienia? Czy podejmując te działania postępuję zgodnie ze swoimi pragnieniami?
Chyba tak.
A może te pragnienia odkryję działając? Odsłonią mi się w całej pełni? Odkryję źródełko pragnień, które nie mogło wybić, nie miało ujścia i woda robiła się nie-źródlana, mówiąc łagodnie?
Spełnić pragnienia swojego serca. Serca! ...
Odpowiedzieć na to, czego pragną uczucia. Znaleźć w tym przyjemność, rozkosz, nasycenie, zaspokojenie tęsknoty.
Czy można znaleźć przyjemność, rozkosz, nasycenie, zaspokojenie tęsknoty?
Jestem przekonana, że MOŻNA.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozmowa w sprawie pracy

Dziś miałam pierwszą rozmowę w sprawie pracy. Moje pierwsze takie doświadczenie po bardzo długim czasie. Niestety, bez efektu. Byłyśmy umówione trzy. Każda na swoją godzinę. Niestety szef się spóźnił, więc byłyśmy wszystkie razem. Wzięła nas pani, w zastępstwie. Jak się okazało, po to, by zapełnić czas. Nie wiem, kto został zatrudniony. Mnie zapewnił, że jak się zastanowi, to zadzwoni. :)
Na parkingu było tyle wody i tak głęboko, że wpadłam po kostki. I pierwszy raz wylewałam wodę z butów! Moje czarne czółenka są mokre i jutro pewnie będę musiała iść w czymś innym.

Wspominaliśmy ze znajomym księdzem wikariuszem księdza proboszcza zaprzyjaźnionej parafii, który zmarł na koniec kwietnia. Jeszcze dotąd jego głos dźwięczy mi w uszach. Porządny był gość. Nawet nie wiedziałam, że miał 74 lata. Kiedy podłączony był do respiratora pisał na kartce wikaremu, że jeszcze obrazki komunijne trzeba kupić. Pamiętał o każdym. Jego życie jest bardzo owocne.

E.

niedziela, 19 maja 2013

Rowerowa niedziela

Przepiękna pogoda i ochota na jazdę na rowerze spowodowała, że wybraliśmy się na wycieczkę. Zrobiliśmy 48 km przez 2,5 h plus przerwa na rozmowę małżeńską.

Dziś obejrzeliśmy godzinny film z bloga Marcina Hanke na temat efektu placebo. Serdecznie polecam! Bardzo nas zastanowił, dziewczyny też były mocno zainteresowane - bezpośredni link do posta z filmem.



E.

sobota, 18 maja 2013

Nasza nastolatka...

Córcia młodsza wyjeżdża na wycieczkę, więc mamy pakowanie, dokupywanie brakujących elementów garderoby, pranie i prasowanie. :) Prasowanie niestety jeszcze jutro.
Wczoraj miałyśmy ważną rozmowę, która jest chyba momentem przełomowym dla wspólnych kontaktów. Potrafiła skrytykować swoje zachowanie sprzed roku i przyznać, że dotkliwa kara, którą dostała wtedy, należała jej się. Niesamowite... Pamiętam swoje emocje sprzed roku i poczucie bezradności z powodu zachowania nastolatki. Powinno się robić szkolenia dla rodziców i organizować formy wsparcia w chwilach kryzysu. :) Przecież nerwy rodziców nie są z żelaza... Szkoda gadać, co się wtedy działo. Nie z każdym dzieckiem tak jest. Starsza się tak nigdy nie zachowywała. Za to mamy z nią inne problemy. No, cóż... Pewnie to też minie i będziemy wspominać te chwile  z uśmiechem.

A właściwie, dlaczego soboty są takie krótkie, jeszcze tyle chciałoby się zrobić ;)

E.

piątek, 17 maja 2013

Zbyt duża ilość snu - konsekwencje

Jeśli śpimy ponad 9 h może boleć nas głowa. Jest to spowodowane obniżeniem ciśnienia na skutek długiego snu.

W piśmie European Journalof Neurology opublikowano wynik badań z których wynika, że Ci którzy śpią zbyt długo w późnym wieku są dwukrotnie bardziej zagrożeni utratą pamięci, demencją i Alzheimerem niż ci, którzy śpią krócej.

Zbyt długi sen - ponad 9h - ma takie same skutki zdrowotne, co sen krótszy niż 6h. Powoduje spadek jakości funkcjonowania i może, w niektórych przypadkach prowadzić do rozwoju depresji.

To co z tym myśleniem - odeśpię niedobory w czasie weekendu? Niestety weekend będzie wtedy przemarudzony, przedyndany...

Co pozostaje?

Niestety, regularny rozkład dnia... A może po prostu drzemki, skuteczne w przypadku niedoborów snu i wystrzeganie się zbyt długiego spania.

E.

Koniec tygodnia i przepis na naan paleo

Zmęczenie tego tygodnia dało się wczoraj we znaki. W efekcie poszliśmy spać bardzo wcześnie, bo jeszcze przed 22. Nasza młodsza córka kręciła się po domu, a starsza robiła biznes plan na lekcję przedsiębiorczości. Podobno poszła spać po czwartej. :( Kiedyś bardzo mnie to złościło, a teraz... Też. Ale zostawiam to. Ważne, że jej się chciało. Odeśpi. Cóż poradzić na kiepską organizację.

Biegaliśmy dopiero wczoraj. Temperatura 22 st. C. Za gorąco. Trzeba wyciągnąć krótkie spodenki, bo inaczej nie da rady.

Naan paleo dość smaczne. Miesza się 4 całe jajka, 80 ml oleju kokosowego, 150 ml wiórków kokosowych, 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia, 100 ml mleczka kokosowego i łyżkę stewii (zmielone listki). Smaży się placki, po dwa na jeden raz. Łatwiej wtedy przewrócić. Olej do smażenia, to oczywiście olej kokosowy nierafinowany.

pozdrawiam serdecznie

E.

środa, 15 maja 2013

Dzień pod znakiem pracy (w pracy)

Ale się zasiedziałam! Ale też zrobiłam kawał roboty. Zaraz idę do domu, a jestem głooodna. :) Zrobię sobie naan paleo. Jak będzie dobre, to napiszę przepis jutro.



Po wczorajszym soku z pokrzywy melduję, że jest ok. Można robić. Może ta długa praca właśnie po tym?

Mam zamiar dziś biegać.

pozdrawiam serdecznie

E.

wtorek, 14 maja 2013

Żniwa pokrzywowe

W zeszłym roku dostaliśmy od znajomego sok z pokrzyw. W tym przypomniało nam się, że pokrzywy zrywa się w maju, wyciska sok i pije. :) Sok podnosi poziom żelaza, a nasza Gosia nieustannie ma problem z niedokrwistością.

Pożyczyliśmy specjalną maszynkę. Chyba sprzed minimum czterdziestu lat, taką na korbkę. Poszliśmy do lasu uzbrojeni w worek i rękawice. Nazrywaliśmy pokrzyw i urządziliśmy darcie pierza wyciskanie soku na środku podwórka, tzn. na działce przed domkiem. Kręciliśmy i kręciliśmy. Sok wylatywał jedną dziurką, a zmielone zielsko drugą. I mamy sok. Całe półtora litra z pianką :) Trzeba było przecedzić. Jest obrzydliwie smaczny. Bardziej obrzydliwie niż smaczny.

 Zobaczymy jutro, czy nam nie zaszkodziło. Jeśli nie, to zrobimy jeszcze. Ale wcześniej kupimy wyciskarkę do zelmera, który działa na prąd. Będzie zdecydowanie szybciej i wygodniej. Tak myślę.

Może ktoś też się skusi na takie operacyje?

pozdrawiam serdecznie

E.

poniedziałek, 13 maja 2013

Wezwanie i gotowość

W zeszłym tygodniu mąż został wezwany do pewnego urzędu. Mówi do mnie: "Przygotuj się, w razie jakichkolwiek pytań, dzwonię do Ciebie i będziesz tłumaczyć, o co chodzi". Już kiedyś, wcześniej, rozmawiałam przez telefon z miłymi paniami i wydawało mi się, że wszystko jest już wyjaśnione. Mąż pojechał. Powyjmowałam różne dokumenty, przypomniałam sobie, o co chodzi. Za chwilę telefon - "Już wyszedłem. Wszystko ok, po prostu pani chciała, żeby ktoś zaufany naprawił jej samochód". Super. Dla mnie to jest nie w porządku, mówiąc delikatnie. Wzywać petenta do urzędu, narażać go na stres po to, by pani załatwiła swoją prywatną sprawę... No comments...


W nawiązaniu do piątkowej frustracji, muszę powiedzieć, że dziś wysłałam dużo odpowiedzi na ogłoszenia o pracę. Jestem z siebie dumna, choć dla kogoś może to być coś zwyczajnego. Osobiście musiałam pokonać resztę oporów wewnętrznych. W końcu nastawiłam się, że i tak nikt mi nie odpowie :) Tak jak nikt nie odpowiedział poprzednio...
Czułam, że właściwie aplikowanie w sprawie pracy, nie narusza mojej strefy komfortu (prawie). To znaczy, że robię postępy. Mam więcej odwagi, aby "zaproponować" siebie, ale i więcej gotowości, żeby spotkać się z odrzuceniem. Oby więcej tych kroków do przodu. Już teraz w szybszym tempie.
Mam nadzieję, że jakaś dalsza droga się rozwinie przede mną. Ale te ogłoszenia mnie nie interesują!

 Oferty pracy z pośredniaków z Pomorza i Kujaw

E.

niedziela, 12 maja 2013

Myśli bardzo nieuczesane :)

Ratunku! Dziś byliśmy na mszy, tej co zawsze, za to obecni byli Ci, co nie ma ich zwykle w kościele. Ubrani przepięknie, dzielnie znoszący godzinną liturgię, która dla nich jest wstępem do wspólnego świętowania. Czego? Nie wiem... Bo to I Komunia św dzieci. Nie wiem, bo zastanawialiśmy się wczoraj, czy rzeczywista przyczyna święta znajduje odzwierciedlenie w umysłach zaproszonych gości.

Ostatni tydzień czytałam sporo o "dress code", czyli o tym, w jaki sposób ubranie wpływa na to, jak jesteśmy postrzegani przez innych. Podchodziłam do tego bardzo sceptycznie. Zaufanie wzbudza podobno garsonka, spodnie materiałowe z kantem, ewentualnie spódnica do kolan. Dziś obserwowałam, wbrew sobie, jak wyglądają inni w tych odświętnych ubraniach. Chyba nie przyłożyłam się do zignorowania komunikatów otoczenia, bo nie jestem zadowolona z tej godziny, która miała być czasem naładowania akumulatorów wiary.

Powiem szczerze, rzeczywistość przesycona jest erotyzmem, który niestety, jako kobieta po czterdziestce, odbieram bardzo mocno. Narusza to moje granice i powoduje myśli, których nie chcę. Walka z nimi męczy mnie i nuży. Bez znaczenia jest fakt, że teoretycznie kobiety w spódniczkach mini, ogromnych szpilkach, cienkich rajstopach nie powinny robić na mnie żadnego wrażenia. Nie mam żadnych niewłaściwych preferencji. Nawiązanie do seksualności jest oczywiste i ono jest bodźcem, który wywołuje we mnie reperkusje.

Ciekawe jest to, dlaczego kobiety tak się ubierają. Erotyzmu jest tyle, że ktoś, kto nie wysyła takich sygnałów jest bezbarwny, nieciekawy, nie liczy się, po prostu nie istnieje? Chcąc, nie chcąc, po prostu jesteśmy zmuszone w to grać? By istnieć? Bo chcemy być akceptowane? By nie wypaść w porównaniach poza kategorią?

Kobieta, która ma spódnicę do kolan lub spodnie, zwykle nie nadaje już sygnałów o charakterze seksualnym. Owszem, upraszczam, bo można komunikować w opisany sposób dekoltem, odkrytymi ramionami, sposobem poruszania, lub spojrzeniem. Wiem, ale świadomie to pomijam symbolicznie uzależniając wszystko od długości spódnicy i rodzaju rajstop. Jeśli przekazu na poziomie - atrakcyjna seksualnie (pobudzająca do działania) przestaje mieć znaczenie, to można uruchomić przekaz - kompetentna, profesjonalna. Czy tak? Logiczne myślenie może wybić się ponad emocje. Chyba o to chodzi.

Sama muszę sobie to poukładać. Niełatwo mieć te swoje kobiece czterdzieści parę lat.

pozdrawiam bardzo logicznie i racjonalnie :)

E.

sobota, 11 maja 2013

Deszczowa sobota

Pięknie ćwierkają ptaki. Wieczorny spacer z psem w maju, to sama przyjemność.  Mimo, że kropi. Dzień upłynął pod znakiem pieczenia ciast. Obiecałam przyjaciółce upiec dwa na I Komunię jej córki. Sernik ze snickersami i jabłecznik w kruchym cieście będą jutro cieszyć podniebienia gości. Pewnie znacie... Mam frajdę, że mogłam pomóc. Dla nas upiekłam sernik Małgosi (już dawno czekała) i pizzę.

Zastanawiam się nad tym, czy sama sobie wymyślam te wszystkie prace kuchenne i nie tylko kuchenne? Im więcej się angażuję w dom, tym więcej widzę, że warto byłoby zrobić jeszcze to, czy tamto. A może to tak, gdy ma się nastolatki - potrzeba więcej piec i gotować? Chyba nie. :)


Wieczorem, najpierw my pokazaliśmy dziewczynom wywiad z Anną Golędzinowską (warto zainteresować się postacią) tutaj na youtube
(jakoś nie udało mi się tego inaczej umieścić, blogger nie chce mnie słuchać), a potem Gosia zaserwowała nam film "One day". Poruszył mnie ostatecznie gdzieś głęboko, choć długo nie mogłam się wkręcić w treść. Pewnie na dużym ekranie byłoby o wiele łatwiej. Ale i tak warto zobaczyć.








pozdrawiam serdecznie

E.

piątek, 10 maja 2013

Ciasto magiczne

Wyszukałam z zaprzyjaźnionych blogów kulinarnych przepis na ciasto magiczne. Jak się upiecze, to na dole ma być wilgotne, wyżej jak ptasie mleczko, potem pianka.
Upiekłam. Bardzo proste. Rodzina jednak się nie poznała na magii.

A ja? Ach, ten negatywny realizm... Nie zachwycam się, choć w smaku dobre. Pewnie zjem je prawie całe sama :( Widzę... że... To jest po prostu zaplanowany ... zakalec???

Bez zachwytu. Bo jestem nie-pozytywną realistką. I nic nie chce tego zmienić.

Ps. Po powrocie do domu okazało się, że mąż zjadł resztę ciasta. Jednak magia trochę działa. :)

E.

czwartek, 9 maja 2013

Frustracja

Dzisiejszy dzień był pod znakiem narastającego we mnie złego humoru. Niezadowolenie z siebie, z tego, co robię, poczucie chaosu i natłoku spraw. Fakt, jestem mistrzem w rozdrabnianiu się i chyba w rozdmuchiwaniu spraw i problemów. Znam tylko jeden sposób, który pomaga. Zagłębić się w siebie i zadać sobie pytanie - "o co mi chodzi?"

Oj, niełatwo znaleźć odpowiedź. W mętnej wodzie nie widać, co pływa. Ostatnio wyznaczyłam cele, ale nie ustawiłam hierarchii. Na pytanie - "Którą iść drogą?" można odpowiedzieć tylko wtedy, gdy znajdzie się odpowiedź - "A dokąd chcesz dojść?".

Znalazłam odpowiedź. Chcę znaleźć dodatkową pracę w moim zawodzie, która będzie dla mnie wyzwaniem, da mi szansę rozwoju. Pytanie - czy wystarczy mi odwagi i czy jestem gotowa zapłacić za osiągnięcie celu, a nie wiem ile? Czy jestem w stanie poświęcić też inne cele, bo być może nie uda się ich zrealizować?

Jeśli nie będę próbować dojść do celu, który wysunął mi się na pierwszy plan, zapłacę frustracją, rezygnacją, pretensjami do męża i rodziny. Już płacę. Koszty są w każdym przypadku. Jeśli będę szła do przodu, będę miała szacunek do samej siebie i nauczę się czegoś nowego, chociażby jak pokonuje się przeszkody. Stanie w miejscu spowoduje, że skisnę. :( To już się dzieje.


Którędy droga?
Teraz potrzebny jest plan. Bez tego czuję (jestem pewna) nie uda się.


pozdrawiam serdecznie

E.

PS.  Rysunek pochodzi z  http://www.photoblog.pl

środa, 8 maja 2013

Uprawy na działce

Przepiękna pogoda wczorajsza zmobilizowała nas do wyjazdu na działkę. Przed urlopem posiałam warzywa - marchew, rzodkiewkę, kalarepę (pierwszy raz), buraczki, pietruszkę korzeniową i naciową. Oprócz tego urosną koperek i estragon. Na rozsadniku mam cukinię i melona! Cukinia wybujała bardzo, nie wiem czy nie przesadzę do większych doniczek, żeby miała możliwość lepszego wzrostu. Melon to pomysł na eksperyment. Gosia bardzo lubi ten owoc. Podobno może się udać w gruncie bez osłon, jeśli jest ciepłe lato. Zobaczymy :)
Pojechaliśmy, żeby podlać nasze zasiewy. Zdążyliśmy wrócić (na rowerach) i była burza. Nie wiem, czy padało też na naszej działce. Jeśli tak, to znaczy, że nasz podlewanie było "po łebkach" i trzeba było poprawić? :)

jałowce i berberys na grządce ozdobnej


kwitnąca czereśnia


E.

wtorek, 7 maja 2013

Dziwny wirus

Gusia w poniedziałek rano została przebadana przez lekarza. Diagnoza - wirus. Leży biedna w łóżku. Dołączyły się problemy jelitowe i ból głowy. Nie działa na ból głowy ibuprom, więc (zgodnie z jakąś reklamą, którą oglądała Gusia) kupiłam lek na migrenowe bóle głowy, który jednocześnie obniża gorączkę. Po zapoznaniu się ze składem donoszę, że składniki leku sugerują, że gdyby się połknęło polopirynę, paracetamol i popiło mocną kawą, to efekt powinien być ten sam. Trzeba byłoby porównać ewentualnie dawki. W każdym bądź razie dziś po południu, po podaniu leku, głowa przestała boleć. Temperatura natomiast wieczorem wyjątkowo nie wzrosła. Nie mam pojęcia, czy to też można przypisać popołudniowej dawce reklamowanego specyfiku. Niemniej jednak, jest lepiej. Liczymy, że wirus jest tylko z tych, co dopadają wyłącznie 14-olatki i to tylko te, co wracają znad morza. Innej możliwości nie widzę.

pozdrawiam

E.

poniedziałek, 6 maja 2013

Utrzymanie wagi - apetyt na słodycze na urlopie

Dziś rano weszłam na wagę po urlopie. Muszę dodać, że od ponad roku, bo wtedy zaczęła się moja przygoda z odchudzaniem, wchodziłam na wagę codziennie. Ranne ważenie było bardzo ważne, bo ono dawało mi obraz tego, co się dzieje. Tym razem też miałam zamiar wziąć ze sobą wagę, ale mąż poprosił, żeby dać spokój. I z wagą i z ważeniem. Powiem szczerze, że pomyślałam, że to nie będzie komfortowe i czuję obawę na myśl o niekontrolowanych skokach wagi. Mąż dał mi ostatecznie wolną rękę. I wtedy poczułam, że mogę się otworzyć na to, że jem to, na co mam ochotę nie kontrolując efektów. Spróbuję odczytać sygnały, które wysyła mój organizm. A nawet, gdy nie będę umiała ich odczytać, to sobie pofolguję, bo w końcu to urlop, a ewentualnymi negatywnymi efektami będę martwić się po powrocie.

No i dziś po wejściu na wagę zobaczyłam cyfry, które mnie zaskoczyły! Jest mniej niż zakładałam, że będzie. Jest nawet trochę mniej, niż było przed wyjazdem! Jeśli ktoś wie, jak trudno jest utrzymać wagę, to domyśla się jaka to ulga i radość jednocześnie. Rzeczywiście, tak jak pisałam o apetycie na cukier w jednym z poprzednich postów, starałam się jeść tylko węglowodany, nie dodając białka i tłuszczu, jeśli miałam na nie ochotę. Jeśli miałam zjeść posiłek białkowy, to jadłam go min 1,5 godz. po węglowodanach. Po białkowym było ok 3 godz przerwy. Jak chciało mi się (bo się chciało) jeść czekoladę, to ją jadłam. Jadłam, aż nie przestałam mieć na nią ochotę. Raz to nawet ponad tabliczkę. A może nawet zjadłam dwie. Ale potem czułam, że jestem najedzona i nie jadłam dopóki nie poczułam głodu. Jadłam lody! A w zeszłym roku nie jadłam lodów ani razu. Muszę przyznać, że starałam się jeść dużo warzyw. Pasują i do białka i do węglowodanów. Surowa marchew pokrojona w słupki jest przepyszna. Ogórki w takiej postaci też bardzo lubię. Pisałam o warzywach z Biedronki. Banany w zasadzie można też potraktować jako zdrowe węglowodany.

Wcale nie zawsze przestrzegałam zasad niełączenia składników. Czasem namieszałam w żołądku tak, że czułam się bardzo ociężała, ale wtedy czekałam aż mi przejdzie, czyli czekałam, aż organizm będzie gotowy na nową porcję jedzenia.

Myślę, że jedną z równie ważnych spraw, było to, że się wysypiałam i myślałam pozytywnie (z powodu urlopu, braku stresów, no i lektury, którą czytałam). Nie powiem, że nie piłam kawy, bo niestety piłam...

To niesamowite odkryć te powiązania! A ja wcześniej uważałam, że aby się nasycić, trzeba jeść białko. I to najlepiej dużo do każdego posiłku. :)

pozdrowienia serdeczne po bieganiu pierwszy raz w krótkim rękawku! :)

E.

niedziela, 5 maja 2013

Precz z końcem urlopu!

Wróciliśmy! Korki były, ale nieduże. Jechaliśmy sześć godzin z dwiema krótkimi przerwami. Pogoda ładniejsza niż kiedykolwiek w ostatnim czasie. Ciepło i słonecznie. No, słonecznie to było nad morzem przez większość dni. Pocieszenie jest takie, że podobno tu lało. Dopiero dziś było ładnie.

Jutro do pracy. Niestety mamy nieprzyjemną niespodziankę. Gusia ma gorączkę. Obudziła się dziś z bólem głowy, kazała sobie tabletki przeciwbólowe serwować. Humory miała przez całą drogę. A ponieważ chimery miewa często, oprócz tego straszy nas, że będzie chora, że teraz to ma dreszcze, gorące czoło itp... to nie potraktowaliśmy tego jak należy :( A teraz już śpi po zażyciu odpowiedniej liczby tabletek popitych rozpuszczoną aspiryną i szklanką mleka z ząbkiem czosnku i miodem.

A po to jechaliśmy nad morze, żeby była zdrowa... Wirus jakiś, czy co? Zobaczymy, co się z tego rozwinie... A może by tak przeszło tak szybko jak przyszło? Mamy mocne wejście w codzienną rzeczywistość. Mam nadzieję, że u Was jest to łagodniej :)

pozdrawiam serdecznie

E.


sobota, 4 maja 2013

Ostatni dzień

Dziś wieczorem obserwowaliśmy jak odjeżdżający z Ustronia puszczają lampiony na molo. To tak jakbyśmy my puszczali, bo jutro wyjeżdżamy. Smutno, bo urlop się kończy...

Dużo udało mi się przemyśleć. Zobaczymy, czy uda mi się wyjść z działaniem "poza strefę komfortu". To jest coś, co najmocniej blokuje... Obawa i niepewność. Jedyne, co może je okiełznać to działanie.

Na molo, znów w Kołobrzegu. Jakość kiepska, ale wspomnienia pozostaną.


Była dziś wycieczka rowerowa z córką! I bieganie! Ho, ho!

pozdrawiam

E.

piątek, 3 maja 2013

Spotkanie

Dziś spotkaliśmy się z siostrą mojego dziadka, która nie ma nogi. Ma protezę, dzięki której może poruszać się o kulach. Ma ponad 80 lat. Czy była smutna? Nie. Jej uśmiech nie był wymuszony. Ma pozytywny, powiedziałabym życzliwy, stosunek do ludzi. Interesują ją problemy innych. Nie narzeka, choć mówi o trudnościach, które doświadcza. Korzysta z pomocy innych, ale nie użala się nad sobą. Lubi ludzi. Lubi prace domowe, radzi sobie sama kiedy tylko może. Zastanawia mnie jej hart ducha. Pewnie wynika z pozytywnego myślenia o sobie, o świecie, o innych ludziach. A gdyby mnie ... trochę z tych dobrych genów... Albo tak się zarazić pozytywnymi wibracjami... zarazkami... Tak tylko trooochę... :)

Zdjęcie moje:


pozdrawiam cieplutko z zimnego "nadmorza" wieczorem, brr...

E.

czwartek, 2 maja 2013

Dieta podnosząca poziom serotoniny po zakończonym procesie odchudzania

Po zakończonej diecie, gdy waga jest już odpowiednia, dietetycy zalecają powolne przyzwyczajanie organizmu do "normalnego" jedzenia. W moim przypadku jest to praktyka czterech dni w tygodniu diety, która niewiele różni się od tej odchudzającej (jest wzbogacona niewielką ilością węglowodanów), a potem trzy dni tzw. uczty (jem to na co mam ochotę). Niestety to "jem na co mam ochotę" kończyło się jedzeniem dużo, wszystkiego, odczuwanym złym samopoczuciem związanym z przejedzeniem i ogólnym rozdrażnieniem. Dziwiło mnie to, bo na diecie nie byłam ani rozdrażniona, ani ospała.

środa, 1 maja 2013

Słoneczny dzień

Pogoda dziś była słoneczna. Jednak powietrze ostre. Na plaży znaleźliśmy wykopany ogromny dół i ... weszliśmy do niego.


wtorek, 30 kwietnia 2013

Cudowny czas

Dziewczyny są super. Zmieniły się od zeszłego roku. Gusia jest łatwiejsza w kontakcie, mniej krzyczy, jest bardziej elastyczna i liczy się z uczuciami innych. W końcu skończyła 14 lat. Jej burzliwy czas chyba już się skończył. Przynajmniej jakiś etap. Uff! Było ciężko. Gosia też się zmieniła. Jest bardziej otwarta na innych, weselsza. Coś jej się już chce :) Spacerujemy, rozmawiamy,  śmiejemy się, zasiadamy do posiłków.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Wycieczka rowerowa nad morzem

Pojechaliśmy na rowerach do Kołobrzegu. To była moja druga wycieczka na rowerze w tym roku. Zanosiło się na deszcz, ale pokropiło tylko trochę. W tym czasie zjedliśmy ja - lody (tak na rozgrzewkę), a mąż gofra (bo boli go gardło). Odwiedziliśmy na korcie mojego kuzyna, którego po wielu latach widzieliśmy będąc w Kołobrzegu poprzednim razem. Oto dowody wycieczki:

Twórczy odpoczynek

Odpoczywamy nad morzem. Temperatura powietrza jest dużo niższa niż w centralnej Polsce, bo niewiele ponad 10 stopni C. Na szczęście mamy dużo ciepłych ubrań, włączając w to czapki, szaliki i rękawiczki :). Wczorajszy wieczór nas zaskoczył, bo nie było wiatru, świeciło słońce i była nadzieja, że dziś damy radę bez czapek. Niestety jest pochmurno i chyba będzie padać.

Pogoda nie przeszkadza jednak w odpoczynku, tym bardziej, że gospodarze grzeją, więc azyl mamy ciepły. Na zimne spacery jesteśmy przygotowani, ale biegać nie mieliśmy ochoty aż do dzisiaj.

Znalazłam fajną myśl - "Mędrzec jest panem swego ducha, głupiec zaś jego niewolnikiem" Publilius Syrus. Do pracy nad pozytywnym myśleniem pasuje jak ulał. Głupcem nikt być nie chce... Mam nadzieję, że ten urlop posunie mnie w dobrym kierunku w tym aspekcie.

Najważniejsza teza - "Sukces zależy nie tyle od "jakości" umysłu człowieka, ile od "jakości" jego sposobu myślenia". Co z tego, że człowiek ma skończone studia, różne kursy, jeśli nie potrafi ukierunkować swojego wysiłku i wycofuje się przed działaniem, przeraża przeszkodami i nie wierzy, że może coś osiągnąć? Można zauważyć, patrząc na osoby, które odnoszą sukces, że nie trzeba dużo. Wystarczy postawić cel, wierzyć, że mogę go osiągnąć i konsekwentnie do tego dążyć. Czyli praca, praca, praca. Nad myśleniem i realizacją celu.