Wróciliśmy z urlopu jeszcze przed końcem sierpnia. Ostatni tydzień wymagał ode mnie wytężonej pracy, bo gdy wyjeżdżam moja praca leży odłogiem. Jakieś podsumowania, rozliczenia, których nie zrobiłam wcześniej. No, i emocje, bo od 2 września miałam zaplanowaną pracę w nowym miejscu. Obowiązków więc dwa razy tyle, no i obawa jak to będzie, czy podołam, czy dostanę umowę i na jak długo. Minął już ponad tydzień. Myślę, że będzie dobrze. Musiałam się w końcu pozbierać w niedzielę, na koniec weekendu, bo napięcie sięgało zenitu. Pomogło bieganie, choć nie miałam siły tyle, co zwykle. Po treningu głowa przestała mnie boleć. I pomyślałam sobie - "Czego ty kobieto martwisz się na zapas, jak dopiero wchodzisz w nowe obowiązki? Jak nabędziesz doświadczenia, to dasz radę. A teraz zauważ, że tak naprawdę nie masz, póki co, żadnej odpowiedzialności, więc po co się martwisz?" Wylądowałam więc, emocjonalny balonik pękł. Prawie ... :).
Wczoraj dostałam umowę! Na dwa lata! A myślałam, że okres próbny miesięczny, no ... może trzymiesięczny... Super!
Teraz wypada sobie poradzić.
E.
ps. Ale tego sposobu ubierania się nie znoszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz