piątek, 22 listopada 2013

Sukces czy porażka...

W tym tygodniu pracowałam ostatni raz w biurze. Tydzień temu dostałam wymówienie. Brałam je pod uwagę, ale miałam jednocześnie nadzieję, że będę pracować dalej.
Co czuję?
 To gmatwanina uczuć:
  • złość i gniew, że sytuacje chamskiego traktowania mnie przez przełożoną miały miejsce,
  • rozczarowanie, że nie mogę kontynuować rozwoju swoich umiejętności,
  • żal, że nie mogę współpracować z dziewczynami, które robią to samo, co ja i nie możemy już swobodnie wymieniać ze sobą zawodowych informacji, szkoda mi tych znajomości, miło było,
  • czuję się zawiedziona, bo pracę w biurze odbieram jako "jazdę po bandzie", w stresie, braku czasu na dokształcenie się, na dokładne sprawdzenie, na spojrzenie za okno i mały dystans,
  • praca przed ekranem komputera przed min 8 h dziennie, a często też w sobotę spowodowała, że mam problemy z nawleczeniem igły,
  • odczuwam bardzo duże zmęczenie, bo wiele kosztowało mnie wejście w nowe środowisko, nowe zasady i nowy sposób funkcjonowania, i kicha....
  • czuję satysfakcję, że nie zaczęłam kląć, rzucać k..., ch..., opier...ć, a mój sposób zachowania spowodował, że zachowanie przełożonej było bardziej kulturalne; było jej wstyd  zachowywać się wulgarnie przy mnie,
  • nie zrezygnowałam sama z powodu - "już nie dam rady tego znieść", przeskoczyłam siebie chyba z pięć razy...
  • powiedziałam pani na koniec, że nie była w porządku wobec mnie i dlaczego. Dałam radę.
Zbieram się w sobie...

Nie wiem, czy taka praca mi odpowiada. W pewnym sensie dobrze było dostać wypowiedzenie, ale źle, jeśli rozpatruje się to zdarzenie w kategorii porażki.

Muszę to uporządkować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz