czwartek, 30 maja 2013

Po zebraniu

Byłam  na zebraniu i powiem, że postanowiłam potraktować nauczycieli poważnie   i poprosić o podpowiedź, co mam z tym naszym "okazem" zwanym popularnie Gosią, zrobić.
Od pani z chemii, po naświetleniu sytuacji, w zasadzie, dostałam opr, taki z głębi serca. Rada - iść na spacer, wyluzować, zwrócić odpowiedzialność za sytuację córce i żądać przedstawienia planu działania. I rozliczać z realizacji poszczególnych punktów. Pani profesor jest gotowa na wszelkie ugody z delikwentką, jeśli ta będzie wykazywać chęć współpracy i dobrą wolę.
Najważniejsza rozmowa odbyła się z wychowawcą, która to pani, zaskoczyła mnie otwartością i gotowością do rozmowy. Do tej pory odbierałam ją jaką osobę bardzo powierzchowną, której nie zależy na wychowankach. Bardzo się myliłam. Opowiedziała mi o atmosferze w klasie, o tym jak postrzegana jest przez nią Gosia. I co najważniejsze - powiedziała mi, że choć to wygląda groźnie, nie ma się czego obawiać. Szkoła jest bardzo wymagająca. Klasa jest najlepsza w poziomie (jeśli chodzi o możliwości na wstępie). Dostali najlepszych nauczycieli. Niestety nastroje ogółu klasy są takie, że uczniowie są gnębieni przez nauczycieli, bo ci idą do przodu z materiałem, zadają prace domowe, odpytują, robią klasówki i kartkówki i (o zgrozo!) stawiają oceny. Nie są mile widziani ci, którzy chcą coś robić. Niestety. Pani profesor powiedziała, że sytuacja Gosi nie jest taka zła i prawdopodobnie przejdzie do następnej klasy. Bardzo mnie to ucieszyło, choć nie jest to rozwiązany problem, bo chodzi o jej podejście do szkolnych obowiązków. Na razie plusem jest to, że nie denerwuje się tak, jak w zeszłym roku. No, ja niestety bardziej.
Zostałam poinformowana też, że pani od niemieckiego nie postawiła do tej pory, jeszcze, jedynki z niemieckiego. Byłam u niej też. Wyszło na to, że gotowa jest do "pozytywnego" odpytywania, a najbardziej martwiła się, że Gosia ma złe oceny z angielskiego, to z niemieckiego miała jedynkę na półrocze. I tu grozi powtarzanie roku, a nie gdzie indziej.
Zachęcona przez  wychowawcę, odwiedziłam też panią pedagog, która okazuje się jest psychologiem klinicznym. Przedstawiła parę pomysłów jak można jeszcze poradzić sobie z niechęcią do nauki i jak rozmawiać po zebraniu.
Muszę powiedzieć, że wsparcie ogromne. Cały czas jestem pod wrażeniem.
Po powrocie do domu, egzekwowanie planu się nie udało, bo nasz "okaz" nie chce rozmawiać o problemie, bo od niego ucieka. Ale wczoraj wydębiłam plan. Czy się bierze? Na razie nie, ale odpowiedzialność ma być po jej stronie, więc nie pilnuję.
Czuję, że coś mi odpuściło, choć nie do końca. Mam nadzieję, że Gośka nie straci roku.
Oj, trudne to wychowanie.

E.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz