środa, 23 stycznia 2013

Z zeszytu moich głupot - wypis nr 1

Uczestniczyliśmy w weekend w pewnym halowym wydarzeniu zorganizowanym przez jezuitów. Konferencje, porywające śpiewy połączone z wykonywaniem gestów, wymiana opinii. Bardzo ciekawe. Bodźców aż nadmiar. Dobrze, że robiłam notatki, to będzie z czego skorzystać.
Brak kawy dawał mi się we znaki. Były chwile, gdy gorzej przyswajałam informacje, parę razy poleciała mi głowa. :) Ale tylko na sekundę.

Wieczorem w niedzielę zaliczyliśmy bardzo miłe imieniny. Niestety pan domu chory na grypę, z gorączką, machał nam tylko w drzwiach pokoju, dokąd został odosobniony, by nie zarazić gości. Szkoda, że musiał być sam, bo my uchachaliśmy się, że hej. Chyba nikt nie złapie wirusa?

Ekscesy związane z odstawieniem kawy, zajęty weekend, brak czasu na porządkowanie bodźców w głowie (biedna głowa) spowodowało, że nie mogłam się zabrać za prace, które miałam do wykonania po południu.

 I wyszło tak (bezsensownie jak zwykle):
1. zmuszam się, żeby zrobić to, co mam zrobić. 
2. nie wychodzi,
3. zmywam sobie głowę, myślę jaki to ze mnie nieudacznik, oskarżam się - najpierw w związku z nicnierobieniem, a potem po całości :)
4. obiecuję sobie, że teraz to naprawdę zrobię...
5. nie wychodzi,
6. to samo co wyżej przedtem, ale bardziej :) :)
7. pójście po rozum do głowy (WRESZCIE!)
8. zmiana perspektywy, pozwolenie sobie na słabość,
9. odpoczynek,
10. ROBIĘ to, co chciałam zrobić. Bez problemów i szybciej niż myślałam.

Co za bzdurny mechanizm! Gdybym miała założony zeszyt głupot popełnionych przeze mnie, to zaraz bym to wpisała. A tak wpisuję do bloga, żeby mi poszło w pięty i żebym następnym razem zaczęła od punktu 9!

Znowu brak zgody na słabość?...



pozdrawiam cieplutko

E.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz