środa, 2 stycznia 2013

Podsumowanie roku

Rok 2012 zaczął się paskudnie. Nieudany Sylwester, zakończony w szpitalu, bo koleżanka młodszej córki uderzyła głową w podłogę próbując ok 2 po północy utrzymać równowagę na dużej piłce do ćwiczeń. Co jej przyszło do głowy? Na szczęście rozcięta warga nie wymagała szycia, pozorna utrata świadomości była raczej chwilowym zaśnięciem w trakcie zabawy, bo podobno dziewczynka była po dwóch niedospanych wcześniej nocach. Byliśmy absolutnie trzeźwi, więc nie było problemem jeździć po nocy do szpitala, do rodziców dziewczynki i z powrotem. Powiedziałam sobie, że więcej na imprezy nocne nie biorę żadnych obcych dzieci. Skończyło się właściwie dobrze. Usunięto jej tylko nerw z tzw. "jedynki", bo coś było z tym nie tak.
Ten sylwester był bardzo miły. Dużo tańca i trochę rozmów ze znajomymi. Wyszliśmy o północy pooglądać fajerwerki.
W 2012 roku sporo dobrego się zdarzyło. Schudłam dużo, zaczęłam chodzić na siłownię, co mi się nigdy nie zdarzyło wcześniej. Nie tylko zaczęłam biegać, ale i polubiłam to. Robimy to razem. Biegamy już po 60 min w trzech częściach oddzielonych minutowym marszem. Polubiłam gotowane warzywa, oliwę z oliwek, chleb żytni, ryż, znielubiłam pszenicę i ziemniaki. I nie lubię tego jak się czuję jak zjem cukier - jakieś rozdrażnienie, poczucie takiego "spuchnięcia", czy obrzęku. Nie jestem pewna, czy aż tak bardzo "nie lubię" tego odczucia jak "lubię" jednak jeść cukier :(
Nauczyliśmy się jeszcze lepiej i na innym poziomie (są jeszcze inne poziomy??? :) ) rozmawiać ze sobą w małżeństwie, pewne zmiany nastąpiły też w kontakcie z naszymi nastolatkami.
Skończyłam następny etap w kształceniu zawodowym. Rozglądam się co dalej.
No i .... mam wiele planów. Chcę choć trochę o nich napisać, ale zbieram się już parę dni. Potrzeba mi jeszcze chwili, żeby się skrystalizowały... Może brakuje mi odwagi?
Właśnie... To ten blog... Zaczęłam go pisać. Miał być mobilizacją do pewnych działań i miejscem "upustu  pary", czyli emocji. I jest! :) Choć zauważam, że burzliwe i gwałtowne emocje ubrane w słowa stają się ułożone, okiełzane i są tylko odblaskiem tego czym były na początku.
Ale też o to by mi chodziło.

Pozdrawiam Was, którzy  też zmagacie się z własnym życiem, działaniem i dziedzictwem.
Głowy do góry!

 

E.

2 komentarze: