niedziela, 27 stycznia 2013

Wypowiadam wojnę z kortyzolem, stresem i zamartwianiem się

Odstawiłam kawę. Brakuje mi jej trochę. Najbardziej tych momentów, gdy siadało się z pełną filiżanką (kilka razy dziennie :( ) i był czas na delektowanie się smakiem. Tych kaw było tyle, że efekt ich działania zwykle nie był taki satysfakcjonujący, jak bym chciała i oczekiwała. Ale ten moment czasu na refleksję, jakby dystans... Trzeba czymś to zastąpić. Wykreować taki kilkominutowy minutowy magiczny czas relaksu. I tego mi właśnie brakuje najbardziej.
Czuję wewnętrznie mniejsze napięcie co jest pozytywne, choć czasem przydałby się jakiś dopalacz. Powinien być związany z wewnętrzną motywacją, impulsem od środka. Wiem. I nad tym będę pracować.

Poszukuję nadal pomysłów na bezkofeinowe i bezcukrowe smaczne herbatki, czy też napoje. Na razie radzę sobie rooibos, choć nie bardzo ją lubię. No i miętą. Za tą przepadam po prostu. Kawa zbożowa z mlekiem wspiera mnie w pracy. Ale zdaje się ma wysoki indeks glikemiczny, co w sytuacji stresu szczególnie stymuluje od odkładania tłuszczu.

Przetestowałam wodę niegazowaną jako dobry sposób na trudny ranek po nieprzespanej nocy. Pewnie dlatego, że rozrzedza krew, łatwiej pozbyć się nadmiaru kortyzolu. Trzeba jej sporo wypić. Przynosi ulgę, znika też obrzęk. Lubię bardzo cisowiankę.

Wypowiadam wojnę kortyzolowi, a dokładniej stresowi w moim życiu. Będę ją toczyć metodami pokojowymi i mi od tego znowu kortyzol skoczy :). Myślę o medytacji chrześcijańskiej. W moim życiu to żadna nowość, ale chodzi o regularność i nawyk (powtarzalność powyżej pół roku ? :) ).

Treningi, a szczególnie bieganie są bardzo mi pomocne. Bez nich nie umiem już dobrze funkcjonować. Też obniżają kortyzol. Pomysł z maratonem nie jest jednak myślę dobry, bo zbyt obciążający dla organizmu. Mnie nie chodzi o bicie rekordów, ale lepsze, bardziej efektywne i satysfakcjonujące życie.

E.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz