niedziela, 2 listopada 2014

Dieta bezglutenowa na wyjeździe

W poprzednim tygodniu byłam na dwudniowym sympozjum w Warszawie. Nie było rady, trzeba było się zdecydować na jedzenie proponowane u organizatorów. Nie miałam ochoty nawet na oglądanie ciasteczek w przerwie kawowej, makaronów, kanapek, a co dopiero na płacenie za nie, a potem jedzenie. Koleżanka podpowiedziała mi, żebym w uwagach napisała, że jestem na diecie bezglutenowej. Tak też zrobiłam.

Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy do kawy, zamiast ciastek pojawiły się jabłka. Na obiad zamiast zupy grzybowej z makaronem dostałam tą samą zupę, ale bez makaronu. Drugie danie to były ziemniaki, surówka i kotlet z piersi kurczaka. Na moim talerzu pojawił się podwójny kawałek mięsa usmażony na patelni z przyprawami. Podwójny, bo jak wyeliminować panierkę, to porcja robi się śmiesznie mała :).

Podwieczorek dla wszystkich, to była sałatka jarzynowa (mało) z chlebem i malutkie babeczki udekorowane serem (na słono). O mnie zapomnieli chyba, bo dopiero jak się upomniałam, dostałam ogromny talerz warzyw gotowanych (tak na półtwardo, bo to była improwizacja) posypanych koperkiem. Jakie to było przepyszne! Wszyscy mi zazdrościli przy stoliku.

A ja poczułam - Pan Bóg mnie kocha, bardzo kocha!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz