Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy do kawy, zamiast ciastek pojawiły się jabłka. Na obiad zamiast zupy grzybowej z makaronem dostałam tą samą zupę, ale bez makaronu. Drugie danie to były ziemniaki, surówka i kotlet z piersi kurczaka. Na moim talerzu pojawił się podwójny kawałek mięsa usmażony na patelni z przyprawami. Podwójny, bo jak wyeliminować panierkę, to porcja robi się śmiesznie mała :).
Podwieczorek dla wszystkich, to była sałatka jarzynowa (mało) z chlebem i malutkie babeczki udekorowane serem (na słono). O mnie zapomnieli chyba, bo dopiero jak się upomniałam, dostałam ogromny talerz warzyw gotowanych (tak na półtwardo, bo to była improwizacja) posypanych koperkiem. Jakie to było przepyszne! Wszyscy mi zazdrościli przy stoliku.
A ja poczułam - Pan Bóg mnie kocha, bardzo kocha!
